Ostatni czas jest dla mnie niełatwy. Niedługo, po powrocie z wakacji dopadła mnie tajemnicza choroba, która przez prawie 3 tygodnie daje uciążliwe dolegliwości. Napadowe bóle brzucha, nudności, biegunki, ból głowy, osłabienie, senność. Do tego doszło osłabienie psychiczne. Dół, który nasilał się z każdym dniem choroby. Ja, która daaawno nie miała takiego stanu, poczułam niemoc, bezradność.
Ja – kobieta czynu, ogarniająca kilkanaście rzeczy na raz padłam na glebę. Fizyczny ból sprawił ze siadła mi głowa. Pustka w głowie. Brak celu i poczuje beznadziei, bezsensu i bezsilności. Wszystko co miałam zaplanowane w ostatnim czasie legło w gruzach… Po urlopie miało furczeć z nowymi projektami…
Po licznych perturbacjach i długich wizytach w szpitalach, w przychodniach państwowych wiedziałam jedno. Nie dam za wygraną i znajdę przyczynę dolegliwości. Nie dam sobie wcisnąć ot tak antybiotyku tylko dlatego, że ktoś stwierdził na podstawie krótkiego i lapidarnego wywiadu, że to tak na wszelki wypadek. Szukałam i szukałam, aż dzięki nieoczekiwanej pomocy znajomych trafiłam w kompetentne ręce lekarzy ze szpitala zakaźnego. Seria badań, kilka dni jeżdżenia, trochę czekania i tak oto wczoraj jest diagnoza. Pasożyt. Ma Pani szczęście, że daje o sobie znać. 90% ludzi nawet nie wie, że ma w sobie „obcego”.
Jest diagnoza, jest leczenie. Bez antybiotyku nie da rady. Ale teraz jest uzasadniony.
Leczenie jeszcze potrwa długo, najbliższy tydzień – dwa nie będą lekkie, bo tego skurczybyka trzeba wykończyć końską dawką. Później trzeba będzie ostro zadbać o immunologię.
Po usłyszeniu diagnozy paradoksalnie cieszę się jak głupia i czuję ogromną wdzięczność. Wiem co mi dolega. Znam przyczynę. Bo najgorzej żyć w niewiedzy.
Od razu głowa lepiej pracuje. Przestaje kręcić filmy z gatunku horrory. Odczuwam radość. I ulgę. Bo wiem, że za niedługi czas moc wróci i ciało będzie znowu dobrze funkcjonowało.
W tym całym dziwnym i niełatwym czasie pojawiają się wnioski.
Po pierwsze – jeśli masz wolę walki i nie dajesz za wygraną, to znajdziesz, to czego szukasz.
Nie miałam w sobie zgody na to, aby łyknąć pierwszą lepszą diagnozę, postawioną przez kogoś, kto w biegu zadał mi 3 pytania, ponaciskał brzuch i nie miał czasu omówić wyników badań. Dzięki Bogu, bo pewnie zaleczyłabym skutek, a nie przyczynę.
Po drugie – bądź zawsze sobą i nie udawaj uśmiechu, jeśli nie masz siły się uśmiechać!
Po wrzuceniu zdjęcia ze szpitala na Fb spotkałam się z opiniami, że takich zdjęć nie można publikować w Social mediach, bo ludzie się martwią i w ogóle nieee! Z pierwszej chwili pomyślałam: „kurde może rzeczywiście to przegięcie. Nie powinnam tego wrzucać”. Ale po kilku dniach rozmyślań zmieniam zdanie. Szanuję opinię, tych którzy uważają to za niestosowne. Ja jednak mam inne zdanie. Nie chcę udawać, że jest super i promować podrasowanego, kolorowego życia, pierdzieć kwiatkami i wiecznie szczerzyć kły, nawet kiedy jest do dupy.
Jestem sobą. Nie potrafię udawać, że jest dobrze jak jest źle. Wolę być prawdziwa i pokazywać również słabe momenty. Bo każdy z nas je ma i nie widzę w tym nic złego aby przyznać się do słabości czy choroby. Spójność jest dla mnie ważną wartością i to będę promować zawsze i wszędzie.
Dzięki temu postowi odezwało się do mnie wiele osób, które pomogły mi dotrzeć do właściwych lekarzy, zarówno medycyny konwencjonalnej jak i niekonwencjonalnej. Wiele osób życzyło zdrowia i mocy, której na prawdę potrzebuję, bo ciało każdego dnia jest okradane z siły przez wrednego robala, a umysł wcale nie pomaga. Te życzenia podtrzymały mnie na duchu. Dziękuję wszystkim, którzy zareagowali i chcieli w jakiś sposób pomóc. Doceniam to z całego serca, chociaż nie wszystkim dałam radę odpowiedzieć osobiście.
