Hej Tato, co tam u ciebie? Nie marszcz brwi, przecież już nie musisz się o nic martwić. Marzyłeś o tym, by wreszcie przestać się wszystkim przejmować. Mówisz, że się martwisz? Ale czym? Nigdy nie jest perfekcyjnie, przecież wiesz. Zawsze powtarzałeś mi, że jak jest dobrze to tak, jakby było idealnie. Nie rozumiałam tego. Dobrze to dobrze, idealnie to idealnie – jakaś racjonalna miara musi być. Musisz mieć więcej pokory – powtarzałeś, a ja tak nienawidziłam twojej pokory. Że godzisz się na to, by inni cię wykorzystywali, że nie stawiasz granic, czasami, że chowasz głowę w piasek. Nazwanie tego sprawia mi nadal trudność, bo uczę się myśleć o tobie realnie, a nie idealizować.
Kiedy odszedłeś, zezłościłam się na ciebie bardzo. Nie zapytałeś, nie uprzedziłeś, zostawiłeś mnie w poczuciu winy, że mogłam być lepsza, nie zrobiłam tylu rzeczy, nie powiedziałam nic istotnego, moje serce pierwszy raz na sekundę stanęło. Opuściłeś mnie, choć przecież nie był to nasz pierwszy raz. Ale tym razem nie pomogłam ci, nie dodałam słowa otuchy, nie zamknęłam drzwi. Nie dałam ci na to przyzwolenia, bo jak można pozwolić odejść ojcu na zawsze, gdy całe życie jest się dzieckiem?
Twoje odejście mnie zmieniło. Nic mną tak nie wstrząsnęło jak twoja śmierć. Nie chodzi tylko o smutek, który jest ze mną już za pan brat, ale o poczucie samotności, które się pogłębiło. Byłeś moją opoką, Tato, i niewidzialną barierą chroniącą mnie przed innymi. Byłeś moją bratnią duszą- jak mówiła Ania z Zielonego Wzgórza. Byłam pewna, że zawsze będziesz i zdążymy jeszcze nieraz pojechać w Bieszczady, a wtedy nadgonimy czas, pogadamy, pogramy w karty, napijemy się dobrego czerwonego wina. Nie mogę sobie wybaczyć tego odkładania na później, już tego nie robię. Mam głębokie poczucie straty, nie tylko z Twojego powodu, ale także dzięki temu mam świadomość, że w każdej minucie tracimy swoje życie, mamy o tę minutę mniej ze swoimi dziećmi, rodzicami, ukochanymi. Właściwie żegnamy się wciąż.
Jestem lepszym człowiekiem teraz. Bardziej uważnym. Miałam tysiące mitów na swój temat, ale byłam nieobecna. Żałuję, że nie możesz tego doświadczyć, myślę, że byłbyś uradowany. Mam zdjęcie z końca roku szkolnego, dwa lata temu. Siedzieliśmy na korytarzu i robiłam nam selfie. Byłam taka zrelaksowana, pewna, że będziesz, mówiłam wtedy, że już niedługo będziemy razem świętować Jurka maturę. Po twoim odejściu moje pojęcie czasu bardzo się zmieniło. Celebruję życie, kłaniam mu się wciąż.
Twój cmentarz stał się moim domem. Byłam dziś, kupiłam ci różę, znicz w kształcie serca. Przyniosłam Tischnera, bo lubiłeś jego poezję i śmiałeś się z jego śmiechu. Przeczytałam ci po cichu: „Góralska teoria poznania mówi, że są trzy prawdy: Świenta prowda, Tyż prowda i Gówno prowda”, chichrałeś się jak wariat. Uwielbiam spokój twojego domu, gdy idę znanymi mi alejkami i ci, których mijam już nie są dla mnie anonimowi. Wiem, komu umarła matka, ojciec, a komu dziecko. Witam znajomą ławeczkę, gdzie całymi dniami przesiaduje starsza pani. Mijam żołnierzy, bohaterów wojennych, ich równo obok siebie ustawione groby, i ten zapuszczony grób dziecka, gdzie zawsze zapalam znicz. Ukłułam się dziś tą przyniesioną różą i z palca popłynęła mi krew, dowód, że żyję, to czego nie możesz mi już dać. Dowodu życia.
Bez sensu.
Dziś Dzień Ojca. Jest mi smutno, ale tłumaczę sobie, że to dla równowagi. Tyle się śmialiśmy w życiu, Tato, prawda? Smutek wyrównuje moją bezmyślność, a łzy wygładzają skórę. Nie martw się o mnie, lubię nawet twoją ciszę. Pamiętasz to? „Mowa ziemi jest podobna do mowy miłości – ziemia także przemawia w ciszy. Stąd zapewne bierze się to przymierze między zakochanymi i umierającymi a ziemią. Płynie ono z pokrewieństwa ciszy.” Pokrewieństwo dusz, pokrewieństwo ciszy. Miłość do ciebie błąka się dziś pomiędzy niebem a ziemią. Wszystkiego dobrego, Tato.