Basia jest mamą trójki dzieci, choć urodziła czworo. Kiedy trzy lata temu zobaczyła dwie kreski na teście ciążowym, pomyślała, że to katastrofa. Od lat żyli skromnie, mąż jeździł na tirach, ona zajmowała się domem i dziećmi, od kilku lat nie pracowała. Bywało, że w gorszych okresach korzystali z zasiłków oferowanych przez ośrodek pomocy społecznej. Powiększenie rodziny było zdaniem Basi kompletnie niemożliwe.
– Wiadomo, jakie są czasy. Człowiek by sobie od ust odjął, żeby dać dzieciom, tylko kogo stać na utrzymanie czwórki dzieciaków? Co zrobić, kiedy wiesz, że dom w którym mieszkasz wymaga gruntownego remontu bo dach powoli sypie ci się na głowę. Jak udźwignąć myśl, że w naszej rodzinie będzie mała bezbronna istota, której tak niewiele mogę zaoferować. Jak zasypiać, kiedy wiesz, że masz długi, a do niebotycznych rozmiarów zaczynają urastać odsetki za niespłacone kredyty bankowe.
Basia zaznacza, że nie chce się usprawiedliwiać, ale nie jest przecież podlotkiem i regularnie się zabezpieczała. Dlatego wiadomość o ciąży była dla niej totalnym szokiem. Bała się powiedzieć mężowi. Wiedziała, że może gwałtownie zareagować.
– Strasznie na mnie nakrzyczał. Pytał, czy jestem z ciemnogrodu i czemu udaję zaskoczoną, przecież doskonale wiem skąd się biorą dzieci. Powiedział, że ma nadzieję, że wiem co i jak powinnam z tym zrobić. Już następnego dnia miał naszykowane dla mnie pieniądze, mówił, że znalazł lekarza i że osobiście mnie do niego zawiezie. Do dziś kłębią mi się w głowie jego słowa – przestań się mazać Baśka, to nie jest żaden dramat, pozbędziemy się po prostu problemu. Byłam załamana. Mąż tak namieszał mi w głowie, że ja tę aborcję realnie rozważałam. Mam jednak silny system wartości, jestem katoliczką, gryzło mnie sumienie. Tyle ludzi marzy o pokochaniu maleństwa. Postanowiłam, że znajdę mu nową mamę.
Mąż Basi nie był zachwycony tą decyzją, ale klamka zapadła. W ciąży czuła się bardzo dobrze, wciąż zajmowała się prowadzeniem domu i dzieciakami. Do szóstego miesiąca nie było nawet widać, że jest ciężarna. W ostatnich tygodniach starała się unikać spotkań z najbliższymi i rodziną.
– Kiedy ‘to’ się urodzi, mam nadzieję, że sprawa będzie szybko załatwiona – mówił do mnie mąż. Bardzo mnie bolało, że mówi tak bezosobowo naszym dziecku. Zupełnie go nie rozumiałam, myślałam, że może tych kilka miesięcy zmiękczy jego serce. Bezskutecznie.
Poród był ciężki, ale dziewczynka urodziła się zdrowa. Basia już na starcie zaznaczyła w szpitalu, że będzie chciała się zrzec praw rodzicielskich, że małą zostawia. Myślała, że dostanie pomoc jakiegoś psychologa, że ktoś przyjdzie i z nią porozmawia, wysłucha, zrozumie, nie będzie oceniał. Tymczasem była lustrowana chłodnym wzrokiem położnych i pielęgniarek. Dano jej plik dokumentów do podpisania. Nikt nie potrafił zrozumieć, że to nie jest łatwa decyzja, że jej konsekwencje będzie ponosić przez całe życie.
– Siedziałam przy łóżeczku, chociaż personel szpitala mówił, że w związku z moją decyzją to niewskazane. Poinstruowano mnie jak to wygląda według procedur i w jakim czasie mogę ewentualnie zmienić zdanie. Patrzyłam na moją córkę, wiedziałam, że to nasze ostatnie wspólne chwile, ostatni wspólny dzień. Wmawiałam sobie, że to dla jej dobra, że nie można przecież inaczej. Tak śmiesznie trzymała paluszki przy twarzy. Miała ciemne włoski, maleńki nosek, wachlarzyk rzęs. Była taka piękna i taka nie moja, choć bardzo chciałam, żeby było inaczej.
Kolejne kilka tygodni Basia przepłakała. O tamtych chwilach mówi, że był to zdecydowanie najgorszy czas w jej życiu. Jej mąż przeszedł nad tym do porządku dziennego. Nie potrafił zrozumieć, że Basi zabrano jakąś jej część. Kpił z tego, że pokochała dziecko, które przecież przez dziewięć miesięcy nosiła pod sercem. Od znajomej z ośrodka adopcyjnego dowiedziała się, że takie maleństwa szybko znajdują dom, i że jest duże prawdopodobieństwo, że mała trafi do jakiejś zagranicznej rodziny.
– Tyle razy nieświadomie oceniałam kobiety, które porzucały swoje dzieci, póki sama nie stanęłam pod przymusem podjęcia tak trudnej decyzji. Moje dzieci nie mają pojęcia, że mają rodzeństwo, że gdzieś w świecie jest ich siostra Czasem bardzo się boję, że ta smutna prawda wyjdzie na jaw. Że za nic w świecie nie ukoję żalu, który będzie miała wobec mnie moja najbliższa rodzina.
Basia zapytana, jaką decyzję podjęłaby dzisiaj, odpowiada, że nie wie.
– Byłam w pułapce, mój mąż miał na mnie ogromny wpływ, ja się bałam, że zostanę z dziećmi sama, choć dziś i tak się rozwodzimy. Byłam na jego łasce, nie mogłam podjąć innej decyzji. Męczą mnie wyrzuty sumienia, choć mam jednocześnie ogromną nadzieję, że gdzieś tam w świecie moja mała córeczka jest szczęśliwa. Napisałam do niej list, zakleiłam szczelnie w kopercie. Nigdy go nie wyślę, ale dla mnie to forma przelania na papier słów, których nigdy jej nie powiem. Musiałam napisać: żegnaj córeczko, choć tak bardzo chciałabym napisać, że do zobaczenia.