„Rzuciłam pracę” – słyszę wchodząc rano do sklepu po bułki na śniadanie dla dzieci. „Tak??” – pyta pani za ladą małego sklepu, która zna każdego, kto do niej wchodzi i z pewnością wie o każdym więcej niż nam się wydaje. „No niech pani powie, czy mi się opłacało”. Trójka dzieci. Ja praca na zmiany w pieczarkarni. Mam 1000 zł za dwójkę, jak zrezygnowałam, dostaję na trzecie, bo dochody się nam obniżyły. 1500 złotych, raptem 400 mniej niż w pracy, a w domu siedzę dzieci ogarnięte, najmłodsze do przedszkola nie musi iść, to tę kasę zaoszczędzam”.
Zawiesiłam się nad koszykiem z bułkami słuchając tego finansowego planu pewnej rodziny. Spojrzałam na panią. Jakieś może 30 lat, normalna, przeciętna kobieta. Nie, nie kupowała papierosów i alkoholu z samego rana, tylko coś na śniadanie. Jak ja. „A okazało się, że jak się jeszcze postaram to MOPS coś nam dołoży z zasiłków. To jak mi się opłaca pracować”.
„W jakim wieku ma Pani dzieci?” nie wytrzymałam i spytałam czekając na zapłacenie za swoje bułki. „Trzy, pięć i osiem lat. Też pani o tym myśli” – usłyszałam. Nie zdążyłam nic powiedzieć, bo pani już poleciała dalej. Jak dobrze pójdzie, to 10 lat nie będzie pracować. Do pełnoletności pierwszego dziecka.
Przygotowywany jest raport, który ma skrupulatnie określić, ile kobiet w wyniku programu 500 plus rzuci pracę. Może to być ponad 200 tysięcy matek. Z pewnością tych pracujących za śmieszne stawki, w małych miasteczkach w prywatnych sklepach, jako sprzątaczki, woźne, może kucharki. Nie wiem, nigdy nikomu do portfela nie zaglądałam.
Ale zakładając, że kobieta zarabia 2000 złotych, płaci za nianię, przedszkole, czy żłobek, żeby móc pracować, nierzadko za prywatną placówkę, bo miejsc w państwowych brak. Ona w pracy od 10:00 do 18:00. Młodsze dziecko u niani, starsze w przedszkolu. Ile jej zostaje? Ten tysiąc? To może lepiej wziąć sobie tysiąc od państwa i być z dziećmi w domu, a jeszcze na jakiś zasiłek się załapać?
Macie znajomych, co do Niemiec wyjeżdżali? Dzieci celowo rodzili, żeby więcej tego kindergeldu dostać, nie musieć pracować i w domu siedzieć? Kiedy ktoś pytał: „Ale nie pracujesz, w domu siedzisz?”, to słyszeliśmy „Ale dzieci będą miały lepiej”. Bo lepsze szkoły, bo język, inny start. Zazdrościliśmy, zazdrościli nasi rodzice znajomym, którzy tak się ustawili, chociaż ci nie raz bali się odbierać telefon, bo słowa po niemiecku nie umieli, a na zakupy z dziećmi chodzili, bo one zdecydowanie lepiej sobie radziły na obczyźnie.
A teraz? My możemy robić dzieci i siedzieć w domu. Co chwilę słyszę, jak dzieci przeliczane są na 500 złotych. „Oo w ciąży jesteś? To już tysiąc do przodu”. „Widziałaś, chyba się połasili na 500, bo Nowakowa znowu w ciąży”, „Aśka, to wy ustawieni, 1500 złotych, żyć nie umierać”. Szczerze, jestem zażenowana tymi komentarzami, bo co kogo obchodzi, że ktoś dostanie tę kasę? Ma i dobrze. Niech tylko słusznie te pieniądze wykorzysta. Faktycznie dla dzieci. A nie tłumaczy się z ilości dzieci i tego, że chce mieć większą rodzinę.
