Droga Redakcjo,
Czasem fajnie się przyjrzeć własnemu ojcu. Ja to robię. I co tam. Napiszę, co widzę. Bo choć do ideału dużo mu brakuje to uważam, że mam świetnego ojca, choć wcale się na takiego nie zapowiadał.
Nie był złym tatą. Absolutnie. Miał trudne dzieciństwo. Pewnych rzeczy nie przepracował do dziś i sądzę, że to wywarło wpływ na jego osobowość. Był dzieckiem najmłodszym. I wcale nie tak oczekiwanym i rozpieszczanym jak dziś się dzieje. Nazwijmy sprawę po imieniu. Był kolejną gębą do wykarmienia. Wpadką. Ale skoro się przytrafił, to mógł się przydać do pracy na roli. Twarde było kiedyś wychowanie. Wierzę, że babcia go kochała, ale może mentalność, w jakiej przyszło im żyć, nie uczyła, jak tę miłość okazać. Tata do dziś pamięta, gdzie wisiał kabel do bicia i że zbierał butelki, by mieć na bułkę do szkoły. Że stracił ojca w wieku 16 lat i od tego momentu zaczęło się dorosłe życie. Że babcia nigdy na wywiadówkę do szkoły nie poszła, a miał dobre stopnie. Że w wakacje budziła o 7 rano, bo kto to myślał spać do południa. Co ludzie powiedzą.
Do dziś tata pyta, czy mam kurtkę na zimę. Gdy nie znałam powodu, złościłam się strasznie. Pewnie, że mam kurtkę. A nawet dwie. Po co się dopytujesz? Okazało się, że on kurtki nie miał i przez to zimą nie pojechał na wycieczkę szkolną. Miał 17 lat. Musiał sobie radzić. Kombinować. Pracował na czarno, by móc dziewczynę do kina zaprosić. Gdy poznał mamę, nie mieli nic. Mieszkanie dostali z zakładu, wszystko kupili sami. Bym dostała się do przedszkola, malował w nim ściany. Jeździł na saksy do ciężkiej, fizycznej pracy do Rajchu, by kupić malucha, mi pierwszą Barbie i Kena i snickersy.
Nie okazywał uczuć. Chował surowo, ale nie bił. Byłam jedynaczką. Nie chciał mnie rozpieszczać. Chwalił, gdy nie słyszałam. Na głos zaczął, gdy dostałam się na studia, potem drugie. Gdy dostałam pracę. Zrezygnował z wakacji na kilka lat i wielu innych rzeczy, i kupił mi maciupką kawalerkę. Mam ją do dziś i wspiera mnie ona finansowo.
Najbardziej tata mnie zachwycił, gdy babcia była obłożnie chora. To on przy niej był. Na kilka miesięcy wrócił do rodzinnego domu, choć w pracy grożono, że zostanie zwolniony. Opiekował się nią dzień i noc. Ukochana córka babci miała odruch wymiotny, gdy trzeba było zmienić pieluchę czy dać zastrzyk. Nie oceniam jej, sama nie wiem jakbym się zachowała. Po prostu podziwiam mojego ojca, który umie zrobić tylko jajecznicę i parówki. Tu zaś zajął się wszystkim. Z pomocą mamy, która prała i gotowała, by tata co tydzień przyjechał po słoiki i świeżą bieliznę. Mi płakał do słuchawki. Był pod presją. Krytyka rodzeństwa, które palcem nie kiwnęło, miażdżąca. Innym się nie skarżył. Psychicznie był bardziej zmęczony niż fizycznie, a moja ukochana babcia źle znosiła własną niemoc. Była zła na cały świat. I nieprzyjemna. Zdruzgotana, bo przez 95 lat była samodzielna i zaradna. I zdrowa, jak to mówią, na umyśle.
Babcia odeszła, a tata został sam. Rodzeństwo znów było tylko na papierze. Roszczeniowe bardzo. Dziś tylko on dba o pomnik, choć w rodzinnym mieście krewnych nie brakuje.
Mój tata zawsze jest.
Tato, dziecko chore, a już kolejny raz na zwolnienie nie mogę.
Tata przyjeżdża.
Tato, mam wizytę u lekarza na drugim końcu Polski.
Dobra córka, jedziemy.
Dopiero potem się przyznaje, że specjalnie dla mnie przesunął termin zabiegu na oczy. Gdyby nie ta wizyta, dziś może nie byłabym zdrowa.
Tato, chyba sprzedam auto.
Ok Bąbel (tak mnie pieszczotliwie po dziś dzień nazywa), sprzedamy i znajdziemy ci inne.
Tato, jak wyglądam?
Córka pięknie, niech mąż cię pilnuje.
Tato mam straszną ochotę na długi spacer wieczorem.
Załatwione, pójdę z tobą Pimpek (kolejna ksywka:) byś po nocach sama nie szła.
Tato idę na imprezę. Dziecko przyjadę po ciebie.
Tato, mam poważny kryzys w małżeństwie, myślę o rozwodzie.
Bąbel rób tak, byś była szczęśliwa. My z mamą pomożemy, drzwi są zawsze otwarte.
Tata daje mi bufor bezpieczeństwa. Od niedawna mówi, że kocha, że się udałam. Ze mną się chyba nie bawił, gdy byłam dzieckiem. Nie pamiętam. Dla mojej córki udaje lwa, konia i wszystko, czego mała zapragnie. Nie mam o to pretensji. Nie czuł miłości jako dziecko, nauczył się jej w dorosłym życiu. Dlatego jak tylko umiem, to się odwdzięczam. Na urodziny dostał mój dyplom. Poruszyłam góry, by obronić się szybciej i w czerwcu mieć tytuł magistra na papierze. Na inne urodziny lot samolotem, bo nigdy nie leciał. Razem z mamą byli zachwyceni. Śmieją się, że następnym razem będzie lot promem kosmicznym lub rejs łodzią podwodną. A czemu nie? Coś wymyślę. Wystarczy jak po powiesz: „kocham cię Pimpek”.
Autorka: Poli-Ann