Go to content

Nauka dowodzi, że do płaczu macie prawo. Kobiety czerpią ponoć nawet przyjemność, ze smutnych doświadczeń…

Fot. iStock / Ernesto Víctor Saúl Herrera Hernández

Zalewasz się łzami na reklamie kabanosa i przełączasz telewizję, kiedy ta pokazuje krzywdę zwierząt? A może kłócąc się z mężem czekasz na jego odpowiednią dolinę, żeby wyskoczyć z grubej rury i zalać wszystkie, nawet najbardziej sensowne argumenty morzem łez? Zanim zaczniesz się zastanawiać czy nie jesteś okropną, emocjonalną terrorystką otrzyj mokre oczy i głowa do góry. Nauka dowodzi, że do płaczu masz prawo, bo jako kobieta statystycznie robisz to nawet do pięciu razy częściej niż mężczyzna.

Kobiety faktycznie płaczą więcej 

Kiedy noblista w dziedzinie fizjologii i medycyny, Tim Hunt, wyraził swoją opinię na temat kobiet pracujących z nim z laboratorium, bardzo szybko stracił tytuł profesora honorowego Uniwersytetu w Londynie. Na konferencji dziennikarzy naukowych w Południowej Korei stwierdził, że kiedy współpracuje z paniami to przy pracy z nimi dzieje się zazwyczaj jedna z tych trzech rzeczy: albo się ktoś w nich zakochuje, albo one zakochują się w kimś, albo zaczynają płakać, kiedy zwróci im się uwagę. I chociaż zabrzmiało to nad wyraz seksistowsko i oburzyło gremium naukowe, to przyznać trzeba, że kobiety faktycznie płaczą więcej niż mężczyźni. Jak dowodzą badania dzieje się tak nie z braku umiejętności przyjmowania krytyki, jak stwierdził Hunt, ale w związku z obszerną relacją uwarunkowań biologicznych, społecznych i środowiskowych. Ciekawe jesteście, dlaczego wasz stary nie zapłakał na gali zakończenia roku u córki w przedszkolu – proszę bardzo, przedstawiam naukowe dowody. Szastajcie nimi do woli na polach bitew wszelakich.

Mężczyzna racjonalny. Kobieta emocjonalna

Badania psychologiczne potwierdzają, że panie płaczą od dwóch do pięciu razy w miesiącu, albo jak kto woli od trzech do pięciu razy częściej niż panowie w ogóle (Chyba, że jesteście w ciąży, wtedy nie płaczecie tylko kiedy śpicie). Ta różnica jest powszechna niezależnie od kraju, chociaż, jak dowiedli naukowcy z Uniwersytetu Tilburg w Holandii, zauważają większe rozbieżności w niektórych rejonach świata, co argumentują wpływem kultury na rozwój. Rola mężczyzny w krajach zachodnich pozostaje niezależna, u władzy i rozwiązująca problemy w sposób racjonalny. Kobiety natomiast polegają na innych i podchodzą do rzeczywistości bardzo emocjonalnie. Prawdopodobnie to z tego powodu on oddzwania do administracji osiedla tłumacząc niedopłatę za wodę wynikającą z pomyłek w kalkulacji. Ty albo eksplodowałabyś płaczem tłumacząc, że nie masz co do garnka wsadzić, a przelew dopiero za trzy tygodnie, albo wyzwała urzędniczkę od imbecyla sugerując umiejętne korzystanie z liczydła w przyszłości. Idę o zakład, że panowie swoją powściągliwością zapobiegli kilku konfliktom w historii dziejów świata.

Płaczemy z powodu tych samych rzeczy – śmierci osób bliskich, choroby, skomplikowanych rozstań. Kobiety natomiast płaczą zdecydowanie częściej z powodu małych niepowodzeń, popsutego komputera czy złamanego obcasa w bucie. Zaskakującym może być fakt, że mężczyźni za to łkają chętniej w odpowiedzi na pozytywne wydarzenia. Kiedy jeszcze raz spotkasz się z niezrozumieniem w przypadku rozładowanego na środku ulicy akumulatora swojej dwudziestoletniej Astry, a twoje łzy nazwie się „niepotrzebnymi”, rozwiej wszelkie wątpliwości. Reakcja wynika z twojej fizjologii. Po prostu.

Kobiety czerpią przyjemność z płaczu

Według badań kobiety mają nawet tendencje do wyszukiwania form wypoczynku, które sprawią, że poczują się smutne, jakkolwiek dziwnie to nie zabrzmi. Czerpią przyjemność z takich doświadczeń! To wyjaśnia, dlaczego panie nerwowo obgryzają paznokcie w oczekiwaniu na kolejny odcinek ulubionego serialu w telewizji, kiedy panowie drepcą niecierpliwie w miejscu w oczekiwaniu na napisy końcowe. Zdaniem naukowców kobiety mają wysoką zdolność wywoływania łez na poczekaniu zupełnie inaczej niż mężczyźni. Nagle wszystko staje się jasne, świat zwalnia. Panie po prostu lubią chodzić smutne. A jak lubią, to nie wolno im tej przyjemności odbierać. Płakanie należy się kobietom z urzędu ;).

My tu swoje, a biologia i tak po naszej stronie

Niezależnie od kraju pochodzenia, wolności wyrazu i społecznych zasobów, które również wpływają na różnice w ilości wylanych łez, to ważnym, jak nie najważniejszym argumentem w potyczkach „warto czy nie warto płakać” jest biologia. Biologia, która stoi za dziewuchami murem. Badania z 2012 roku dowodzą bowiem, że kobiety mają nawet sześćdziesiąt procent więcej prolaktyny, która jest hormonem reproduktywnym. To ta sama, która stymuluje produkcję mleka w maminych piersiach.  Łzy wylewane podczas emocjonalnych potyczek i gonitw po ulicach miast za zdradzającym narzeczonym są naszpikowane prolaktyną właśnie co dowodzi, dlaczego babkom wolno płakać dużo i często. Z naturą nie ma się co kłócić panowie, odpuście sobie próby.

Do głosu dochodzi również stary, dobry testosteron. Jego poziom skutecznie powstrzymuje mężczyzn od potoków łez. Panowie leczący się na raka prostaty, zażywający silne leki wpływające na zmniejszony poziom testosteronu w organizmie są skłonni do częstszych zrywów emocjonalnych i zdecydowanie częściej płaczą. Morał? Hormonalnie panie są jak małe nieopierzone kurczaczki, podczas gdy panowie uzbrajają tyłki w kolejne, pozłacane tarcze.

Niezależnie od powodów, dla których płaczemy pamiętajmy, że jest to odruch oczyszczający i potrzebny. Podczas płaczu pozbywamy się z ciała stresogennych chemikaliów, polepszamy stan psychiczny, sygnalizujemy problemy zdrowotne. Panie dodatkowo uwiły sobie w sprawie własne, pancerne gniazdko i wykorzystują te cechy w prywatnych rozgrywkach. Która nigdy nie użyła płaczu jako ostatecznego argumentu zagłady niech pierwsza rzuci kamień. Teraz przynajmniej wiecie, że tak zostałyście zaprogramowane.


źródło: www.livescience.com