„W Polsce mężczyzna nie ma szans w walce o opiekę. Chyba, że jest bogatym prawnikiem. Walczyłem z nią, sędzią, psycholożką. Wygrałem. Odchorowuję do dzisiaj”
– System jest przeciwko nam, facetom – twierdzi ojciec ponad pięcioletniej Julki. – Biegła psycholog patrzyła na mnie bez emocji i mówiła, że mam słabą więź z córką. Na tyle słabą, że wystarczą nam kontakty raz na dwa tygodnie, w mieszkaniu mojej byłej.
Jak często widujesz teraz córkę?
Mam sądownie ustalone kontakty, których eks już się trzyma. Co dwa tygodnie, przez cztery doby Julka jest ze mną. Mam też prawo do tygodnia ferii oraz tygodnia w lipcu i w sierpniu.
To nie jest za mało?
Cieszę się z tego, co mi się udało. Ważne, że mamy kontakt. Codziennie czytam córce przez telefon na dobranoc, rozmawiamy. Już nie wierzyłem, że to się uda. Ale adwokat powtarzał: „Niech się pan nie poddaje”.
Walka Adama
Rozdział 1 Rozstanie
To żona zażądała, żebym się wyprowadził. Nie chcę analizować rozstania, każdy ma swoje racje, nie będę obiektywny. Dziś uważam, że mnie nie kochała, była ze mną dla pieniędzy i dlatego, że chciała zajść w ciążę. Koleżankom w wiadomości pisała: „Gdzie ja w wieku 36 lat znajdę faceta, który chce dziecko”.
Ale do tego jeszcze wrócę.
Tamtego dnia kłóciliśmy się, ona rzuciła: „Wypier…”. To był kolejny raz, regularnie dostawała szałów. Byłem zmęczony, pierwszy raz powiedziałem: „Okej”. Spakowałem torbę i wyszedłem.
Dwa dni później zacząłem do niej dzwonić w sprawie ustalenia kontaktów z Julką. Córka miała ponad rok i to ja głównie się nią opiekowałem. Żona dużo pracowała, nie miała też cierpliwości. Teraz myślę, że miała przedłużającą się depresję poporodową. Nie mogłem się dodzwonić. Zablokowała mnie. Spróbowałam przez messenger i inne media społecznościowe– tam też byłem zablokowany. Ponieważ robiła to już wcześniej, w złości, odczekałem parę dni i napisałem maila– nie odpisała. Próbowałem więc przez teściową i wspólnych znajomych. Pisałem, że Ewa odcięła mnie od Julki, nie mam z nią kontaktu. „Przekażcie Ewie, że muszę się z nią zobaczyć” prosiłem. Przesyłali mi wiadomość, którą im wysłała: „Nie wtrącajcie się w to”.
Zacząłem więc przychodzić pod dom, zmieniła zamki, nie otwierała mi. Zostawiałem kartki. Po żadnej z nich nie skontaktowała się ze mną. Po dwóch miesiącach wpadłem w depresję. Dziś bym poszedł od razu do adwokata, wtedy nie wiedziałem nic o rozwodach. Myślałem, że Ewa ma jakiś swój szał, w końcu to minie, wrócimy do siebie. Odpuściłem, wziąłem na przeczekanie. To był błąd.
Rozdział 2 Próby
Pół roku od wyprowadzki napisałem maila. „Nie rozumiem twojej postawy. Julka dorasta bez ojca, nie odzywasz się. Składam papiery o rozwód i ustalenie kontaktów”.
Następnego dnia miałem urodziny, zadzwoniła.
– Hej, wszystkiego najlepszego– zaczęła jakby nigdy nic. – Oczywiście, że możesz zobaczyć Julkę. Spacer jutro?
Następnego dnia podjechałem do parku, było ciepło, początek wiosny. Córka uśmiechnęła się na mój widok, wyciągnęła do mnie rączki. Myślałem, że mnie nie pozna.
– Chciałabym, żebyśmy spróbowali jeszcze raz. Przepraszam – powiedziała Ewa. Kochałem ją, zależało mi na rodzinie.
