Ciężko czasem rozdwoić się, roztroić, kiedy każde z dzieci ciągnie wasze ciało w swoją stronę, błagając o uwagę. Ciężko nie dryfować na granicy pełnego zrozumienia i deszczu wzajemnych zarzutów, kiedy na poligonie macierzyństwa trzyma się giwerę w pojedynkę. I chociaż oficjalnie macie zmiennika do przejmowania dowodzenia, kiedy podupadacie już z sił, to pracuje on w niepełnym wymiarze przy waszym boku, bo większość energii oddaje na innych polach walki. Siła docenienia wszelkich jego zasług, jakie z wojen wszelakich przyniósł nie ma miary i nie da się opisać w żadnej skali, a jednak nadmiar wrażeń za dnia z dziećmi i wasza doba wcale nie z gumy sprawiają, że ciężko się ostatnio dogadać. Gdzie odnaleźć balans między pracą, szacunkiem do zarobionego pieniądza, miłością do męża i zrozumieniem zasług żony, która świadomie zdecydowała się zostać z młodzieżą w domu?
Kiedy zaczynasz płakać do słuchawki i błagać o jakiekolwiek wsparcie, prawdopodobnie nie jesteś najuczciwszą osobą pod słońcem. Wiesz to przecież zaraz po tym, jak rzucisz telefonem w gniewie o łóżko, wyjdziesz zapalić papierosa, a z każdym wdechem zaczniesz spuszczać nagromadzone w głowie ciśnienie.
Nie jego winą jest przecież, że świat zmierza w bardzo destrukcyjnym kierunku, a już na pewno prowadzi swoje auto po kilku głębszych obijając się o nadrzędne wartości, jakimi są rodzina i wspólnie spędzany z nią czas, jak o plastikowe pachołki. Nie możesz karcić go wiecznie za rozstrzyganie sklepowych histerii w pojedynkę i próbę polubownego wyprowadzenia trzylatka z działu z zabawkami, bez wyrywania sobie włosów z głowy i brzydkich słów pod nosem.
Nie powinnaś pogrywać argumentami, że jak tak dalej pójdzie, to dzieci przestaną go poznawać. Nie wolno ci, bo w głębi duszy doskonale wiesz, że praca, jakiej się podjął, daje wam godne życie i spokojny sen. Mimo wszystko, w przypływie największych frustracji, czujesz się niedoceniona, a wartość twoich dokonań w domu drastycznie spada. Dlaczego tak jest? Czy jest jakiś sposób, żeby nauczyć się od siebie szacunku do rzeczywistości, w którą wprowadziło was życie?
Chciałabyś tyle razy. Pokazać mu, jak tańczy córka na zakończeniu roku w przedszkolu w kreacji, którą byłaś zmuszona szyć po nocach, bo totalnie zapomniałaś o nadchodzącej uroczystości?
Chciałabyś zobaczyć reakcję syna trochę częściej niż przypadkiem, kiedy otwierają się drzwi od sali szkolnej, a za nimi stoi on zamiast ciebie?
Chciałabyś wpakować mu w ramiona dziecko z hasłem „teraz ty!”, a samej zasnąć w wannie pełnej piany?
On też by chciał, bardziej niż jesteś w stanie sobie wyobrazić, ale zanim stanie się idealnym ojcem w twoim mniemaniu, pamiętaj, że jest jeszcze człowiekiem, a ten nie jest w stanie zaspokoić 200% normy. Dzieci będące kiedyś brakującą częścią dalekosiężnych wspólnych planów i idące za nimi obowiązki, nie powinny stać się teraz wiecznie zamkniętym szlabanem na drodze do waszej zgody.
Dobrym pomostem będzie być może rozmowa i podgrzewanie wygasających emocji, które kiedyś targały wami jak nienormalne, kiedy potrafiliście kochać się czwarty raz jednego dnia na podłodze brzydkiej kuchni wynajmowanego mieszkania. W każdej podbramkowej sytuacji i na fali rytmicznej licytacji, kto ma gorzej, wróćcie myślami do waszych początków i przypomnijcie sobie nareszcie, jakie pierwotne uczucie postanowiło związać was na zawsze. Powtórzcie je, a otrzepiecie płaszcze bo bitwie i wrócicie na dobre drogi zrozumienia.
A ona? Pamiętaj, że odpowiedzialna rola matki, której podjęła się na pełen etat, nadal należy do głównych osiągnięć, jakim będzie chwaliła się publicznie. Ona to naprawdę lubi i ceni sobie czas, który może poświęcić na wychowywanie waszych dzieci. Nie spychaj jednak jej codziennych zadań na margines obowiązkowego planu minimum, jaki ciąży na niej każdego dnia, a samo macierzyństwo staje się nagle smutną rutyną i projektem „do dostarczenia”.
Przynieś wieczorem kwiata, nawet jakiegoś rachitycznego badyla zerwanego na szybko pod blokiem. Zamachaj nimi przed zmęczonymi oczami i powiedz: „Dzięki, że jesteś. Doceniam wszystko, co robisz”. Rozmawiajcie i zarzucajcie się argumentami. Cisza i kiszenie wzajemnej frustracji może zaprowadzić pod ścianę, spod której może nie być już wyjścia. Wdech i wydech. Walczymy.