– Nie, ja nie będę w domu w te święta. Wyjeżdżam – mówi Ola, kiedy rozmowa schodzi na temat naszych grudniowych planów. – Pewnie powiesz, że to dziwne, niedorzeczne, ale mi jest tak dobrze, najlepiej – zamyśla się nad filiżanką ciepłej czekolady. Nie, nie mówię, że to dziwne. Sama czasem marzę o tym, by Święta spędzić daleko stąd, gdzieś, gdzie ktoś wyręczy mnie w tych wszystkich przygotowaniach. Gdzie nie będzie napięcia i gorączkowego pospieszania do wyjścia, „bo się spóźnimy”.
Znacie to, prawda? Zdarza się, że chcę uciec, czmychnąć. Przeglądam wtedy oferty biur podróży i pensjonatów, które proponują świąteczne pobyty. Ale zawsze zwyciężają we mnie dwa uczucia. Pierwsze, to nieodparta potrzeba bycia z najbliższymi. Lubię usiąść z tymi, których kocham przy wigilijnym stole i patrzeć na ich twarze, cieszyć się choćby z tego powodu, że jeszcze trwamy. Niektórzy trochę słabsi, trochę bardziej zmęczeni niż w zeszłym roku, ale ciągle obecni. Drugie uczucie wynika z chęci podarowania dzieciom wspomnień magicznej, świątecznej atmosfery. Niech złoży się na nią zapach przypraw korzennych dodawanych do piernika, smak kompotu z suszu i radość z prezentów, które ciągle jeszcze przynosi Mikołaj. I z tego, że jesteśmy może bardziej razem niż zwykle.
Ola myśli inaczej. Nie ma dzieci i jest osobą samotną, ale jak mówi, samotna się nie czuje. Ma przecież dwa koty, które tuż przed Wigilią zawiezie do rodziców i mnóstwo przyjaciół, do których zadzwoni, by złożyć im życzenia. Zaraz potem wsiądzie w samochód i pojedzie w góry. Byle dalej od tych świątecznych iluminacji, opłatków, życzeń i pierogów z kapustą i grzybami.
– Czy można uciec od świąt? – pytam, bo wydaje mi się to niemożliwe, – Świąteczne wystawy masz w każdym sklepie, świąteczne piosenki w radio, a telewizji same świąteczne filmy…
– Można – uśmiecha się Ola, która wyglądem sama przypomina świątecznego aniołka. – Zapakuję mój laptop z ulubionymi filmami i ukochaną muzyką. Wezmę te kilka książek, które odkładałam na półkę przez ostatnie tygodnie i będę się cieszyć ciszą.
W rodzinnych świątecznych spotkaniach przeszkadza jej jednak wcale nie hałas, całe to zamieszanie i brak miejsca na wieszaku w domu rodziców. Ola boi się bliskości. Tej „przymusowej”, jak ją nazywa albo jeszcze inaczej „odświętnej”.
Panicznie unika bezpośredniego składania życzeń, dzielenia się opłatkiem, przytulania swoich siostrzeńców i bratanicy, buziaków od cioć i wujków.
– Zawsze tak było? – pytam próbując dociec przyczyny.
– Odkąd pamiętam, tuż przed gwiazdką, niedzielą wielkanocną czy imprezami rodzinnymi zaczynałam czuć się nieswojo. Ale naprawdę źle, czuję się od kilku lat. – opowiada Ola – Pamiętam jak w jakiś grudniowy poranek pakowałam prezenty dla całej rodziny. Ręce zaczęły mi się trząść i nie mogłam zawiązać złotej kokardy. Myślałam „Spokojnie, jakoś to wytrzymam”. Czy tak powinno się myśleć o spotkaniu z najbliższymi? Bolała mnie głowa, brzuch. Choć wypierałam tę świadomość, w głębi duszy wiedziałam o co chodzi.
