Skala poniedziałkowej demonstracji #czarnyprotest pokazała, że sprawa zaostrzenia przepisów aborcyjnych zdecydowanie nie podoba się Polakom. W samej stolicy, pomimo zimna i deszczu wzięło udział przeszło 30 tys. manifestantów. Jeśli doda się do tego inne miasta, liczba uczestników z pewnością przekroczyła 100 tys. Plus kobiety, które tego dnia nie poszły do pracy, ale nie mogły wziąć udziału w manifestacji. Plus te, które były w pracy, bo nie miały innego wyjścia.
To wszystko pokazało, jak duża jest grupa niezadowolonych obywateli. Pal licho, że obywateli. Wyborcy są niezadowoleni. A to już dla rządu problem. Pewnie znacznie większy niż umierające w wyniku ciąży pozamacicznej kobiety.
Sprawdziłam z ciekawości, kto rok temu głosował na PiS. Okazuje się, że wśród osób z wyższym wykształceniem aż 30.4 proc. poparło partię rządzącą. Co prawda wśród ich wyborców przeważają ludzie po pięćdziesiątce, ale i tak na PiS swoje głosy oddało 30,6 proc. trzydziestolatków oraz 38,7 proc. czterdziestolatków. Wśród wyborców PiS 39.7 proc. to kobiety.
Konia z rzędem temu, kto odważy się na wkurzenie aż tak licznej grupy obywateli? „Rząd nie ciąża, można go usunąć.” A Prawo i Sprawiedliwość tego z pewnością nie chce. I jestem prawie pewna, że do zmian w przepisach dotyczących aborcji nie dojdzie. Dlaczego?
Wygramy, bo już się z tego wycofują
Manifa, aborterki, feministki, babochłopy, morderczynie – słyszeliśmy przed manifestacją. „Niech się bawią”, skomentował marsz Witold Waszczykowski, szef polskiej dyplomacji. Pożartowaliśmy, pokpiliśmy sobie, a potem zrobiło się już mniej śmiesznie. Premier Szydło ogłosiła, że nie aprobuje tego typu wypowiedzi. I zapewniła, że ten projekt zaostrzający przepisy to nie PiS, oni z tym nie mają nic wspólnego. To projekt obywatelski. Premier była tak przekonująca, że niemal można było uwierzyć w to, że posłowie rządzącego ugrupowania zupełnie przypadkiem przechadzali się po sali sejmowej właśnie wtedy, gdy głosowano skierowanie tego projektu do pracy w komisji. A skoro byli, to już wcisnęli z grzeczności ten zielony guzik z krzyżykiem…
Wygramy, bo już raz kobiety pokonały PiS
Choć Jarosław Kaczyński znany jest w sejmie z szarmanckiego zachowania wobec kobiet, to faktem jest, że nie potrafi z nimi rozmawiać. I nie czuje, jak działa i myśli ta grupa. Moim zdaniem dlatego, że pomiędzy otaczającymi go wysoko postawionymi kobietami i żonami jego prominentnych kolegów a przeciętną „Matką – Polką” jest ziejąca przepaść. I 500+ wcale tej przepaści nie zasypało. I zupełnie nie zdaje sobie sprawy z tego, co rzeczywiście dla tych kobiet jest problemem.
Niezrozumienie kobiet dało się zauważyć nie tylko podczas „czarnego protestu” ale także w 2007 r. (wiem, zamierzchła przeszłość), kiedy pielęgniarki pod kancelarią premiera rozbiły białe miasteczko. Ówczesny premier Jarosław Kaczyński zdecydował wówczas o próbie usunięcia ich siłą. Kpił także z ich protestu głodowego, że „na razie nie zjadły kolacji”.
W białym miasteczku natomiast brylowali politycy opozycji.
Jaki był tego finał? W jesiennych wyborach Polacy powiedzieli dziękuję partii Kaczyńskiego. I na osiem lat wygrała Platforma. Czy sądzicie, że PiS może chcieć powtórki z rozrywki?
Wygramy, bo przegrywa ten, kto nie słucha
Słynne z afery Rywina „Teraz k…wa my” raz po raz okazuje się nieprawdziwe. Już niejedna partia przejechała się na tym, że robiła coś wbrew woli narodu. Przykład? Podwyższenie wieku emerytalnego. PO wprowadziła zmianę mimo ogromnego sprzeciwu społecznego. I co? I przegrała wybory z kretesem. Natomiast bez znaczenia pozostał fakt, że z punktu widzenia systemu emerytalnego, zmiana ta była z pewnością korzystna.
Wygramy, bo jesteśmy silne
Do tej pory tylko jednej grupie społecznej udało się podczas manifestacji to, po o przyszli. To górnicy rzucający w parlament kamieniami. Walczyli o przywileje emerytalne, którymi cieszą się do dziś.
W poniedziałek kobiety pokazały, że też potrafią wyjść na ulicę, tupnąć nogą i walnąć parasolką. Pokazały, że są w*rwione. A z kobiecą furią walka jest trudna.
Wygramy, bo nie o to tu chodzi
Za trzy tygodnie mija rok od wyborów parlamentarnych, które zakończyły się dla PiS ogromnym sukcesem. Okres sprzyja podsumowaniom „dobrej zmiany.” Ale przecież lepiej, by uwaga mediów skupiła się na prawie do aborcji, które zawsze wywołuje burzliwe dyskusje niż na misiewiczach, rosnących cenach za wodę, braku decyzji o obniżeniu wieku emerytalnego czy ustawy o frankowiczach. Jedno 500+ plus to za mało, by ugłaskać obywateli. Trzeba było zrobić szum. Tyle, że nikt nie przypuszczał, że zabrnie to aż tak daleko.