Po trzecie i w sumie o tym miał być ten post – nie mamy wpływu na wszystko.
Plany, zadania, cele, zobowiązania w jednej chwili mogą lecieć na łeb na szyję bo Ktoś tam na górze ma inny plan na Ciebie. Bo los płata Ci figla i podrzuca Ci kłody pod nogi.
I w jednej chwili tracisz kontrolę nad wszystkim.
Możemy sobie wszystko zaplanować od A do Z, ale wystarczy moment aby coś pokrzyżowało nam plany.
Może te sytuacje są Ci bliskie…?
Poranek. Spieszysz się na ważne spotkanie, wsiadasz do auta i już masz wyjeżdżać z garażu. Ale tuż przed Twoją bramą rozkracza się właśnie ogromna śmieciara, która przez najbliższe kilka minut będzie opróżniać kontener i zablokuje Twój wyjazd, co w rezultacie spowoduje Twoje spóźnienie na ważne spotkanie.
Wesele. Wszystko idealnie zaplanowane, goście w wytwornych strojach oraz iście szampańskich humorach. Nagle nadciąga burza z piorunami i w sali weselnej następuje awaria prądu, której nie da się zaradzić przez całą noc, bo jak na złość pada również agregat.
Sylwester – chcesz iść do klubu X ale tuż przed wyjściem zmieniasz plany i zostajesz w domu. Po czym dowiadujesz się, że właśnie w tym klubie miał miejsce atak bombowy.
Starasz się o wymarzoną pracę. Wszystko wskazuje, że już ją masz, bo po prostu wiesz, że wypadłaś bardzo dobrze. Ale ostatecznie nie dostajesz jej.
Marzenia, plany, cele, deadliny i codzienne listy rzeczy do zrobienia. Wszystko zaplanowane z najdrobniejszym szczegółem…
Każdego dnia mamy setki spraw do pozałatwiania, ciągle realizujemy nowe cele. Możemy sobie wszystko zaplanować z najdrobniejszą precyzją ale często nasze plany „niweczy” coś lub ktoś co powszechnie nazywamy losem lub Bogiem. Ktoś ma na nas inny pomysł. Bo chociaż mamy ogromny wpływ na swoje życie i od nas samych zależy bardzo wiele, to jednak nie do końca tak jest.
A my się wtedy wściekamy, frustrujemy. Bo zupełnie nie rozumiemy, jak coś takiego mogło się mi przytrafić? I dlaczego mnie?
I tak możemy się szarpać całe życie. I żyć z taką myślą, że ja to zawsze mam pod górkę, biednemu to i wiatr w oczy i zadręczać się pytaniem dlaczego znowu ja?
Ale im szybciej zrozumiesz, że nie mamy takiej mocy aby wszystko kontrolować i odpuścisz – tym lepiej zrozumiesz, że pewne rzeczy dzieją się po COŚ.
Być może, to że nie możesz wyjechać na spotkanie bo na wyjeździe stoi rozkraczona śmieciara ma uchronić Cię przed poważną kolizją, która ma miejsce gdzieś na Twojej zaplanowanej trasie.
Być może, to że w ostatniej chwili zmieniłaś plany i w sumie nie wiesz dlaczego, miało uchronić Twoje życie przed atakiem bombowym.
Być może, to że na Twoim weselu pieprznął prąd, sprawiło, że ludzie nigdy nie zapomną niepowtarzalnej zabawy przy świecach i wraz z mężem będziesz miała co opowiadać wnukom na starość.
Być może nie dostałaś tej wymarzonej pracy, bo czeka na Ciebie lepsza, spokojniejsza, bez konieczności robienia nadgodzin oraz poświęcania życia rodzinnego.
Być może masz inne historie i zapewne, jak się dłużej zastanowisz znajdziesz ich wiele ze swojego życia. Takich momentów, kiedy coś poszło nie po Twojej myśli, kiedy czułaś frustrację, że los pokazał Ci środkowy palec.
Nie mamy do końca wpływu na wszystko i nie wszystko zawsze pójdzie po naszej myśli.
Przemyśl, zaakceptuj i odpuść pełną kontrolę. Znajdź pozytyw w tej całej sytuacji, spróbuj znaleźć odpowiedź PO CO to się dzieje. I bądź szczęśliwa. Nawet w tych momentach, kiedy coś idzie na opak i nie po Twojej myśli. Wiem, że nie zawsze jest to łatwe ale warto chociaż spróbować.
Z miłością i powoli odzyskiwaną MOCą.
Już niebawem kolejny wyjazd dla kobiet. Sprawdź termin i zapisz się! https://www.crazywomengohealthy.pl/wydarzenia