Jak mnie zawsze wkurzało takie gadanie:
„Pamiętaj, że musisz dbać o swój związek”,
„Nie zakładaj dresów”,
„Dbaj o siebie”,
„Bądź atrakcyjna dla swojego partnera”.
Bo sobie myślę, że ci którzy piszą te złote rady nie mają pojęcia zielonego o związku. Bo jak, żyjąc z kimś 24 godziny na dobę, być stale gorąca laską, która między praniem, wycieraniem tyłka dzieciom, a myciem kibla ma pozostać seksowna? Kiedyś dostałam w prezencie takie gumowe rękawice do mycia toalety – czarne, wykończone koronką. Może gdybym tylko w nich szorowała ten kibel, to mój mąż by się zatrzymał przy drzwiach do toalety i docenił moje starania.
Ale sorry, zamiast biegać z gołym tyłkiem po domu szorując kafle, wolę wciągnąć na ów tyłek dresy po całym dniu pracy, co by mi wygodnie było. Wolę tak, niż paradować w obcisłych spodniach i wkurzać się, bo ugniatają mnie to z jednej to z drugiej strony, gdy z dziećmi na podłodze próbuje ułożyć puzzle. Nie wiadomo, co gorsze. Ta uśmiechnięta w dresach, czy zirytowana w spodniach obciskających znacząco tyłek.
Ok, ktoś może powiedzieć: „Wyolbrzymiasz”, „Przesadzasz”, bo nie o to w tych radach chodzi. Pewnie chodzi o to, żebym wieczorem wcisnęła się w seksowną bieliznę i poderwała na nowo swojego męża. Tylko jak? Po całym dniu pracy? Kiedy nawet w weekend marzę o tym, żeby po prostu poleżeć gapiąc się w telewizor i żeby w tym czasie nikt KOMPLETNIE nic ode mnie nie chciał.
Koleżanka spytała kiedyś znajomych mężczyzn o to, czego brakuje im w związku. Co usłyszała? Seksu, szacunku (WTF), kobiecości, świętego spokoju – to najczęstsze odpowiedzi.
Z tego wychodzi, że idealny związek powinien na pewno z jednej strony składać się z kobiety, która:
- ma zawsze ochotę na seks i sama go często inicjuje
- wie, gdzie jej miejsce, i nie przeszkadza jej patriarchalny układ w związku
- pozostaje zawsze atrakcyjna dla swojego partnera, co potrafi odpowiednio podkreślić strojem, makijażem i zachowaniem
- nie powinna gderać – czyli nie oczekiwać zbyt wiele i nie wymagać.
Drugą stroną związku jest ten mężczyzna, którego wszystkie zachcianki zostają spełnione. Przepraszam panowie za generalizację, ale wkurza mnie, że rady, jak utrzymać związek skierowane są w większości do kobiet, jakby z góry było wiadomo, że jeśli ktokolwiek ma się o związek starać, to z pewnością będzie to kobieta. Bo to one z natury boją się zostać same, mają niskie poczucie własnej wartości nie wiedzieć czemu, i to im się wmawia, że muszą „ułożyć sobie życie”- czytaj: związać się z facetem, a później go jeszcze przy sobie zatrzymać, bo jak się nie postarają, to on pójdzie w długą.
Usłyszałam ostatnio, że facet koleżanki przestał się kąpać. Jak to? Nie kąpie się? Okazało się, że ma w nosie prysznic przed pójściem do łózka. Bo po co? Wciąga na tyłek wytarte bokserki i zalega jak niedźwiedź w swoim legowisku. I uprzedzając wasze oburzenie – oczywiście, że mu mówiła, że tłumaczyła, podkładała w toalecie artykuły z męskich czasopism. On ma w poważaniu starania się, jest kobieta, jak zdobycz. Jest jego i już. Koniec. Swoje wychodził, kwiatów się nakupował, a im bliżej mu do 50-tki, to jakoś (koleżanka mówi) libido mu spada.
Inny woli wyjść z kumplami pograć w piłkę, niż żonę zaprosić na kolację. Bo ileż to zachodu – opiekunkę do dzieci zorganizować, wybrać lokal, ubrać się i wykąpać – co dla niektórych jak widać jest problemem. Eee tam, po co się starać.
Ona też woli wyskoczyć na basen czy fitness, a nawet na weekend z przyjaciółkami wyjechać z niż z nim. Bo już nie chce się jej starać, słuchać, że coś robi nie tak, że znowu zupa na obiad, a dzieciak uwagę ze szkoły przyniósł, a wszystko przez „jej wychowanie”. A do tego z tyłu głowy jej rozbrzmiewa: dbaj o swój związek, bo on cię zostawi.
No i niech zostawi? Myślisz tak naprawdę szczerze, że sam odejdzie. Sam z siebie, bo skarpetki dwa dni później wyprałaś albo tym razem wcale?
Jeśli wpiszesz w wyszukiwarkę: „jak zadbać o związek”, to zdecydowana większość pojawia się na kobiecych serwisach, które jak sama nazywa wskazuje raczej czytają kobiety. I wierzę, że część może mieć tego dosyć. Nie chce się rozstać, bo kocha tego typa, który zapomniał o rocznicy ślubu czy jej imieninach. Odpuszcza, z czasem uczy się oczekiwać mniej i mniej. Myśli: „Po co się rozczarowywać, lepiej sama kupię sobie kwiaty”. I może to jest sposób? Może zamiast wciskać się w obcisłe ciuszki, uwodzić męża co wieczór, pozostać sobą. Zmęczoną, czasami wkurzoną, ale kochającą.
Może odpuścić. Zastanowić się nad tym, dlaczego chcesz wciąż i wciąż być w lepszym związku. Czego ci dzisiaj brakuje? Tych kwiatów, prezentów, spontanicznego wyjazdu? Czy coś naprawdę się zmieniło, czy to wy się zmieniliście i ciężko ci to zaakceptować? Bo ty mając starsze dzieci nagle spojrzałaś do przodu. Chcesz się rozwijać, poznawać, doświadczać, a on gdzieś jest z boku do tego wszystkiego. Patrzy czasami na ciebie ze zdziwieniem i tęskni za tą kobietą – matką, która była w domu i dla której raczej niedużo więcej poza dziećmi i domem się liczyło?
Pytanie, czy potraficie zaakceptować w sobie te zmiany. Żyć razem, kiedy wasze priorytety i wartości się zmieniają, co jest kompletnie naturalne? Tobie już nie zależy na kwiatach od niego, ale on też w żaden inny sposób nie wyciąga ręki w twoją stronę?
I moim zdaniem tu nie chodzi o te dresy, o brak makijażu czy seks, który nie zawsze jest odlotowy. Tu chodzi o was, czy wam pomimo zmian jest nadal ze sobą dobrze? Bo przecież może być (ba i nawet jeszcze lepiej, bo dojrzalej), ale też nie musi. Pytanie, czy walcząc o wasz związek będziecie mogli pozostać sobą, a nie udawać kogoś, kim zupełnie nie jesteście – w tych fatałaszkach gotując obiad z trzech dań i wysyłając pełne pożądania SMS-y? Albo nagle dzieląc z nim kompletnie dla ciebie niezrozumiałą pasję?
Ja osobiście za stara jestem na takie gierki.