Ola już pięć lat temu zdecydowała, że święta chce spędzać samotnie. Ale trudno było jej to zakomunikować rodzicom, trojgu rodzeństwa i swojemu ówczesnemu towarzyszowi życia. Przestraszyła się, że ich zrani, że nie zrozumieją. Kiedy odważyła się wyznać swojemu ukochanemu jaką trudność stanowi dla niej udział w rodzinnych imprezach, postawił jej ultimatum: wizyta u terapeuty albo rozstanie. On nie wyobrażał sobie świąt bez spotkania z rodziną. Ona postanowiła, że szczęśliwa może być tylko spędzając święta jedynie z narzeczonym.
– Wizja związku, jaką miał Kamil była bardzo tradycyjna – tłumaczy Ola – Niedzielne spotkania z rodzicami, częste wizyty u kuzynów i wujostwa. A Wigilia i Boże Narodzenie, to już całą gromadą. I te uściski, całusy, uśmiechy… Pytania o to, co u ciebie mimo, że tak naprawdę nic ich to nie obchodzi.
Rodzice początkowo zareagowali podobnie. Gdy Ola nie zjawiła się na Wigilii po raz pierwszy, jej mama długo płakała. – Córeczko – pytała przez telefon – Czy myśmy ci coś złego zrobili? Czy to o jakąś przykrość chodzi? Więc Ola tłumaczyła, że od zawsze bała się tej wymuszonej okolicznościami bliskości. A w Święta nie sposób jej uniknąć. Zwłaszcza jeśli jeszcze pochodzi się z rodziny, w której bardzo tradycyjnie obchodzi się Wielkanoc i Boże Narodzenie.
Z czasem mama i tata Oli przywykli do tego, że córka „wpada” do nich dzień lub kilka dni „przed albo po”. Ale i w tym roku, tak jak w poprzednim zadzwonili i spytali: – Przyjedziesz na Wigilię? Chociaż na trochę…?
Skąd właściwie bierze się ten lęk?
Psycholog i terapeuta Aneta Orczyk mówi, że nie zawsze niechęć do spędzania Świąt w rodzinnym gronie wynika z jakiś nietypowych, czy wręcz traumatycznych doświadczeń z przeszłości, a zjawisko to jest na całym świecie coraz bardziej powszechne. – W Wielkiej Brytanii, czy nawet w Niemczech z roku na rok rośnie liczba osób, które w Święta są „samotne z wyboru” – mówi Orczyk – Mimo nacisków członków rodziny, wpływów kulturowych i religijnych, mimo całej tej naszej bogatej tradycji wspólnego biesiadowania i kolędowania w rodzinnym gronie, decydujemy się coraz częściej na pójście „pod prąd”. Potem błędnie ta nasza decyzja o spędzaniu świąt w pojedynkę jest interpretowana jako skazywanie się na samotność. A dla nas to jest doświadczenie wyzwalające. Żyjemy w świecie, w którym oczekuje się od nas stale dostosowywania się do norm i oczekiwań. Ekscytujące jest zrobić coś całkowicie na przekór.
– A ty chcesz żyć „inaczej”, czy problem leży zupełnie gdzie indziej – pytam Olę. – Nie wiem. Jestem po prostu inna. Kocham ich wszystkich bardzo, ale nie odczuwam potrzeby spędzania Świąt razem. Pewnie powinnam pójść na tę terapię – Ola nie sprawia wrażenia osoby przekonanej do tego, co mówi – Ale w tej mojej świątecznej samotności czuję się tak dobrze, pewnie.
– Myślisz, że łatwo będzie ci znaleźć kogoś, kto cię zrozumie? – pytam niezręcznie. – Partner, który dla mnie zrezygnowałby z rodzinnych świąt? Nie sądzę, by to było możliwe. – Ola wie, że płynie pod prąd.
– Może więc warto zacząć myśleć o jakiś kompromisach? – rzucam bezwiednie. Jakoś tak się zdarzyło, te właśnie słowa właściwie same padły z moich ust. Ola nie odpowiada, uśmiecha się tylko smutno.
– Zobacz, jak to się dziwnie układa – rzuca, gdy zbieramy się do wyjścia – Tyle jest samotnych osób. Tyle osób wiele by dało, by mieć z kim spędzić te święta. A ja od tego wszystkiego uciekam tylnym wyjściem… Taka jestem samotna od święta…