Skąd pomysł na płytę i jak doszło do Waszej współpracy?
Mateusz Grzesiak: Od wielu lat szukam sposobów dotarcia do jak największej i najbardziej szerokiej grupy odbiorców. Grupa ludzi zainteresowanych rozwojem osobistym czy zmianą jest mała w porównaniu do konsumentów np. nauki języków obcych. Jednym z takich pomysłów było więc wykorzystanie muzyki jako środka dotarcia, bo ona trafia do każdego.
Pomysł miałem od wielu lat, brakowało mi zasobów ludzkich. Gdy na moim szkoleniu pojawili się ludzie ze Step Records z Opola, którzy produkują muzykę, opowiedziałem im o swojej wizji. Oni wskazali Marcina Pawłowskiego jako kompozytora i tak zaczęła się przygoda.
Dlaczego wybrałeś Marcina, doświadczonego, ale młodego jednak kompozytora?
Bo mieliśmy chemię, podobne poczucie humoru, mamy taką samą „zajawkę” na tworzenie czegoś nowego i łączenie dziedzin. Ja nie patrzę na wiek, tylko na człowieka. On miał kompetencje i odpowiednią psyche.
Jak wyglądała Wasza współpraca? Jakie były etapy powstawania płyty? Pracowaliście równolegle Ty nad tekstami, a Marcin nad muzyką?
On grał na klawiszach, ja w tym czasie mówiłem. Albo odwrotnie. Płyta powstała jako synergia słów i dźwięków, działo się to równolegle. Ja wiedziałem, że chcę zrobić muzykoterapię, płytę, która zmienia ludziom emocje i pomaga w rozwiązywaniu problemów. Wybranie więc zagadnień trudnych emocjonalnie było naturalnym kierunkiem by zrealizować ten cel.
Do współpracy zaprosiliście wybitnych polskich aktorów; Danutę Stenkę i Zbigniewa Zamachowskiego. Dlaczego akurat oni?
Bo są wybitni właśnie. Bo współpraca z najlepszymi jest zawsze wyzwaniem i zaszczytem. Współpraca przebiegała doskonale, bo ci zawodowcy wiedzą doskonale, co robić by było dobrze.
Do kogo skierowana jest Wasza płyta? Jak wyobrażacie sobie swojego odbiorcę?
To jest pytanie marketingowe i choć potrafię się w nim doskonale odnaleźć, to podejdę do tego od strony tym razem bardziej psychologicznej. Ponieważ płyta jest na rynku już ponad miesiąc i kupiły ją tysiące osób, wiemy kto jej słucha. I są to wszyscy – począwszy od dzieci, poprzez przyszłe mamy w ciąży, kierowcy pracujący na długich trasach, nastolatkowie chcący się odstresować i odnaleźć siebie, starsze osoby, którym ich dorosłe dzieci tę płytę zaprezentowały. Trenerzy szukający motywacji i terapeuci, polecający ją swoim pacjentom w ramach dodatkowej stymulacji. Tak działają metafory, a mamy ich na płycie dwa rodzaje – muzyka skomponowana przez Marcina to jedna, a druga to napisane przeze mnie historie. Zawarłem w nich techniki terapeutyczne, bazowałem na badaniach z zakresu psychologii i socjologii i zbudowałem z nich narrację. Każdy zrozumie tę płytę inaczej.
Marketingowo rzecz biorąc, odbiorcą jest głównie wykształcony człowiek chcący się rozwijać pod kątem osobistym i zawodowym.
Wasza płyta nie ma precedensu. Czy jesteście w stanie jakoś ją zakwalifikować?
Nie ma, bo połączyliśmy ze sobą naukę i sztukę, muzykę i psychologię. Nie ma na niej śpiewu, jest melorecytacja. Sądzę, że powstał nowy gatunek: inspire.
Jak rekomendujecie słuchanie tej płyty? W domowym zaciszu, w samochodzie, pojedynczo, w grupach…
Niech każdy znajdzie dla siebie odpowiedni sposób. I testuje jak najwięcej.
Czytając komentarze od słuchaczy Waszej płyty macie dowód, że pomaga wielu osobom w opanowaniu emocji, wyjaśnieniu pewnych zachowań, inspiruje. Czy któryś komentarz od słuchaczy jakoś szczególnie Cię poruszył?
Oj, tak, do łez.