Go to content

Apel do mam. I pewna konstatacja

Stan…bez dzieci
Zmienna osobowość …to za dużo
Totalna zmienność postawy zachowawczej (dziecka) w zależności od otoczenia matko-ojcowego. Naturalna niesprawiedliwość.
APEL do Mam

Może długi tytuł i podtytuł, ale właśnie to o tym jest.
Mam ciut do dodania w sprawie pozostania bez dzieci na tzw. połowę ferii (pierwsza połowa była intensywnie, na ile się dało, szczęśliwa z dziećmi).

Ubrane…spakowane…, pożegnały się…bardziej lub mniej. Chłopcy bardziej, dziewczynka mniej, znacznie mniej. I co?

Cisza po wyjściu Dzieci, która krzyczy?
Mnie niestety nie odpuściła Cisza i nie dała pobyć, jak na razie, spokojnie w drugim świecie – świecie bez dzieci – mnie, matce, która na chwilę spokoju bez zaburzeń dysocjacyjnych naprawdę także zasłużyła (fragment zaczerpnięty z tekstu Małgosi Ohme).
Tylko, czy to ta Cisza, czy ja z nią walcząca?

Być może jestem za bardzo zmęczona ciągłą gonitwą myśli, zbyt dużą ilością problemów, ciągłym stresem i być może mam prawo po prostu sobie odpuścić, a nie nadrabiać? Bo praca konstruktywna niestety mi nie wychodzi zbyt dobrze w tym okresie. Uciekam od „Ciszy” w zajęcia inne, zajęcia bezmyślne, zajęcia, które nie przybliżają do nadrobienia zaległości lecz oddalają i sprawiają, że mimo, że mam niby spokój bez dzieci, robię sobie niepokój. Gdy śpię „za długo”, mam wyrzuty sumienia. „Przy okazji” pracuję oczywiście intensywnie nadrabiając w czasie bez dzieci.

Wiry a wyporność
Rzuciłam się w wir sprzątaniowy. Czy też tak macie, że zanim odpoczniecie bez dzieci, musicie ogarnąć mieszkanie, by odetchnąć? Czy zanim usiądziecie i popracujecie, to musicie wysprzątać i potem już zmęczone siadacie do innej pracy, tej na której Wam zależało, tyle, że już bez sił? Może powinny być lekcje oduczania tego kobiecego nawyku?
Potem wir zakupowy. Przecież są przeceny… Dowiedziałam się, że buty takie a takie mogę dostać tu i tu, bo blisko mnie nie było, że kurtkę dla synka kupię w centrum, bo w firmowym sklepie blisko mnie też nie było, że…,. że…, że… Poprzedni wieczór i następujący po nim cały dzień zakupowego szału. Ale przecież warto, szczególnie, gdy ma się mniej pieniędzy, kupić rzeczy taniej (inaczej bym ich nie kupiła albo kosztem innych), jak matka – zdobywczyni, ptaszyca pędząca po pokarm, by przynieść do gniazda. I jeszcze ta lekka niepewność, czy zdobyte rzeczy będą na pewno dobre;) W tym pędzie opiekunka gniazda zapomina się, zapomina, co jest dla niej naprawdę ważne. I… zmęczenie totalne, brak siły na zabranie się za tzw. zaległości intelektualnej pracy;) Brak też zwyczajnie na nie czasu.
Tylko, czy to wszystko – choćby zakupowy szał – było nieważne?, sprzątanie?, czy oddanie samochodu do warsztatu (jeszcze to mnie w ferie spotkało) było nieważne?, czy?…itd? Hmm… Ogrom tych wszystkich elementów, szczególnie dla matki, która sama wychowuje dzieci, – znacie to? …załatw sprawy mieszkaniowe, opłaty, samochodowe, szkolne, przedszkolne. Ty…Tak? Jest też tata dzieci, cały czas jest z daleka, ale On się z dziećmi widuje, zabiera na tydzień ferii, etc., nie mieszka, nie żyje z Nimi na co dzień.

