Mój starszy syn mówi do mnie wczoraj: „Wiesz, mamo trochę się stresuję tym powrotem do szkoły” – to jednak czwarta klasa, nowi nauczyciele, nowy wychowawca, nowe przedmioty. Stres kompletnie na nowe zrozumiały. „Czego się boisz?” – spytałam i usłyszałam: „Bo czeka na mnie tyle nowego, ale wiesz bardzo jestem tego ciekawy”.
Jakoś w czasie wakacji często z moimi synami prowadziłam rozmowy o ich obawach, o strachu. O strachu przed obozem, na którym nikogo nie znają, o strachu przed wyjazdem, przed podjęciem decyzji, przed poznaniem nowych ludzi, czy miejsc.
Pytałam: „Ale wolisz się bać i przez ten strach nie spróbować? Czy może jednak zrobić krok do przodu, stwierdzić – było warto albo, że nie było, ale za to nigdy nie żałować, że czegoś nie zrobiłeś?
Myślę dziś o tym w kontekście nowego roku szkolnego, tego podenerwowania, które staje się także udziałem rodziców, tej rutyny, do której wracamy wyznaczanej przez plan zajęć naszych dzieci – jeśli są jeszcze szkolno – przedszkolne. Myślę, po jak wiele nowego my będąc dziećmi, czy nastolatkami sięgaliśmy, jak wiele nowego próbowaliśmy.
Nowe szkoły, przyjaźnie, miłości, wszystko było takie łatwe. Tymczasem dziś często siedzimy zakleszczeni własnymi ograniczeniami. A raczej strachem, który kiedyś był do przeskoczenia, a dziś stoi murem nie pozwalając nam iść dalej.
Bo nie podejmujemy nowej pracy.
Bo nie otwieramy się na nowe propozycje rozwoju.
Bo nie przefarbujemy, czy nie obetniemy włosów inaczej niż dotychczas.
Bo tkwimy w związku, który nic już nam nie daje.
Bo jedynie marzymy bojąc się realizować, któreś ze swoich marzeń.
Bo tylko przytakujemy, że tak, czas to zmienić, ale nie zmienia się nadal nic.
Bo mówimy, od jutra, od poniedziałku, od nowego roku dając sobie wieczne usprawiedliwienie.
Bo „tacy jesteśmy” – mówimy, gdy po raz kolejny ktoś wytyka nam brak konsekwencji.
Bo tylko mówimy, a nic robimy nic. Rozsnuwamy przed innymi, ale też samymi sobą wizję własnego życia, której nigdy nie zrealizujemy.
Chcielibyśmy być mądrzejsi, piękniejsi, bogatsi, szczuplejsi. Szczęśliwsi. Udaje się nam? Rzadko, niestety.
Ja wiem, że to banał, że wyświechtany frazes, ale kiedy ostatni raz spytałaś siebie: „Czego chcę w życiu?”. Czego tak naprawdę chcę? Kiedy usiadłaś sama ze sobą i powiedziałaś sobie, na czym ci zależy?
Pytamy nasze dzieci, czy dobrze się czują, czy to co robią, sprawia im frajdę, kim chcą być, o czym marzą. Kibicujemy im mówiąc: „bądź silny, bądź odważny, idź do przodu, porażkę przekuj na sukces”, sami tego zupełnie nie robiąc. Nie rozmawiając ze sobą w ten sposób.
Więc może czas, żebyśmy my też poszli do szkoły, o jakiej zawsze marzyliśmy, gdzie nikt nas nie będzie ograniczał, gdzie będziemy się rozwijać, iść za tym, co dla nas ważne. Taka szkoła – od dzisiaj, od teraz. Żebyśmy nauczyli się przezwyciężać wszystko to, co nas blokuje. Poczuli się trochę, jak te dzieci – z lekkim strachem, ale też ogromną ciekawością świata. One jeszcze nie wiedzą, że to jacy dziś są będzie determinować ich decyzje w przyszłości. My już to wiemy. I tu nie chodzi o żadną rewolucję, o nagłe wywracanie sobie życia do góry nogami. Chodzi o bycie szczerym ze sobą.
Rozejrzyj się szeroko otwartymi oczami. Zobacz, jak wiele jest tak naprawdę w zasięgu twojej ręki, wystarczy ją wyciągnąć i zrobić jeden mały krok do przodu, by to złapać. Pójść za tym, co ci w duszy gra, za głosem tego małego dziecka, które w białej koszuli, granatowej spódniczce boi się, ale jednak idzie do przodu. Zobacz, gdzie dzisiaj jest to dziecko.
Pamiętaj, że bycie szczerym ze sobą to też odwaga powiedzenia sobie: „Tu jest mi dobrze, nic zmienić nie chcę”. Bo nie musisz, bo masz prawo być tu, gdzie jesteś, pozostać w miejscu, w którym czujesz się może mało szczęśliwie, ale komfortowo. Tylko pamiętaj – to twoja własna decyzja, za nią ty bierzesz odpowiedzialność, a winą nie możesz obarczać innych. Ile razy w szkole słyszeliście lub czytaliście: „Jesteś panem swojego życia”? Może czas najwyższy tę najważniejszą lekcję odrobić.