Martwi mnie co innego. Te kobiety, które nie mają zamiaru iść do pracy, które z niej rezygnują, wolą siedzieć w domu w imię dobra dzieci nie dbając o swój własny rozwój. Okej, dzisiaj mają 30 lat? Ale ile będą miały, gdy zechcą wrócić na rynek pracy? 40? Kumpela mówi: „Ale jeśli taka kobieta pracuje w sklepie, to liczy na to, że za kilka lat tę pracę i tak dostanie, bo dla niej zawsze będzie”. Może i tak. A może nie, bo w kolejce będą się ustawiać młodsze od niej, a ona po tych 10 latach, gdyby pracowała, mogłaby być dużo dalej.
Bo praca, to nie tylko pieniądze, to też rozwój, to kontakty z innymi ludźmi, to też dystans do tego, co dzieje się w domu. Wyjść, spojrzeć z boku, spotkać się, porozmawiać z kimś innym daje poczucie wolności, a nie zamknięcia w czterech ścianach. Powie to każda kobieta, która na macierzyńskim, a później wychowawczym spędziła choćby pięć lat.
Jak moja przyjaciółka. Jedna córka, druga. Tak się bała wrócić do pracy po czterech latach, że jak urodziła trzecią, od razu po wychowawczym uciekła z domu. „Jak ja się bałam. Pięć lat to zawodowa przepaść, wszystkiego musiałam się uczyć od nowa. Czułam się głupia i bezwartościowa” – mówiła. Myślę sobie, że głupimi nie znającymi swojej wartości kobietami łatwiej manipulować, łatwiej rządzić. Może ktoś próbuje usilnie przywrócić patriarchalny wzór naszej polskiej rodziny? Bo jednak facet pracuje, jest niezależny, to na jego konto to 500 zapewne wpływa. Kim staje się kobieta? W jego i swoich własnych oczach?
Jest jeszcze jedna sprawa. Jak wychowane są zostaną córki matek, które 500 złotych skusiło na porzucenie pracy? Ona będzie mówić: „Ucz się córeczko, musisz być kimś, żeby ci się dobrze żyło”. A przecież nie od dziś wiemy, że dzieci nie uczą się tego, co do nich mówimy, tylko, co im pokazujemy. I ta córeczka uzna, że najlepszą dla niej drogą, będzie droga jej matki, ten wzór, który będzie powielać siedzącej w domu i z czasem sfrustrowanej, depresyjnej matki, która sama dla siebie nic nie znaczy, nie dba o siebie, o swoje potrzeby, pragnienia. Jest zakompleksioną (choć może się od tego nie przyznawać) osobą, której wydaje się, że każdy inny jest od niej mądrzejszy.
Takie pokolenie kobiet tworzy program 500 plus. Pokolenie kobiet, które z chęcią wezmą łatwe pieniądze za minimum wysiłku głosząc najpierw szumne hasła, że to w imię dobra dziecka, a później płacząc, że są nikim, że dzieci z domu wyszły, a ona została, bez pieniędzy, bez pracy, z mężem, który przestał już dawno ją szanować, dla którego przestała być atrakcyjną ze sprzątaniem, gotowaniem, bez absolutnie żadnego rozwoju przez lata.
I nie, nie chcę tutaj piętnować tych kobiet. Chcę, żeby ktoś im uświadomił, jak będzie wyglądać ich życie. I pokazać, że może gdyby te 500 plus zostało zainwestowane w tworzenie żłobków, obniżenia kosztów utrzymania dziecka w przedszkolu, zmniejszanie składek ZUS-owskich dla prywatnych przedsiębiorców, by ci mogli więcej płacić swoim pracownikom i pracowniczkom, to nie mielibyśmy kobiet, które wolą siedzieć w domu niż pracować? Może zyskalibyśmy mądre, pewne siebie kobiety, świadome swojej wartości i swoich potrzeb, którymi łatwiej byłoby pogodzić macierzyństwo z tą całą resztą życia. No ale tak. Zapomniałam, że od jakiegoś czasu rząd chce pokazać kobietom, gdzie jest ich miejsce… Mam szczerą nadzieję i wierzę, że nie damy się tam zapędzić.