Naturalna niesprawiedliwość uczuć dziecięcych
I właśnie, tym przydługim wstępem chcę dojść do problemu tzw. niesprawiedliwości uczuć dziecięcych, które odczuwamy my rodzice, a często my matki. Zajmujemy się dziećmi w większości my, oddajemy im więcej swojej uwagi, jesteśmy z nimi na codzień, jeździmy do lekarza, zajmujemy się codziennymi i niecodziennymi problemami. To nie znaczy, że oczekujemy, iż Dzieci z tego powodu będą nam biły pokłony. Nie!! Nie o to chodzi. Jednak po ludzku chciałybyśmy, by one o tym jakoś wiedziały;) Ale to tata jest tym wyczekiwanym rodzicem, tym, do którego się non stop tęskni. I choćby nawet niefajnie się zachował i powiedział dzieciom coś nie po Ich myśli i tak rzucą mu się na szyję i tak marzą o tym, by z nim być, bo to jego non stop nie ma przy Nich. Wtedy pewnie niejednej z Was, jak mnie, nie jest lekko i nie zawsze miło. Tyle, że ten fakt ja już zasymilowałam, zrozumiałam wewnętrznie, zaakceptowałam. Wierzcie mi: warto zaakceptować tę „naturalną niesprawiedliwość dziecięcych uczuć” dla własnego dobra i dla dobra Dzieci. Bo to wszystko nie znaczy, że One kochają Was mniej.

Kreska ponad naturalną niesprawiedliwość
Mnie boli jednak coś innego i tego jeszcze nie akceptuję i tego nie asymiluję i na to się nie zgadzam. Boli mnie, że moje najstarsze dziecko – 14-latka – zachowuje się zupełnie inaczej w stosunku do mnie ze mną, w moim towarzystwie, w naszym (ja, Ona i dwoje jeszcze młodszego rodzeństwa), niż w stosunku do mnie przy Ojcu. Już, kiedy zbliża się godzina Jego przyjazdu, Marta staje się oziębła w stosunku do mnie, buduje dystans, odpowiada konkretnie, niesympatycznie. Często nie ma już czasu odpowiedzieć na pytanie lub czegoś zrobić, bo np. się pakuje, jest zajęta… Kiedy się żegna, cmoka i ucieka, na czulsze przytulenie reaguje wycofaniem. I wtedy nie wiem już, którą Martę pożegnałam – tę „moją”? – jeszcze sprzed dwóch godzin?, czy tę sprzed chwili? (czy to jest Marta Ojca?)? A przecież to ta sama Marta!! Czy aż tak w obecności Ojca musi się zmieniać Jej zachowanie w stosunku do mnie??, czy aż tak Tacie chce się przypodobać? To może świadczyć niezbyt pochlebnie o tym, co ewentualnie mówi się o matce, czyli o mnie, w kręgach bliskich ojcu (aż się boję, co mówi moja b. teściowa, co mówi sam ojciec Dzieci). Choć to tylko domysły.
Tak, czy inaczej tego nie asymiluję i na to się nie zgadzam, bo Dzieci uczę traktowania osób „fair”, czyli tak, jak same chciałyby być traktowane, uczę okazywania czułości, uczę bycia empatycznymi, itd.
A tu czuję się odtrącana. Kiedy dzwonię do Niej (nie ciągle, jak chora z tęsknoty matka, nie!, tylko jeden jedyny raz!) w trakcie pobytu u Ojca, słyszę: ”Teraz nie mam czasu. Oglądamy film”. Hm… Sądzę jednak, że na to godzić się nie muszę. Mogę z Martą o tym porozmawiać. A jeśli rozmowy nie dadzą rezultatu, czekać? Na pewno nie mogę pozwalać, by tego typu Jej zmienne zachowanie wycinało mnie w sposób w pewnym sensie paraliżujący, bym nie mogła aktywnie i konstruktywnie po wyjechaniu Dzieci z domu zająć się ważnymi swoimi zaległymi sprawami.
Tu ważny byłby wspólny język obydwojga rodziców, a z tym często trudno.

APEL
Na koniec jeszcze nieśmiało wystosuję pewnego rodzaju APEL do Was drogie Mamy
A’propos wykorzystywania czasu, gdy Dzieci nie ma. Może my MAMY odpuśćmy sobie czasem ten czas;-) Odpocznijmy, niczego nie nadrabiajmy, wyzdrowiejmy, jeśli źle się czujemy. Jeśli czegoś nam się nie uda nadrobić, darujmy sobie. Odpocznijmy choć ciut, gdy nie ma Dzieci, bo ten czas szybko mija i jeśli się tylko zmęczymy, zmęczone znów powitamy potomstwo. A tego przecież nie chcemy właśnie.

Piszę o tym, gdyż w innych rejonach Polski ferie dopiero się rozpoczną. Może zatem warto pomyśleć o sobie naprawdę…;)
Do mnie dotarła ta wiedza;) dopiero po 5 dniach nieobecności Dzieci, kiedy uświadomiłam sobie, że Ich nie ma, a ja czuję ogromne zmęczenie i niewyspanie.
A zatem miłych, spokojnych snów drogie Mamy i dobrego własnego czasu!

PS. Przepraszam ewentualnych Tatusiów, którzy na codzień zajmują się dziećmi i być może doznają podobnych doświadczeń.