Gotowanie to dziś styl życia. Można na nim zarobić, można się nim pochwalić w mediach społecznościowych, można dla niego rzucić karierę w korporacji. Ale ciągle zapominamy, że gotowanie, a raczej to, co z niego wyniknie, to przede wszystkim wspaniały element jednoczący rodzinę i bliskie sobie osoby nawet wtedy, gdy jest się bardzo zajętym. O tym wszystkim rozmawiamy dziś z Darią Ładochą – miłośniczką zdrowego żywienia, mamą i trenerem kulinarny z zakresu kuchni tajskiej.
Anna Frydrychewicz: Dziś wszyscy propagują slow food i hygge, radość z przeżywanej chwili, uważność, celebrowanie posiłku. Pani książka „Kuchnia dla zajętych kobiet i mężczyzn” to trochę ścieżka „pod prąd”…
Daria Ładocha: To jest moja idea nowoczesności – zadbać nie tylko o to co jemy, ale również jak jemy i z kim jemy. „Dania w 15 minut” mają dać nam więcej czasu na spożywanie posiłku, więc w zasadzie wpisuje się to doskonale w ideę slow food. Czas przygotowania to kwadrans. To, co zostaje, poświęcimy na zjedzenie posiłku z bliskimi. Na tym właśnie polega sztuka pielęgnowania relacji. Dobrze pamiętam, jak moja mama wchodziła do kuchni i spędzała tam pół dnia. Nie miała dla nas czasu, choć chciała dla nas jak najlepiej – żebyśmy były bardzo dobrze odżywione i wkładała w to wiele serca. A mi brakowało jej obecności. Dlatego zamiast gotować pół dnia wolę przygotować coś szybko i mieć czas dla dzieci.
Codziennie gotuje Pani dzieciom?
Staram się, by codziennie w domu zjadły talerz ciepłej zupy, ale główne posiłki na co dzień jedzą w szkole i przedszkolu. Gotuję w weekendy.
Wtedy to jest małe święto, wspólne gotowanie?
Gotowanie w moim domu to nie jest święto. Raczej celebrujemy wspólne spożywanie posiłków. Często jest tak, że przygotowuję posiłek na cały weekend już w piątek, żeby mieć czas w sobotę i niedzielę, dzięki temu mamy też pole do manewrów, np. wczoraj smażyłyśmy razem z córką naleśniki.
Co to daje takie wspólne przyrządzanie posiłków z dziećmi?
Bałagan ☺. A na serio – bardzo scala. Ten czas spędzony z dziećmi w kuchni jest czasem, który bardzo buduje więzi. Dzieci czują się ważne: mogą decydować o tym, co jedzą. Mogą wpływać na cały proces przygotowania posiłku, a potem chętniej go spożywają. Ale tu również chodzi o rozwijanie zdolności manualnych, o uczenie się smaków i ich łączenie. Dając dzieciom przywództwo w kuchni budujemy w nich poczucie wartości, pewność siebie, poczucie sprawstwa, satysfakcję. Samo gotowanie jest tylko pretekstem do budowania relacji.
A dla Pani, tak osobiście, czym jest gotowanie?
Dziś – pracą. Ale gotowanie było, jest i będzie moją pasją. Od tego się wszystko zaczęło. Kiedyś pracowałam w agencji reklamowej, zajmowałam się czymś zupełnie innym. Pewnego dnia postanowiłam, że nie chcę być w tym miejscu, w którym wówczas byłam. Zamknęłam się w kuchni, zaczęłam pisać bloga, gotowałam dla mojej córki. Z tej pasji wyszła mi fantastyczna historia spełnionej kobiety, matki, która łączy miłość do gotowania z pracą.
Jak się pisze o gotowaniu?
Pisze się szczerze. Wszystkie słowa, które zapisałam na kartkach każdej ze swoich książek płynęły prosto z serca. I pachniały innym aromatem. Sam proces gotowania i smakowanie jest przyjemną formą. Ale pisanie to przelewanie na papier uczuć, emocji, tych wrażeń, które towarzyszą temu procesowi. W myśl Ajurwedy ważne jest również to, w jakim jesteśmy stanie emocjonalnym, kiedy gotujemy. Gdybyśmy teraz ugotowały z tych samych składników zupę, to proszę mi wierzyć, byłyby to dwie, zupełnie różne zupy. Dlatego tak bardzo smakuje nam kuchnia naszych mam. Są kobiety, które zupełnie nie potrafią gotować, ale ich dzieci zawsze powiedzą, że w dzieciństwie dostawały najpyszniejsze dania na świecie. Mamy wkładają całe serce w te posiłki i to czuć.
