Oj rozpętała się dyskusja, dyskusja wywołana słowami profesora Zbigniewa Stawrowskiego , który na łamach dodatku do Rzeczpospolitej w minionym tygodniu pisał, że klaps to nic złego, wręcz przeciwnie to wyraz rodzicielskiej miłości, troski i odpowiedzialności.Oburzyły się tłumy pedagogów psychologów, rodziców, a dziś przeczytałam, że jest to przejaw „lewackiego” prania mózgów. „Lewackiego” podejścia do relacji rodzic-dziecko, które każe traktować dziecko jak partnera i mówić o jego dojrzałości równej, choć różnej od tej dorosłych. No tak, nie ma jak podciągnąć kwestię klapsów pod polityczne dywagacje. Ba, co więcej, wskazać skłonność do klapsów, jako jedną z najwyższych rodzicielskich morali, dać przyzwolenie i usprawiedliwienie rodzicom, którzy podnoszą rękę na dziecko.
Podobno „lewacy” dążyli do tego, i (o zgrozo) udało im się zmodyfikować pojęcie przemocy, tak by raz na zawsze była ona źle kojarzona.
Więc jak czekam aż „prawacy” wytoczą ciężkie działa udowadniając, że przemoc jest dobra, żeby dostrzegać w niej pozytywy, i cieszyć się, że jesteśmy jej ofiarami, albo sprawcami.
Bo może ja czegoś nie rozumiem? Bo może trzepnięcie dziecka w tyłek nie jest żadną formą przemocy? Może pójście jedyną słuszną drogą klapsów jest dostatecznym rozwiązaniem wychowawczym?
Niech ktoś mi to do cholery wytłumaczy? Dziecko nie chce iść do domu, zostaje na podwórku i żadne argumenty do niego nie trafiają – trzask w tyłek, no tak, przecież, kiedy dorosły podniesie rękę na dziecko, z czym ono ma dyskutować? Z jego siłą, dominacją?
W sklepie płacze, tupie nogami, że chce tego właśnie batona – w końcu nikt stojący w kolejce, nie będzie musiał słuchać tego krzyku. Wystarczy klaps, by dziecko zaciągnąć pod kasę i wyjść bez zbędnych ceregieli. No tak, jakie to ku*wa proste.
I kiedy na placu zabaw uderzy inne dziecko, to jaka jest najlepsza forma wytłumaczenia mu, że tak nie można. No oczywiście uczynić to, co dla innych jest niemiłe. Walnąć w tyłek. No bo jak inaczej dziecku wytłumaczyć, że nie wolno innych bić? No jak? Jak powiedzieć, że to forma przemocy, agresji i nauczyć, że te złe emocje powinniśmy uczyć się rozładowywać, a z trudnym sytuacjami sobie radzić. Jak dziecku pomóc sobie z nimi radzić?!?
Czy nikt z tych, co popierają klapsy, nie widzi, że to nic innego jak forma przemocy? Przemocy fizycznej! Bo to przejaw dominacji, braku przyjęcia jakiegokolwiek sprzeciwu.
To małe dziecko, nad którym staje silny i zdecydowanie większy dorosły, co ma zrobić, kiedy ktoś komu ufa, kogo kocha, podnosi na niego rękę? Co ma czuć za wyjątkiem strachu, że skoro uderzył raz, to uderzy i drugi, i ósmy i dzisiąty i ku*wa 25-ty raz?
Niech nikt nie próbuje mi wmówić, że klaps nie jest przejawem bezsilności rodziców! Bo czym innym jest? Nie umiesz wytłumaczyć, usiąść, wyjaśnić, być konsekwentnym, to bij?!? A bij tyle razy, ile uznasz w swoim ograniczonym mózgu za słuszne. Bo dziecko jest tylko dzieckiem, jest kimś, to nie myśli, nie rozumie i nie czuje. Ktoś, komu nie opłaca się poświęcić czasu tłumacząc, dlaczego pewne zachowania są nie do zaakceptowania. Po co stawiać dziecku granice? Granice, które wyznaczają jego poczucie bezpieczeństwa. Nieee, zamknijmy je w klatce z klapsami. Gdziekolwiek się nie ruszy, cokolwiek zrobi niezgodnego z naszym światopoglądem dajmy mu klapsa, którego jego zwolennicy traktują wręcz jako nagrodę! Jako przejaw ku*wa miłości!
A potem, kiedy już dorośnie powiemy: „Kochanie, idź tam gdzie chcesz, mów, co myślisz, żyj tak, jak ty tego chcesz nie pozwalając innym narzucać swojego zdania”. Powodzenia. A jak ci się nie uda i ktoś ci się przeciwstawi, to wal go po ryju. Bo o tym też pisał profesor Stawrowski nawołując, że w przypadku braku porozumienia między dorosłymi można sobie raz po pysku trzasnąć. No przecież tak nas rodzice klapsami wychowali: jak się nie da wytłumaczyć to lej w ryj, bo w tyłek już tak bardzo nie zaboli.
I nie ma co się oburzać, przecież to przejaw miłości. To kara mniejsza niż godzina rozmowy z próbą dojścia do porozumienia, znalezienia kompromisu. No przecież przemoc nie może źle się kojarzyć? Bijcie się na zdrowie – w małżeństwie, w pracy, na ulicy, w knajpie. Obiecuję wam, że żadne dziecko, któremu rodzice w imię miłości sprzedają klapsa nie zdziwi się i nie pomoże nikomu, kto na ich oczach jest bity. Dlaczego? Bo temu dziecku też, kiedy było małe, nikt nie pomógł.