Go to content

Córeczko, przepraszam. Za późno zrozumiałam, jak wielką krzywdę ci zrobiłam. Ale może jeszcze jest dla nas nadzieja. List do dorosłej córki

Fot. iStock / YinYang

Córeczko wiem, że powinnam to wszystko powiedzieć tobie wcześniej, o wiele wcześniej, kiedy byłaś jeszcze dziewczynką i myślałaś, że moje życie jest takie, jakie sobie wymarzyłam.

To wtedy powinnam z tobą rozmawiać tłumacząc, że każdy z nas ma prawo do szczęścia, do walki o lepsze życie. Ale wtedy wielu rzeczy nie wiedziałam, nie rozumiałam. Nie myślałam, że zechcesz pójść moją drogą, że twoje życie stanie się lustrzanym odbiciem mojego.

Byłaś taka śliczna i mądra. Z tymi twoimi błękitnymi oczami, które zawsze ciekawie rozglądały się wokół. Chłonęłaś wszystko, co się działo, byłaś uważna, wrażliwa i taka bezbronna. Pamiętasz, jak przyniosłaś małego kotka znalezionego w drodze ze szkoły do domu, tak bardzo był wystraszony. A ty owinęłaś go w swoją kurtkę, sama trzęsłaś się z zimna. Tak nad nim płakałaś. Prosiłaś by został, a ja nie mogłam na to pozwolić, wiedziałam, że twój tata nie zgodzi się na zwierzę w domu, miał swoje żelazne zasady. Kiedy byłaś mniejsza, zobaczył, jak głaskasz psa sąsiadów, to wtedy rzucił w moją stronę: „Tylko pamiętaj żadnych zwierząt”. Jego zdanie nie podlegało dyskusji. A ty tak prosiłaś, żeby ten kotek został, tak bardzo chciałaś się nim zaopiekować. Płakałam razem z tobą, sama nie wiem, czy bardziej nad tym kotkiem, czy nad sobą, nad swoim strachem i bezsilnością która nie pozwalała mi się sprzeciwić twojemu ojcu.

Kotka zaniosłyśmy do schroniska. Wiem, że do niego chodziłaś, choć nigdy mi o tym nie powiedziałaś… Wiem, że miałaś do mnie ogromny żal, że nie stanęłam po twojej stronie, że kazałam ci oddać to biedne, niczemu winne zwierzę. Ty też niczemu nie byłaś winna…

Miałam wrażenie, że wtedy coś między nami pękło Nadal się uśmiechałaś, ale też zamykałaś się w sobie. „Nie, mamo nic się nie stało” – mówiłaś, kiedy ja widziałam, że coś się jednak dzieje. W końcu przestałam pytać, ale przytulałam cię tak często, jak mi na to pozwalałaś. Było we mnie tak ogromne poczucie winy. Byłaś i nadal jesteś dla mnie najważniejsza, ale nie umiałam ci tego pokazać.

Wiesz, jak zasypiałaś siadałam na brzegu łóżka, po cichu i gładziłam twoje długie, piękne włosy. Byłam przerażona, gdy je obcięłaś. Tak bardzo się bałam, co ojciec ci powie, jak zareaguje, ale ty już wtedy miałaś to gdzieś. Nie liczyłaś się z jego zdaniem, buntowałaś się ciągle, a ja słyszałam od niego: „To przez ciebie, jest taka, jak ty, to twoje wychowanie”. I wiesz, w środku, byłam z ciebie taka dumna, że potrafisz mu się przeciwstawić, że nie jesteś taka, jaką on chciałby, żebyś była. Grzeczną dziewczynką, w granatowej spódniczce, co całuje go w policzek na dzień dobry i słodko się uśmiecha, gdy okazuje jej choć chwilę zainteresowania. Byłam dumna, że nie pozwalasz mu się stłamsić, że stawiasz na swoim. Tak, wiem, pewnie jesteś zaskoczona, bo nie raz mówiłam: „Jak się do taty odzywasz, tak nie można. To twój ojciec”. Patrzyłaś wtedy na mnie tak smutno, jak wtedy, gdy zostawiałyśmy tego kota w schronisku – rozczarowana, zawiedziona. Twoje oczy mówiły „Dlaczego nie stajesz po mojej stronie. Jesteś taka jak on”, a ja w te oczy nie mogłam patrzeć.

Wiesz kochana, ja też kiedyś taka byłam. Pewna siebie, świadoma swojej wartości, i wierząca, że mogę wszystko, że mogę sięgać po swoje marzenia. Naprawdę. I śmiałam się tak głośno i często. Kiedy wychodziłaś z domu płakałam. Znowu. I znowu bardziej nad sobą, tą utraconą o której ty tak brutalnie mi przypominałaś.

Tak bardzo chciałam skończyć studia, zostać nauczycielką. Zdawałam maturę i wydawało mi się, że świat leży u moich stóp. Że teraz wyrwę się z domu i będę robić to wszystko, na co miałam ochotę. Poznałam twojego tatę, zakochałam się do szaleństwa. On starszy, poważniejszy od moich rówieśników. Imponował mi. Na drugim roku zrezygnowałam ze studiów, on tak bardzo prosił, żebyśmy razem zamieszkali. Wzięliśmy ślub, a za chwilę byłam z tobą w ciąży. To był najszczęśliwszy okres w moim życiu. Głaskałam brzuch i już wtedy z tobą rozmawiałam, mówiłam ci, jak życie potrafi być piękne, jak cudowne życie ty będziesz miała.