To prawda, że jak jesteśmy zakochani, to gotujemy inaczej?
Oczywiście. Stan naszego umysłu wpływa na to, jak gotujemy. Proszę mi wierzyć, gdy na warsztatach mam pięć grup i wszyscy gotujemy tę samą zupę, krok po kroku, pod koniec okazuje się, że każda zupa smakuje inaczej.
A jak smakuje życie?
Codziennie inaczej. Raz smakuje jak lody śmietankowe. I wtedy jest to sielski czas z rodziną. Raz smakuje jak zupa ostro-kwaśna i wtedy jak petarda sunę do przodu mimo przeciwności losu. Raz smakuje jak jajko na miękko: jest proste, szybkie i nie wymaga od nas zaangażowania. A czasami smakuje jak pierogi z truskawkami – jest ciepłe, słoneczne, pachnące.
A dziś?
Dzisiaj smakuje jak ogromna beza z dużą porcją serka mascarpone i truskawek. To wspaniale smakuje!
Czy ludzie rozumieją Pani kuchnię?
Mam nadzieję, że tak. Staram się im dawać proste rozwiązania. Dobrze wiem, jak pędzi dziś życie. Wiem, jak trudno być matką, żoną, kobietą, pracownikiem. Jak to wszystko trudno pogodzić. Dlatego zwykłam mawiać: zacznij od prostych dań. Nie od razu Rzym zbudowano. Najtrudniej jest zrobić pierwszy krok – jak ze wszystkim.
Obejrzałam mnóstwo filmów o gotowaniu. Jednak przeważają w nich historie szefów kuchni, a nie szefowych. Faceci gotują lepiej?
Nie wiem skąd to przekonanie. Patrząc na szefów kuchni w restauracji, rzeczywiście dominują mężczyźni, ale dlatego, że to jest ciężka praca – fizycznie i psychicznie. Kobiety mają trudniej, jeśli chcą pogodzić macierzyństwo z byciem szefem kuchni – bo to jest praca 24 godziny na dobę. Ale wracając do pytania: są kobiety, które gotują świetnie i nie są szefami kuchni, są mężczyźni, którzy gotują słabo i zostają szefami kuchni. Tu nie ma reguły.
Kiedy to, co gotujemy, smakuje nam lepiej? Rano, czy popołudniu, a może te odczucia są w ogóle nie związane z porą dnia?
Nie ma zasady. To jest trochę jak z pisaniem książki – albo jest natchnienie albo nie. Myślę, że najgorszą formą gotowania jest gdy gotujemy na siłę. Jeśli nie masz ochoty – nie gotuj. Znowu kłania się Ajurweda (śmiech)
Chyba większość z nas gotuje dziś z musu…
To jest przede wszystkim kwestia zmiany podejścia. Kiedy rano gotuję dzieciom owsiankę, to myślę o tym, że zjedzą dobry, ciepły posiłek rano, że to nasyci je na cały dzień. To, co wrzucę im to do garnka, to będzie „wartość dodana” ode mnie, która da im energię i radość na cały dzień. Ta świadomość sprawia, że każdego dnia staram się przygotować im co innego. A uśmiech, miłość, troskę, zainteresowanie będą czuły cały dzień. Jeśli tylko się tego zechce, gotowanie może być piękną historią o miłości.
A forma podania dania?
Prawdą jest, że jemy oczami, ale dzieci lubią proste rzeczy. Finezja na talerzu bardziej cieszy dorosłych.
Woli Pani zjeść w restauracji czy w domu to, co sama Pani przygotuje?
Dobre pytanie. Niezależnie czy to mój dom, czy restauracja, najważniejsze jest z kim jem i w jakich emocjach oraz to, co się dzieje dookoła. Czasem cudowna jest kolacja z rodziną, a czasem super szybki lunch z przyjaciółmi. To radość z tego posiłku jest najbardziej istotna.
„A przez żołądek do serca” to trafne określenie?
Oczywiście. Każdy lubi dobrze zjeść. To wywołuje pozytywne emocje. Jedzenie wpisuje się w nurt sztuki uwodzenia.
Dla kogo napisała Pani tę ostatnią książkę?
Dla ludzi, którzy chcą świadomie się odżywiać. Dla tych, którzy chcą rozpocząć swoją przygodę z gotowaniem. I dla ludzi, dla których ważna jest dbałość o jakość swojego życia. Dla zapracowanych kobiet i mężczyzn.