Poznajcie Dorotę. Dorota kocha swoją córeczkę, bardzo lubi swoją pracę i świetnie sprawdza się w roli dekoratorki wnętrz swojego nowego mieszkania. W planowaniu jest wręcz niezrównana. Nie znosi za to życiowych niespodzianek i obsesyjnie nienawidzi Maćka. Nie, nic jej nie zrobił. Po prostu ją kocha. I dziecko, rzecz dla niego oczywista, też kocha. A to nie tak miało przecież być.
Bo Maciek miał być jedynie przejściowym etapem, drogą do celu. Maciek miał jej tylko dać dziecko. A potem – niech sobie wraca skąd przyszedł. Uczucia? Miną, odejdą, rozmyją się jakoś. Nie bądźmy sentymentalni, to kobiety cierpią miesiącami z powodu miłosnych zawodów. Mężczyźni? Zaraz znajdują nowy obiekt uczuć (o ile w ogóle mają uczucia). Albo sobie ten chwilowy smutek jakoś zrekompensują. I już.
Drobna brunetka pozna wysokiego blondyna, cel – nieokreślony
Poznali się przez Internet. Nie, nie uznała tego za ryzykowne. Zawsze miała intuicję do facetów – tak uważała. I tym razem również, nie pomyliła się.
Na pierwsze spotkanie Maciek przyniósł drobne, maleńkie niezapominajki. Żeby go nie zapomniała, nawet jak jej się nie spodoba. I żeby się nie zniechęciła do dalszych poszukiwań. Bo z nieznajomym można też po prostu wypić fajną kawę. Więc pomyślnie przeszedł test na poczucie humoru, poziom inteligencji i nawet zaliczył sprawdzian z aparycji. Wysoki – to dobrze, blondyn tak jak jej tata, to jeszcze lepiej: duża szansa, że ich dziecko też będzie miało jasne włosy. Można było spokojnie umówić się na następne spotkanie. Tym bardziej, że Dorota Maćkowi spodobała się bardzo. Drobna, kobieca, a jednocześnie silna i konkretna. W jego wieku nie szuka się już przelotnych romansów, o nie. On szukał kobiety na resztę życia.
Znajomość rozwijała się szybko, w ciągu dwóch miesięcy Dorota i Maciek bardzo się do siebie zbliżyli. Tak bardzo, że Maciek zdążył się zakochać, a Dorota upewnić, że dobrze wybrała.
Miłość? O, nie. Kochała tylko raz i to dawno temu, nie będziemy teraz tego rozgrzebywać, roztrząsać. Maćka lubiła, nawet bardzo. Imponował jej wiedzą, zaradnością, uważała, że w innych okolicznościach mogłaby się z nim nawet związać na… dłużej. Ale wszystkie te jego pozytywne cechy oceniała zawsze pod względem „genetycznej przydatności” jak to określała, sama przed sobą. Trudno więc tu mówić o jakimś spontanicznym przypływie głębszych uczuć.
Maciek wyczuwał ten dystans, ale chciał wierzyć w to, że Dorota taka po prostu jest. Nie powiedziała nigdy „kocham”, to prawda. Na przyszłość zawsze można jednak wpłynąć… Przecież sama zaproponowała, żeby się do niej wprowadził. Musi „coś” dla niej znaczyć, nie jest chwilową zabawką. Był pewien, że zna jej plany, marzenia, że oboje chcą tego samego: rodziny. Pomylił się niewiele: ona chciała rodziny. Tylko definiowała ją trochę inaczej. W jej pojęciu rodzina to ona i dziecko. Dla niego nie ma tam miejsca.
Mam dwie kreski na teście, pakuj walizki, kochany!
W ten ciepły, czerwcowy piątek spakowaną walizkę wręczyła mu już prawie w progu mieszkania. – Przemyślałam wszystko, jednak nie pasujemy do siebie. Nie bylibyśmy szczęśliwi, we dwoje – oznajmił mu jej chłodny ton głosu. Próbował, walczył. Dopytywał o swoje błędy, obiecywał, że zrobi wszystko, by było inaczej. Nie rozumiał. Jeszcze kilka godzin wcześniej rozstawali się ciepłym słowem, dotykiem, pocałunkiem, który teraz już nie miał dla niej znaczenia. W końcu odszedł. Z miłości.
O ciąży dowiedział się przypadkiem, przez wspólnych znajomych. – To nie twoje dziecko – powiedziała tym samym zimnym, stanowczym tonem, którym argumentowała, że muszą się rozstać. Nie uwierzył. Zmieniła numer telefonu, zaplanowała przeprowadzkę, do której nie doszło. Ciąża okazała się zagrożona. Ze strachu przed utratą dziecka pozwoliła mu się sobą zaopiekować. Dotrwali tak do końca ciąży. Kiedy urodziła się Zosia, Dorota postanowiła definitywnie odsunąć od siebie Maćka. Nie był już potrzebny. Ze szpitala do domu wróciła taksówką, nie informując go o niczym.
To chyba wtedy, kiedy stał pod drzwiami jej mieszkania dzwoniąc do znajomego, który właśnie się rozwiódł i pytając co może zrobić, by widywać własne dziecko, dotarło do niego, że Dorota go wykorzystała. Że cały ten związek od początku był farsą. Ale czy przestał mieć nadzieję, na wspólną przyszłość? Nie.
Od dziewięciu miesięcy Maciek walczy o swoją rodzinę. Wynajął prawnika, chce przeprowadzić test na ojcostwo. Dorota ciągle przekłada terminy spotkań, nie zawsze oddzwania. Ale powoli się „łamie”.
Maćka w tej walce o dziecko wspierają najbardziej koledzy z pracy. Ci, którzy sami są ojcami. Bo inni mówią: „Daj spokój, nie jesteś jej potrzebny, zarabia wystarczająco by utrzymać siebie i dziecko”. Ale Maciek uważa, że pieniądze to nie wszystko, co mógłby swojej córce dać. Jest jeszcze spacer i chmury na niebie, które mają różne kształty. I wycieczka do zoo, kiedyś, jak Zosia będzie starsza. I słowo „tata”, którego chciałby ją nauczyć. Boi się, że Dorota tego nie zrobi.