Wielu moich znajomych wprost mówi, że utrzymuje z rodzicami (z którymś z rodziców) tylko neutralne stosunki. Telefon od czasu do czasu, obiad od czasu do czasu, święta od czasu do czasu– na więcej nie mają ochoty. Dlaczego? Bo rodzice nie przestali ich traktować jak własność. Albo jak niewolników. Przede wszystkim jednak nie zaczęli ich szanować.
Wakacje. Mazury. Jestem z rodziną i przyjaciółmi w knajpie na obiedzie. Blisko mnie siedzi para koło czterdziestki. Zadbani, ładni. Też z nastolatkami. Dziewczyna, na oko szesnaście lat. Druga ciut młodsza. Ta pierwsza bardzo szczupła, druga pulchniejsza. Między rodzicami napięcie. Poddenerwowani dyskutują o jakiejś sytuacji z poprzedniego dnia. On do niej: „Bo ty zawsze, jak się nawalisz, odpierdalasz”. „Wypiłam trochę, tańczyłam, bo nie lubisz! Ty za to cały dzień pracowałeś i nawet na wakacjach siedzisz z laptopem” broni się ona. Podchodzi kelnerka, co przerywa ich dyskusję, córki też unoszą głowy znad swoich telefonów (wcześniej były zupełnie wyłączone).
– Poproszę sałatę, ale bez żadnego sosu– mówi szczuplejsza córka.
– Zwariowałaś?! Znowu wydziwiasz! Weź coś porządnego, jak ty już wyglądasz, jak śmierć– denerwuje się czterdziestolatka.
Wtóruje jej ojciec: – Nie rób scen, poza tym takiej chudej nikt nie będzie chciał– rechocze.
Od tego momentu przysłuchujemy się z moją koleżanką już bardzo intensywnie.
Pulchniejsza zamawia pizzę.
– Pizzę? Nie wolisz filetu z kurczaka! Pizza ma dużo kalorii– syczy matka.
– Nie jem mięsa, nie pamiętasz? – mówi cicho dziewczyna.
– Nie jesz mięsa, nie kłam, a kto zeżarł niedawno w nocy kiełbasę? Zjedz normalny obiad, a nie potem pustoszysz lodówkę– mężczyzna uśmiecha się przepraszająco. Ale do kelnerki. Jakby chciał przeprosić ją, że ma taką beznadziejną córkę, która kombinuje przy zamówieniu. Udaje, że nic nie je, żeby potem wyżreć wszystkie zapasy.
„Jakbym słyszała własnego ojca. Aż mam ciary” szepcze koleżanka
Niepotrzebnie stara się być cicho. Czterdziestolatkowie mają już własny lot. Kelnerka zapisała zamówienie, dawno poszła, oni nie przestają jeździć po dziewczynach. To, że pulchna się spasła (cytat z pana ojca), a tamta jest anorektyczką (cytat z pani matki), choć wydają pieniądze na psychologa. Starszą jakoś szybciej zostawili, potem na stół wjechał obiad, przez chwilę cała czwórka rozmawiała i jadła spokojnie. Jak gdyby nigdy nic. Ale potem młodsza wylała na obrus sok jabłkowy „Czy ty nie możesz jednej rzeczy zrobić dobrze! Słoń w składzie porcelany!” wrzasnął mężczyzna.
I to niby z troski? Z chęci wyżycia się? Słowo nie wiem, bo najczęściej tacy rodzice mówią, że bardzo kochają swoje dzieci. I chcą dla nich DOBRZE.
„Jak dobrze, że nie jestem już nastolatką” odetchnęła moja koleżanka, gdy tamci w końcu wyszli. I przypomniała sobie ileś rzeczy strasznych rzeczy, które mówił do niej ojciec. Ale potem rozmawiałyśmy o tym z resztą naszej ekipy i okazało się, że wiele z nas słyszy podobne rzeczy do dziś, choć mamy po trzydzieści, czterdzieści lat.
