Doskonale pamiętam czasy, gdy mój syn był jeszcze malutki i miał problemy ze snem. Na pewno wiecie o czym mowa – najpierw musisz się nagimnastykować, żeby w ogóle jakoś uśpić dziecko (kołysanie na rękach, bujanie w wózku, noszenie, nucenie, głaskanie, włącznie odkurzacza lub suszarki i inne czary-mary), potem JAKOŚ próbujesz je przełożyć do łóżeczka. Śpi. Wiesz jednak, że to tylko kwestia czasu, gdy się obudzi, bo smoczek wypadnie z ust. Jeśli podasz go stosunkowo szybko, dziecko zaśnie ponownie. Jeśli zrobisz to o sekundkę za późno, będzie płacz i pobudka. Znacie to? Okazuje się, że istnieje prosty trik, by temu zapobiec.
Tak, ja też kombinowałam na wiele sposobów i przeczytałam mnóstwo poradników, by nauczyć moje dziecko spokojnego przesypiania nocy. I jak to zwykle w życiu bywa, okazuje się, że najprostsze rozwiązania są najskuteczniejsze. Swoim sposobem podzieliła się niedawno Laura Gerson z Wielkiej Brytanii. I potwornie żałuję, że sama na to nie wpadłam!
Młoda mama odkryła, że jej córka budzi się wyłącznie wtedy, gdy nie może znaleźć swojego smoczka. Zamiast więc co godzinę wstawać, szukać go w łóżeczku i wkładać z powrotem do ust dziewczynki, postanowiła kupić kilkanaście smoczków i wszystkie umieścić w łóżeczku. Od tamtej pory, gdy mała Amelia się przebudzi, sama sięga po pierwszy lepszy smoczek i zasypia. Proste, a genialne, prawda?
Źródło: Daily Mail