Przyjaciółka opowiadała mi ostatnio, w jaką furię wpadła, kiedy rano spiesząc się do pracy zakłada bluzkę, a na niej… plama. Wyobrażacie to sobie, 5 minut do wyjścia, dzieci jęczą, ty jedną ręką pakujesz im kanapki do szkoły, drugą poprawiasz makijaż, a w zębach trzymasz ową nieszczęsną bluzkę, co by wyglądać elegancko, zresztą jak zawsze.
Bo ty, pomimo dwójki, czy trójki dzieci, zawsze wyglądasz nienagannie. But na obcasie, spódnica odprasowana, włosy ułożone. Nie, ty nie malujesz się w aucie stojąc w korku, wstajesz specjalnie 15 minut wcześniej, bo wszystko masz dokładnie zaplanowane. Siedem minut porannej toalety, kawa pięć minut, w tym czasie śniadanie dla dzieci, budzisz je zawsze o tej samej godzinie. Wyliczony czas na ich marudzenie, ubieranie się i upragnione wyjście. I tylko ta cholerna plama na bluzce sprawia, że cały świat wali ci się na łeb, bo tego w planie nie ujęłaś. Nie przewidziałaś, że twój misternie utkany harmonogram runie w gruzach. Bo tak to właśnie widzisz. Masz ochotę usiąść i płakać.
I tak zrobiła moja przyjaciółka. Usiadła i zaczęła płakać. Jedna plama, na jednej bluzce obudziła w niej tyle emocji, że ona dźwignąć tego nie była w stanie. A kiedy dzieci spytały zaskoczone, bo nigdy mamy płaczącej nie widziały: „co się stało”, a ona odpowiedziała, że ma plamę na bluzce, to zdała sobie sprawę z absurdu całej sytuacji.
Wiecie, co zrobiła? Zadzwoniła do pracy, wzięła wolne na żądanie, dzieciom pozwoliła zostać w domu i… Nie, wcale nie pojechała kupić nowej pralki, zaczęła analizować, jakim cudem plama na bluzce mogła położyć jej życie na łopatki?
Każda z nas ma taką plamę w swoim życiu. Każda, która próbowała udowodnić światu, że jest idealna, że wszystkiemu podoła, że nic nie jest w stanie jej złamać, bo zawsze z uśmiechem i lekkością przyjmie wszystko i rozwiąże każdy problem. Cóż… A później nasz świat się zawalał przez auto, które nagle w drodze do pracy, czy po dzieci odmówiło posłuszeństwa, przez złamany obcas czy paznokieć zawsze w nieodpowiednim momencie, przez chorobę dziecka, która okazywała się zwykłym przeziębieniem, przez zmęczenie, którego nasz organizm już nie był w stanie wytrzymać, przez nie taką minę szefa, przez krytyczne słowo mamy czy partnera.
Dążąc uparcie do ideału, którego nikt od nas nie wymagał, musiałyśmy mieć pełną kontrolę nad naszym życiem. Nic nie mogło wytrącić nas z równowagi, bo przecież w swojej perfekcji byłyśmy w stanie przewidzieć wszystkie scenariusze. Do granic możliwości napinałyśmy mięśnie karku, prostowałyśmy kręgosłup, przyklejałyśmy uśmiech, aby tylko bańka, którą stworzyłyśmy, nie pękła.
Obserwuję masę takich kobiet. Rozmawiają bardzo mocno gestykulując, nigdy nie patrzą w oczy, nerwowo poprawiają okulary lub włosy. Ale zawsze „odpowiednio” ubrane, nigdy w dresach nie wpadną do szkoły, nie pokażą się nigdzie bez makijażu. Dzieci delikatnie instruują, aby się nie brudziły, a w torebce zawsze noszą mokre chusteczki, którymi mogą im buzie wytrzeć. Gdy ktoś obok mówi: „daj spokój brudne dziecko, to szczęśliwe dziecko”, śmieją się nerwowo, a kiedy tylko nikt nie patrzy trą im buzie, co by czyste były. Uwięzione w natręctwach, w sztywności karku i włosach misternie ułożonych. Nie usiądą na trawie, nie pośmieją się serdecznie. Modlą się w duchu, żeby nikt nie odkrył, jak bardzo się boją, że ktoś odkryje, że nie są idealne, że zdarza im się krzyknąć na dziecko, gdy nikogo nie ma w pobliżu, że płaczą ze zmęczenia sprzątając wieczorem po kolacji. Że marzą, by zasnąć w ubraniu na kanapie zaraz po powrocie z pracy. Ale na żaden luz nie dają sobie przyzwolenia.
Kochane Perfekcyjne Kobiety, które obawiacie się zobaczyć plamę na swojej bluzce, chciałam wam dzisiaj powiedzieć: dajcie sobie święty spokój, przestańcie, nikt od was nie wymaga, żebyście były zawsze i wszędzie i w dodatku bardziej! To wy same sobie to robicie.
Bo perfekcyjność:
– odbiera okazję do zabawy – bo jak się bawić, kiedy człowiek trzyma się sztywno wyznaczonych sobie ram i nie chce poza niej wyjść?
– marnuje życiowe szanse – bo nie dajemy sobie prawa ich dostrzegać, w naszym idealnym świecie nie ma prawa nic się zmienić, wszystko musi być tak, jak z góry sobie zaplanowałyśmy, więc jak dostrzec szansę patrząc tylko na wprost nie rozglądając się na boki?
– nie rozwija – bo jak rozwijać się żyjąc w bańce, gdzie nie dajemy sobie prawa do błędu, do ryzyka, do poniesienia porażki?
– sprawia, że żyjemy w wiecznym strachu – bo tak bardzo boimy się, że ktoś odkryje, że nie jesteśmy idealne, że powinie się nam noga, że ten obcas złamie się nam na oczach wszystkich…
– czyni nas nieszczęśliwymi – bo pomyśl, czy dzisiaj jesteś szczęśliwa spiesząc się do pracy, z zaciśniętymi zębami rozmawiając z szefem, uśmiechając się, kiedy mąż mówi, że nie zdąży odebrać dzieci, bo przecież ty zawsze zdążysz, ty zawsze wszystko zrobisz, ty każdemu udowodnisz, że nie ma dla ciebie rzeczy niemożliwych… No chyba, że nagle, zupełnie nieoczekiwanie pojawi się plama na twojej bluzce i nagle zrozumiesz, że nie chcesz tak żyć, że bycie idealną nie jest fajne i że dzisiaj chcesz dzień wolny od swojej perfekcyjności, a może i całe wakacje luzu.
A ja z całego serca życzę ci tej plamy na bluzce i w końcu szczerego uśmiechu, który sprawi, że ty i wszyscy wokół będą szczęśliwsi.