Wróciliśmy do siebie, ale to nie był dobry czas. Ewa poprosiła, żebyśmy na razie ukrywali przez znajomymi i rodziną, że znów razem jesteśmy. „Wyszła z tego straszna zadyma, nie chcę już angażować innych w nasze życie”. Na początku się na to zgodziłem, ale na dłuższą metę to było nie do zniesienia. Musiałem wychodzić z domu, kiedy przyjeżdżała jej matka, czy przyjaciółki. Nie widywaliśmy się ze znajomymi. Z jednej strony nie dziwiłem się, Ewa postawiła rodziców na nogi, opowiedziała, że robię okropne rzeczy. Jestem nieczuły, nie nadaję się na ojca. Przekazywała im moje słowa rzucone w kłótniach, wyrwane z kontekstu. Dostawała też od nich wsparcie finansowe. Z drugiej zacząłem zastanawiać się, czy ze mną nie jest dla finansowego wsparcia. Wtedy dobrze zarabiałem, już w trakcie małżeństwa spłaciłem jej długi w ZUS-ie, korzystała też z mojego konta.
Poprosiłem ją, żebyśmy odkręcili tę sytuację, spotkali się choćby z jej rodzicami. Lubiłem ich, chciałem mieć dobre relacje. Przede wszystkim jednak zależało mi na prawdzie. Oboje ponosimy odpowiedzialność za nasz kryzys.
– Nie będę robić cyrków! – zdenerwowała się.
Miałem już dość, nie widziałem w tym momencie dalszego sensu związku. Powiedziałem, że dla mnie to jest koniec. Zależy mi tylko na córce. Sytuacja potoczyła się dokładnie tak, jak wcześniej. Ewa kazała mi wypierdalać. I też zablokowała mnie na mediach społecznościowych. Nie miałem z nią kontaktu.
Tyle że tym razem poszukałem adwokata. Napisaliśmy pozew o rozwód i zabezpieczenie kontaktów z dzieckiem. Walczyłem o spotkania raz na dwa tygodnie.
– To najwięcej, o co możemy zawalczyć na teraz – uznał adwokat. – Sądy i tak są zawsze po stronie matki, dziecko jeszcze jest małe. A argumentem przeciwko panu będzie brak kontaktu przez pół roku.
Przed sprawą spotkaliśmy się jeszcze na mediacje ze swoimi prawnikami. Usłyszałem, że córka mnie nie pamięta (z domu wyprowadziłem się w marcu, sprawa była wyznaczona na czerwiec, w ciągu tego czasu żona ani razu nie pozwoliła mi się spotkać z Julką), że to będzie dla niej stres. Jestem alkoholikiem, mam depresję. Po namowach adwokatów uznała, że zmieni zdanie, jak będę jej płacił 2, 5 tysiąca alimentów.
To był dla mnie trudny czas, straciłem pracę. Nie miałem mieszkania. Zostawiłem jej wszystko, nie mogłem płacić takiej sumy, poza tym nie chciałem też kupować sobie dziecka.
– W takim razie idziemy na noże– rzuciła wychodząc ze spotkania.
Rozdział trzeci Rozwód
Sąd ustalił zabezpieczenie alimentów 1400 złotych, miałem zapłacić też za cały czas, od pierwszej wyprowadzki. Sąd nie uznał tego, że byliśmy jeszcze razem przez pół roku i normalnie dzieliliśmy się kosztami. Julkę mogłem spotykać raz na dwa tygodnie, przez kilka godzin, w domu. Dostałem też zgodę na odbieranie jej z przedszkola w czwartki i spędzanie z nią czasu od 14.00 do 16.00. Tyle, że była nie respektowała ustaleń sądu. W czwartki zabierała córkę z przedszkola o 13.00, raz się spotkaliśmy, zaczęła wrzeszczeć, że nie wezmę jej dziecka. Nie miałem szans, zrezygnowałem. Nie chciałem kłótni przed przedszkolem, żal mi było Julki.
Innych ustaleń eks się trzymała. Gdy przychodziłem, była w domu. Mogłem zajmować się Julką. Ale atmosfera najczęściej była nie do zniesienia, robiła mi awantury, krzyczała do córeczki, że „świnia ze mnie nie ojciec”. Ona jeszcze była za mała, żeby rozumieć, ale denerwowała się. Parę razy wychodziłem, żeby eks przestała krzyczeć.
W tym czasie wysyłałem do dyrekcji przedszkola monity. Pytałem, jak rozwija się Julka, jakie robi postępy. Dyrektorka, na prośbę żony, nie odpowiedziała na żaden mój mail.
Wystąpiłem o rozszerzenie kontaktów, dostałem zgodę na zabieranie Julki poza miejsce jej zamieszkania. To rozsierdziło Ewę. Potrafiła zamontować córce GPS w zegarku, z podsłuchem.