Oto kilka wypowiedzi moich znajomych
„Ostatnio pojechałem z ojcem i moim synem w góry. Ojciec jest taternikiem, wspina się od lat. Jestem przyzwyczajony do tego, że często wpada w furię. Nawet tego nie zauważam, bo jak ktoś doświadcza czegoś od czterdziestu lat, nie reaguje. Na tym wyjeździe ojciec też kilka razy stracił nad sobą panowanie. „Czy ty, kurwa, potrafisz zrobić coś dobrze?!”, „Nie mogę patrzeć jak to partaczysz, weź zrobię to porządnie”, „Co znowu spierdoliłeś?!” takie słowa padały kilka razy. Również do mojego syna. Wieczorem, w schronisku Antek powiedział: „Tato, ty miałeś w domu piekło, nie chcę już jeździć z dziadkiem”
Poczułem z jednej strony ogromny smutek, z drugiej dumę. Dumę, bo mój syn ma wybór, wie, gdzie są jego granice. Mimo że mam przemocowego ojca, sam się nim nie stałem. Smutek, bo dotarło do mnie, że znosiłem to latami i nie mogłem się obronić. Ojciec również bił mnie swego czasu. Smutek również dlatego, że od lat macham na to ręką, wtórując mojej mamie, która mówi: „On po prostu taki jest, nie panuje nad sobą”. Ale nie myśli o tym, jak czuje się ja. Za każdym razem znów nic nie wartym śmieciem”.
„Nieustannie słyszę od mojej matki, że jestem nie taka. Ba, nawet teraz może już nie słyszę, ale ona całą sobą mi to komunikuje. Gdybyś skończyła lepsze studia, miałabyś teraz pieniądze. Trzeba było zostać dentystką, jak radziłam. Córka Marioli jest dentystką, zobacz jak dobrze zarabia. A widziałaś jaki mają piękny dom? Córka Jadzi to zabiera swoją matkę co roku na wakacje. Szkoda, że ty tak nie robisz”. Po kolejnej takiej wymówce pomyślałam, że może rzeczywiście jestem nie w porządku. Zabrałam więc mamę nad morze. Chciałam zawracać już w samochodzie. Nieustanny hejt. Dlaczego ty masz nie zrobione paznokcie? Zobacz, jak ty wyglądasz, jak można się tak ubierać. Dlaczego tak wcześnie się kładziesz? Dlaczego tak późno wstajesz?!Balam się z nią poruszyć jakikolwiek temat, bo każdy był dobry, żeby powiedzieć mi, że nie mam racji, mylę się, że ktoś tam (najczęściej dziecko jej koleżanki) ma lepiej, więcej, lepiej pokierowało swoim życiem.
Gdy po tych kilku dniach odwiozłam matkę pod dom, pomogłam wypakować rzeczy, odetchnęłam z ulgą. A koleżance napisałam, że nie mogę być normalna mając taką matkę”.
„Ojciec ze swoją kobietą ma dom nad jeziorem. Czasem jeżdżę tam latem z moją ośmiolatką. Ostatnio – za ich zgodę– zabrałam też przyjaciółkę córki. Co sobie przypomniałam? Zresztą kolejny raz. Nie umiem zmywać. „Jak ty to robisz?” Kręci głową ojciec. „Zawsze byłaś bałaganiarą” westchnięcie. Po tym, jak sprzątałam dwie godziny tylko po to, żeby był zadowolony. Ale nie udało się, jest pedantem. Do tego uwielbia robić napięcie, wszystko go wkurza, ludzie irytują. Z tym sąsiadem się pokłócił, bo nie zamyka bramy wjazdowej, z tamtym też się spiął, bo sprowadza nad jezioro rybaków. Wszystko jest problemem. Złe mięso, za ciepłe piwo (choć przecież można je wstawić do lodówki), to i tamto. On nie tylko marudzi, czasem po prostu wrzeszczy. A to, że moja córka nie chce iść po mleko, bo się boi (tchórz po matce), a to, że nie odzywa się do niego w odpowiednio kulturalny sposób (to też po matce). Podziwiam jego partnerkę, bo wydaje się tym nie przejmować, dla mnie to za dużo. Wytrzymałam tydzień napięcia, uciekłam do domu i przysięgłam sobie, że nigdy więcej tam nie przyjadę. I tak jestem znerwicowana, zestresowana, niepotrzebny mi jeszcze powrót do dzieciństwa, gdy przypominam sobie jaki był i jak bardzo się bałam.