Wyobraź sobie, choć pewnie w sumie nie musisz, że masz tak zwane normalne życie. Mieszkasz blisko większego miasta, masz trójkę cudownych dzieci i niedługo skończysz 40 lat. Dom, w którym mieszkacie budował jeszcze twój tata i dopóki on żyje pomaga wam go remontować, gdy umiera, mąż naprawia to, co jest do zrobienia. Najstarsza córka chodzi do szkoły, najmłodszą tak niedawno karmiłaś jeszcze piersią.
Jasne, że mogłoby być lepiej, że pieniędzy więcej, bo remont ci się marzy, bo wyjazd z dziećmi na wakacje. Ale jakoś jest, nigdy od życia nie wymagałaś zbyt dużo. Za to życie postanowiło wymagać od ciebie i to często ponad twoje siły.
Kilka lat temu źle się poczułaś. Lekarz, badania i diagnoza – rak trzustki. To się leczy, to nie wyrok – myślałaś. Ale rak okazał się złośliwy, a mąż za słaby, żeby to unieść. Uciekł szybko układając sobie życie z inną kobietą, a ciebie zostawił samą – chorą, z trójką dzieci – Julka, najmłodsza miała wtedy jakieś półtora roku. I jeszcze twoja mama – rak płuc, nią też musiałaś się zająć.
Byłaś załamana, ale kiedy dzisiaj spoglądasz wstecz – to „wtedy” jawi ci się jako spokojny i stabilny czas. Oddałabyś wszystko, by mieć na swoich barkach tylko to, co wtedy. Bo twoje dziś wygląda zupełnie inaczej.
Dziś masz przerzuty na wątrobę, chore nerki, prawdopodobnie rak dorwał się do węzłów chłonnych. Puchnie w tobie, rośnie, a ty masz coraz mniej siły. Zostałaś babcią 10 miesięcy temu, ale twoja 25-letnia córka zamiast cieszyć się szczęśliwym macierzyństwem jest samotną matką, która zajmuje się tobą, bo ty już nie masz siły nawet sama się wykąpać. 15 operacji, które przeszłaś odbierały ci resztki energii i chęci do życia. Ale nie możesz tego mówić głośno. Ty musisz być twarda, dla swojej dziś już 8-letniej córki, i 12-letniego syna. Wiesz, że dla nich musisz się uśmiechać, musisz mówić, że dacie radę, choć sama coraz mniej w to wierzysz. Ty po prostu już nie masz siły tego dźwigać.
Dwa lata temu podczas wakacyjnych wichur twój dom oberwał straszliwie. Kiedy pada, modlisz się, żeby nie leciało wam na głowę, a i tak leci. Odchodzi tynk, w domu rozgościł się grzyb. Wy w piątkę mieszkacie w jednym pomieszczeniu, w którym stoją dwa łóżka. Dwa łóżka na pięć osób. Tu dzieci odrabiają lekcje, tu twoja najstarsza córka bawi się ze swoim dzieckiem, tu ty leżysz i myślisz, co z wami będzie, co będzie z twoimi dziećmi.
Twoja córka słyszy, że przytyłaś, bo siedzisz na tyłku i za żadną pracę się nie bierzesz… Ktoś inny, że wyrzucą was z domu, a jej odbiorą malutkiego i ukochanego synka, bo to nie są warunki do życia. Tak bardzo byś chciała, aby życie twoich dzieci wyglądało inaczej. Twój 12-letni syn kompletnie nie radzi sobie z tą sytuacją. Jest wrażliwy, zamknął się w sobie, nie wiesz, jak do niego dotrzeć, nie masz jak mu pomóc. Na wszystko brakuje siły, pieniędzy i brakuje też czasu, bo inspektor budowlany postawił ultimatum – albo do końca tego roku (31.12) wyremontujecie dom i doprowadzicie go do użyteczności, albo was eksmitują, wyrzucą na bruk – odbiorą dzieci, rozdzielą rodzeństwo, które tak bardzo jest za sobą.
Ale ty – pamiętasz, jesteś chora. Nie masz siły podjąć się jakiejkolwiek pracy. Twoja córka pomaga ci się wycierać po kąpieli, bo nawet z najprostszymi czynnościami sobie nie radzisz. Masz 44 lata, a twoje ciało umiera, nie potrafisz nad nim zapanować.
Jedyne o czym marzysz to remont domu. Wiesz, że jest to konieczność. Tylko jak? Dostajesz 870 zł renty, alimenty od państwa, bo były mąż nie płaci, a twoja najstarsza córka zasiłek opiekuńczo-wychowawczy, za to, że się tobą zajmuje – niewiele ponad 500 zł. Te skromne dochody jednak nie dają wam prawa zasiłku z ośrodka pomocy społecznej, bo próg dochodowy przekraczacie. Płacisz rachunki, potrzebujesz na leki… reszta na żywność, ale tu bywa, że brakuje. Powinnaś jeździć do lekarzy, położyć się do szpitala, ale jak? Jak masz iść do szpitala, jak boisz się, że odbiorą ci dzieci? Że możesz nic nie zastać po wyjściu ze szpitala? Ten strach ściska cię za gardło. Nie ma już w tobie wstydu, prosisz o pomoc wszystkich i wszędzie nie dla siebie, ale dla swoich dzieci, by one mogły mieć godne życie, by mogły być razem, by w końcu ich los się odmienił, bo one nie zasługują na to wszystko, co was spotkało. One powinny mieć beztroskie i szczęśliwe dzieciństwo…
Święta? Nie masz nawet miejsca na postawienie choinki. A cała reszta? Potrafisz sobie wyobrazić, że nie masz środków na drobne upominki, nie masz za co kupić ryby na Wigilię… A przecież Święta to powinien być czas radości, uśmiechu i ciepła w sercach. Święta twoich dzieci nie będą tak wyglądać… Nie wiesz, jak będzie wyglądać najbliższy miesiąc.
Kiedy nie widzą, płaczesz, bo opuszcza cię nadzieja, że jeszcze ktoś wam pomoże, że jeszcze coś da się zrobić, zmienić. Chcesz tylko dobra swoich dzieci, nie chcesz dużo. Już i tak tyle się dało zrobić, ale nadal nie widać końca… Tak bardzo się boisz, że zawiedziesz, że nie dasz rady zadbać o ich dobre życie, a przecież dla nich oddałabyś wszystko…
I tkwisz w takim zawieszeniu nie wiedząc gdzie prosić, kogo pytać…
Jest kobieta, która nie musi sobie tego wszystkiego wyobrażać. Która ze swoimi dziećmi żyje na skraju ubóstwa obawiając się eksmisji. Wiele osób dobrej woli już pani Renacie i jej dzieciom pomogło. Na siepomaga.pl organizowana jest zbiórka na remont domu, ale nadal brakuje środków. Brakuje wszystkiego – ubrań dla 8-letniej Julki, 12-letniego Sebastiana, dla 10-miesięcznego wnuka. Nie ma łóżek do spania, szafy do przechowywania ubrań, pościeli, ręczników. Choinki na Święta i prezentów… I tej słabnącej wiary, że są ludzie, którzy pomogą, którzy nie zostawią. Dlatego proszę – pomóżmy. Podajcie dalej. Pani Renata mieszka 3 km od Konina, piszcie ewa.raczynska@ohme.pl – zmieńmy życie tych dzieci… Proszę w imieniu pani Renaty, której strach i bezislność podczas rozmowy dziś dławiły głos…