– Zobacz, za*ebiste są te speed daty, ja płacę 30 złotych i mam 24 laski w jednym miejscu. A tak? Musiałbym cię zabrać do kina, zapłacić za twój bilet, chociaż dobra – jest równouprawnienie to może ty za swój byś zapłaciła, ale i tak wydałbym trzy dychy, spędził czas tylko z tobą i jakby nic z tego nie wyszło to jestem stratny. Tu mam większe szanse na powodzenie.
Nastała moda na speed dating – czyli tak zwane szybkie randki. Kojarzycie? Na pewno z filmów amerykańskich – oni piękni, przystojni, w garniturach – oczywiście kilku niemotów, ale ona siedząca przy stoliczku i czekająca na kolejnego kandydata zakochuje się w końcu bez pamięci. Pięć minut randki nie wystarcza im na rozmowę. Są sobie przeznaczeni.
Zgrzyt. Takie rzeczy tylko w filmach. Pamiętajcie.
Karolina zdecydowała się na speed dating, bo miała dość wirtualnych znajomości. – Jestem przed 40-tką, mam dwoje dzieci, całkiem fajne życie, ale po rozwodzie jestem sama. Przyjaciółka namówiła mnie na konto na Tinderze, ale tam jednak oprócz kilku naprawdę wyjątków debil debila pogania. Jak nie seks, to kłamstwo… Łatwiej o odwagę i ściemnianie, kiedy jest się anonimowym. Tylko później spotykasz kogoś, kto na zdjęciu przypomina Ryana Goslinga, a w rzeczywistości bliżej mu do Louisa de Funesa. Zresztą, mam koleżankę, która poznała faceta w internecie, spotykała się z nim przez osiem miesięcy, po czym, gdy zbliżały się Święta, okazało się, że on ma rodzinę, żonę… Inna miała podobny przypadek, zresztą wywrotów tam jest sporo.
Znajoma powiedziała Karolinie o „szybkich randkach” i postanowiły spróbować, pójść we dwie. – Nic nie miałyśmy do stracenia. Poza tym tu spotykasz prawdziwego człowieka, widzisz, kim jest, jaki jest, jak reaguje na twoje słowa, jak się zachowuje. Pomyślałam, że taka randka to fajne doświadczenie, a kto wie, może kogoś spotkam.
Wszystko odbywa się bardzo łatwo. Znajdujesz w internecie organizatora szybkich randek w twoim mieście, logujesz się, zapisujesz, płacisz wpisowe i już. Wyznaczona data i godzina. Potwierdzasz obecność SMS-em i w dniu randki dostajesz adres, którego wcześniej nie znasz… Trochę dziwnie, trochę straszno…
– Jakoś miejsca tych randek są w mało oczywistych miejscach. Za pierwszym razem była to knajpa w piwnicy, czerwone światło, bar w którym podają tylko herbatę i piwo. Trochę jak tani burdel. Pomyślałam, czy na pewno tutaj powinnam być… Poustawiane stoliki, przy których siedzą kobiety, a mężczyźni co pięć minut przesiadają się do kolejnej kandydatki do randki. Na pierwszy rzut oka przeważała liczba kobiet i to fajnych kobiet. Było trochę czuć dysonans między nami a mężczyznami. Wśród kandydatów przeważała branża IT i cała gama budowlańców.
Ale dobra, nie ma się co zrażać. Zaczynamy:
Kandydat nr 1
„Co lubisz robić?”.
„Eeee lubię chodzić na speed daty”.
„A dlaczego”.
„No bo w pracy już nikogo nie poznam, na imprezy nie mam z kim wyjść, bo wszyscy mają rodziny, albo mieszkają w innym mieście, to co mi zostało…”.
Hmmm
Kandydat nr 2
„Szukam faceta, który lubi czytać książki”.
„O ja czytałem świetną”.
Następuje 4,5 minuty opowiadania o książce, całkiem ciekawej.
„Super, a jaką byś jeszcze polecił?”.
„To była jedyna jaką przeczytałem”.
Kandydat nr 3
„Dlaczego tu jesteś?”
„Bo mam dość szukania fajnej kobiety przez internet, zwłaszcza, że większość umieszcza zdjęcia sprzed 10 lat, koryguje się, nie jest prawdziwa, udaje kogoś innego. A nawet jak fajnie się pisze, to podczas spotkania okazuje się, że nie iskrzy. Stracone co najmniej 4 tygodnie na znajomość bez przyszłości. Tu przynajmniej mogę spojrzeć tobie w oczy”.
„A co robisz w wolnym czasie?”.
„No szukam kogoś”.
Kandydat nr 4
„Masz jakieś pasje?”.
„Tak uwielbiam podróżować, ale nie mam z kim”.
„A sam?”.
„Niee, no jak sam, bez sensu”.
„To gdzie byłeś w tym roku?”.
„Nigdzie”.
Kurtyna
Kandydat nr 5
„Pomogłabyś mi być bogatym?”.
Hę?