A później się urodziłaś i mój świat stanął w miejscu, skupił się tylko na tobie. Jesteś najlepszym, co mnie w życiu spotkało. Tak bardzo cię kocham, córeczko…

Ty byłaś moim szczęściem, kiedy wszystko inne przestało nim być. Dopiero patrząc na ciebie zrozumiałam, jak zgasłam, jak zapadłam się w siebie, zapomniałam o tym wszystkim, co było dla mnie w życiu ważne, a raczej pozwoliłam na to, by ktoś decydowała, co dla mnie ważne jest.

I o tym wszystkim powinnam ci powiedzieć, nim wypuściłam się spod moich skrzydeł. Dzisiaj widzę, ile błędów popełniam, ile sprzecznych wskazówek ci dałam. Jak bardzo cię skrzywdziłam tym, jak żyłam i kim byłam.

Dziś wiem, że nasze dzieci nie żyją według naszych wyobrażeń, jakbyśmy chcieli żeby żyli, ale powielają nasze życie, nawet od niego uciekając tak daleko.

Serce pękało mi milion razy na tysiące kawałków, gdy dzwoniłaś, gdy mówiłaś, że nie przyjedziesz, gdy wyrzucałaś mi, że wszystko poświęciłam dla twojego ojca. Że tak nie można, że nie powinnam. A później przepraszałaś, że wcale tak nie myślisz, że kochasz. Ale ja widziałam, że masz rację, chociaż nigdy nic nie powiedziałam.

Wiesz, gdzieś głęboko cieszyłam się, że to widzisz, bo to dawało mi nadzieję, że nie powielisz mojego scenariusza. Nie to nie była nadzieja, to była pewność. Że twoje życie będzie wyglądać inaczej niż moje.

I kiedy siedziałaś dzisiaj u mnie w kuchni, z pochyloną głową, z opuszczonymi ramionami, kiedy spojrzałaś na mnie swoimi tak smutnymi oczami, zrozumiałam, że zrobiłam ci największą krzywdę na świecie. Że nie pokazałam ci, jak być silną kobietą. Jak walczyć o swoje szczęście. Ty zawsze widziałaś mnie uległą wobec twojego ojca, nie broniącą swoje niezależności, a  co więcej nie stając w obronie twojej wolności, twoich wyborów. Zawsze, gdy mówiłaś o swoich kolejnych pomysłach, z tyłu głowy miałam: „Co twój ojciec powie”.

Przepraszam cię kochana. Przepraszam, że dopiero dzisiaj ci to mówię – nie musisz żyć tak, jak inni to sobie wymyślili. Nie ma takiej rzeczy, w imię której sprzedajesz siebie. Ja dopiero dzisiaj zrozumiałam, że nawet osławione „dla dobra dziecka” nie jest w ogóle dla jego dobra. Widzę to po tobie. Bo gdybym ja zrobiła kilkanaście lat temu coś dla siebie, ty byś dzisiaj nie miała oczu pełnych łez i poczucia bezsilności, że utknęłaś w miejscu, w którym nie chcesz być i nie wiesz, jak się z niego wydostać. Patrzę na dwójkę twoich cudownych dzieci. Są takie szczęśliwe przy tobie, tacy radośni. Ale ty nie znajdujesz już w sobie tego błysku, co kiedyś, tego buntu, tej pewności.

A ja chcę ci powiedzieć, że to wszystko w tobie jest. Przypomnij sobie o tym teraz, a nie gdy spojrzysz na swoją dorosła już córkę. Proszę, ja nie walczyłam o siebie, nie nauczyłam tym samym ciebie walczyć. Opiekować się sobą. Przytulać. I uśmiechać się do siebie w lustrze. Tego wszystkiego co w naszym życiu jest najważniejsze, nie pokazałam ci. Przepraszam.

Wiesz, ale jest we mnie wiara, że jeszcze wszystko można zmienić, że jeszcze jest szansa dla ciebie i dla mnie. Dlatego chcę ci powiedzieć, że nie musisz żyć tak jak ja, że masz prawo być szczęśliwa, że nie musisz robić niczego wbrew sobie. Jesteś dobrym człowiekiem, tak bardzo wrażliwym, jak wtedy, gdy miałaś 10 lat. Dlatego wiem, że nikogo nie skrzywdzisz, choćby ci się wydawało, że cały świat będzie przez ciebie cierpiał, to tak kochana nie będzie. Uwierz mi. A ja ZAWSZE będę stała obok ciebie, będę cię wspierała. Będę mówiła – to moja córka, ona walczy o swoje szczęście, do którego ma pełne prawo. I to chciałam ci powiedzieć. Dziś już nie odwrócę wzroku, nie spytam, co inni na to powiedzą. Bo to nie jest ważne. My dla siebie jesteśmy ważne. Ty dla mnie. Kocham cię.


wysłuchała: Ewa Raczyńska