Gdy zgłosiłem sprawę na policję, zaczęła robić uniki. Przychodziłem na spotkanie z dzieckiem, nikogo nie było w domu. Dzwoniłem. Słyszałem: Julka jest chora, Julka jest u babci, Julka coś tam.
Znów zgłosiłem sprawę na policję. Interweniowała policjantka, też matka. Eks otworzyła jej drzwi i pokazała zaświadczenie, że córka jest chora. Pamiętam, że pierwszy raz poczułem wsparcie, policjantka pouczyła Ewę, że nie może zabraniać mi kontaktów. Później odprowadziła mnie do samochodu, powiedziała coś serdecznego.
Kolejny raz. To samo, znów wezwałem policję. Ewa obiecywała zmianę, w końcu znów robiła to samo. Nie jestem w stanie opisać swojej bezradności. Nigdy wcześniej ani później tak się nie czułem. Osiem wizyt, osiem protokołów zeznań. A ona mi pisała: „I tak będę robić, co chcę”. Złożyłem więc kolejną prośbę o rozszerzenie kontaktów, kolejna sądowa jatka, z wywlekaniem brudów. Ewa składała fałszywe zeznania. Dostawałem anonimowe telefony, że mam odpuścić, ktoś przeciął mi opony. Kiedyś w sądzie mijając mnie, syknęła: „Uważaj na siebie, nie jesteś bezpieczny”.
Tamtą sprawę przegrałem. Pomógł dopiero Sąd Apelacyjny. Sprawa wróciła do Sądu Rejonowego z adnotacją do kolejnego rozpatrzenia. Wtedy sędzina nagle się zmieniła. Zaczęła patrzeć na mnie łaskawym okiem. Słuchać, co mam do powiedzenia…
Rozdział 4 Nadzieja
Rodzinny ośrodek diagnostyczno– konsultacyjny. W końcu. Sam wystąpiłem o te badanie, również o mediacje. Na mediacje Ewa się nie zgodziła. Ośrodek to był cyrk. Julka wtulona w moją nogę, eks z biegłymi w pokoju z otwartymi drzwiami. Słyszałem każde jej zdanie.
Oczywiście byłem najgorszym ojcem, mężem, człowiekiem niestabilnym psychicznie. Wyszła po godzinie. Potem wezwano mnie. Nie potrafię nawet opowiedzieć, co się tam działo. Jedna z psycholożek przerywała mi, oskarżała, wciąż powoływała się na słowa żony, zbijała mnie z tropu. „Tak? Naprawdę pan uważa, że uwierzę?”, „Coś tu się pan myli”. Czułem się, jak podczas rozmowy z wrogiem. Byłem zdenerwowany, spięty, liczyłem na próbę zrozumienia nas obojga, ale nie na tak otwarte stanięcie po stronie matki. Łagodniejsza była druga biegła, ale ta pierwsza zdominowała spotkanie
Na szczęście nagrałem tę rozmowę, zgłosiłem sprawę do sądu. Tak poradził mi adwokat, który po przesłuchaniu tego, co się działo na spotkaniu z psycholożkami, złapał się za głowę. Sąd tego już nie mógł ignorować. Nastąpił przełom w sprawie. Sędzina wezwała matkę Julki i oznajmiła, że widzi jej winę i przychyla się do mojego wniosku o oddanie mi częściowej opieki. – Zgodzi się pani na mediację? – spytała. Wieczorem eks przysłała mi wiadomość. „Chcesz spróbować jeszcze raz?”. Nie odpisałem. Kilka tygodni, podczas długich mediacji, zgodziła się, częściowo, na moje warunki. Mogłem wreszcie regularnie spotykać się z córką. Przez te mediacje też byłem chory. Usłyszałem, że jestem najgorszym człowiekiem świata. Kiedy mediatorzy próbowali wrócić do ustaleń, zostawić emocje, zaczynała płakać, krzyczeć, kilka razy wychodziła.
Jakie teraz macie kontakty?
Z eks? Tylko formalne, kiedy odbieram dziecko, skąd. Kilka tygodni temu spotkaliśmy się w Biurze Paszportowym. W lipcu chcę wyjechać z córką. Ma prawie sześć lat. Czasem na nią patrzę i myślę: „Uff, nie odpuściłem”. Tak niewiele brakowało, żebym jej nie znał.
Innym facetom powiem: „Walczcie do końca”. Zresztą nie chcę generalizować, wiem, że mężczyźni potrafią być też podli. Nie rozumiem tego. Walczymy ze sobą.
A gdzie dobro dziecka?