Kandydat nr 6
„O jeny to ty jakaś strasznie ambitna jesteś, skoro pracujesz w takiej firmie, mi to by się na pewno nie chciało”.
Tjaa.
Kandydat nr 7
„Ja to lubię jak jest więcej babek niż mężczyzn, to dobre czasy dla facetów. Zobacz dzisiaj to nawet faceci mieli wstęp za darmo, bo się nie uzbierała wystarczająca liczba, więc tak naprawdę wy sponsorujecie tę całą imprezę”.
Zonk.
– Po dwóch godzinach pięciominutowych randek wyszłyśmy załamane, ale w trzy, bo poznałyśmy świetną dziewczyną. Ona nas pocieszyła mówiąc, że była rok temu raz na takich randkach i było bardzo fajnie, więc może to kwestia wyboru firmy, która je organizuje. Wyzwanie to wyzwanie. Trzy tygodnie później znowu dotarłyśmy do dziwnie ukrytego miejsca, z czerwonymi lampami, z panią za barem niczym z filmu „Miś”.
Co się dowiedziałam? Że kobiet znowu jest więcej niż mężczyzn, i choć to miał być „speed dating VIP”, to przekrój facetów w porównaniu z poprzednim spotkaniem był bardzo porównywalny. Może było więcej pracowników IT, był nawet jakiś buddysta, który mówił, że on szuka pytań, dlatego chodzi na te „speed daty”, jakiś pracownik administracji publicznej, który mówił, że nawet w miarę zarabia, ale pracuje od 8:00 do 16:00 i w zasadzie, co ona ma robić później. Te pięć minut randki wydaje się bardzo krotkie, ale uwierz, że jeśli rozmowa się nie klei, to pięć minut trwa bardzo, bardzo długo.
No dobra, nie wierzę, że się można zakochać w sekundę, ale być może jakaś chemia może się pojawić, być może z kimś przez te pięć minut będzie ci się tak dobrze rozmawiać, że chciałabyś, żeby ten czas się nie kończył…
Podczas szybkiej randki przydzielasz numer kandydatowi i go sobie opisujesz, na koniec spotkania podajesz organizatorom listę tych, którzy ci się spodobali, jeśli których z ich zaznaczył też ciebie – dostajecie swoje numery telefonów. Karolina na żadnej z randek nikogo nie zaznaczyła, ale jej koleżanka umówiła się z jednym z kandydatów. Nic z tego nie wyszło, gdyż pan miał tak wielką potrzebę autoreklamy, że rozmowa skupiła się tylko i wyłącznie na nim, a gdy ona grzecznościowo kilka tygodni później zadzwoniła spytać, co słychać, usłyszała: „A mam dosyć tych speed datingów. Sześć kobiet mnie wybrało, umówiłem się z każdą, ale żadna nie chciała kontynuować tej znajomości”. Cóż, ciekawe dlaczego?
Czy szybkie randki zawsze tak wyglądają? Wioleta – współwłaścicielka upolujsingla.pl organizatora speed datów w Warszawie przyznaje, że nie zawsze trafi się na tego jedynego. – Ja sama chyba bardziej podchodziłabym do tych spotkań, jako do czegoś, co nas otwiera na innych. Kto wie, może normalnie pewien typ faceta by nas nie zainteresował, a tu przez te pięć minut coś może zaiskrzyć i samą ciebie zaskoczyć. Upolujsingla.pl organizuje randki od siedmiu lat. Największym zainteresowaniem cieszą się te dla singli w wieku 28 – 35 lat, choć już teraz organizowane są randki dla 38 plus. – Mamy randki dla katolików, dla np. niepalących singli, dla wysokich singli. Naprawdę można znaleźć coś dla siebie. Co przemawia na plus takich szybkich randek? Właśnie czas – tu łatwo podejmujesz decyzję, albo ci się z kimś dobrze rozmawia, albo nie, albo chcesz się umówić na dłuższą randkę, albo odpuszczasz. To przewaga nad internetowymi spotkaniami, gdzie czasami wymiana zdań trwa kilka tygodni, a po spotkaniu okazuje się, że nic z tego nie będzie, bo każdy grał kogoś innego niż jest w rzeczywistości.
Czy ich organizowane przez nich randki mają szczęśliwe zakończenia? – Wiemy, że jedna z par, która się u nas poznała niedługo bierze ślub, czasami pary przysyłają nam swoje zdjęcia z wakacji, z jakiś wyjazdów. To jest bardzo miłe. Oczywiście, że część z nich nie musi tego robić i nas informować, że się udało, my jesteśmy tylko pośrednikiem. Ale dzięki tym historiom z happy endem, wiemy, że to co robimy, ma sens. Myślę, że speed daty będą cieszyć się coraz większą popularnością i staną się alternatywą dla tych, którzy chcą poznać kogoś w realu, a nie na portalu randkowym.
Macie ochotę spróbować? Karolina spotkała mężczyznę, który był na 21 szybkich randkach… To się nazywa determinacja, albo… chęć rozrywki.