Kaszubi to ludzie gościnni i sympatyczni, ale też twardzi i niezłomni. Ze względu na naszą trudną historię, gdy z każdej strony dostawaliśmy ciosy, bo byliśmy za mało polscy dla Polaków, a za mało niemieccy dla Niemców, wyuczyliśmy się pewnej nieufności wobec obcych – opowiada Daria Kaszubowska.
Klaudia Kierzkowska: Jest pani Kaszubką z krwi i kości. Nie ma wątpliwości, że kocha pani ten region Polski. I od razu nasuwa się pytanie. Co takiego wyjątkowego jest w Kaszubach?
Daria Kaszubowska: Przede wszystkim kaszubska odrębność. Nie wszyscy zdają sobie sprawę z tego, że Kaszubi to naród, a Kaszuby były kiedyś nie częścią Polski, lecz sąsiadami Polski. Należymy do rodziny Słowian, ale mamy inny język, inną kulturę, inne wierzenia, inną historię. To jest fascynujące.
Ta fascynacja Kaszubami narodziła się już w dzieciństwie? A może dopiero w późniejszym okresie dostrzegła pani magię tego miejsca?
Od dziecka byłam zakochana w kaszubskim świecie, który mnie otaczał, kochałam te krajobrazy, kochałam legendy słyszane od rodziców, dziadków i nauczycieli, kochałam melodię języka kaszubskiego. A jednak nie zdawałam sobie sprawy z tego, że moja mała ojczyzna to Tatczëzna, czyli ojczyzna kaszubska. Nie byłam świadoma tego, czym właściwie są Kaszuby. Nie znałam naszej historii. Czułam się przede wszystkim Polką i jako dziecko zafascynowane „Kamieniami na szaniec” Aleksandra Kamińskiego bardzo przeżywałam to, że historia moich przodków to nie Szare Szeregi czy Armia Krajowa. Rozpaczliwie szukałam swojej tożsamości i nie umiałam jej znaleźć. Wówczas w szkole nie uczyło się języka kaszubskiego, a pokolenie moich rodziców i dziadków było wychowywane w przekonaniu, że bycia Kaszubą raczej należy się wstydzić (okropne pokłosie polityki PRL-owskiej!) i dlatego nie potrafili wzbudzić w nas dumy z naszej kaszubskości. Dopiero jako dorosła kobieta, gdy zaczęłam pracę nad książką „Wierny Bogu i Kaszubom. Księga życia księdza Bronisława Szymichowskiego” – biografii kaszubskiego kapłana, żołnierza kampanii wrześniowej, partyzanta „Gryfa Pomorskiego”, sybiraka, otworzyło mi to oczy na moją tożsamość kaszubską. Miałam wówczas trzydzieści lat i to był ogromny przełom w moim życiu. Wszystkie rozsypane dotąd puzzle ułożyły się w jeden obraz.
Jak postrzega pani osoby tam mieszkające?
Kaszubi to ludzie gościnni i sympatyczni, ale też twardzi i niezłomni. Ze względu na naszą trudną historię, gdy z każdej strony dostawaliśmy ciosy, bo byliśmy za mało polscy dla Polaków, a za mało niemieccy dla Niemców, wyuczyliśmy się pewnej nieufności wobec obcych. Ale paradoksalnie właśnie ta hermetyczność pozwoliła nam zachować naszą kulturę, wierzenia i język.
Odnoszę wrażenie, że jest pani zauroczona językiem kaszubskim. Chyba się nie mylę?
Uwielbiam język kaszubski! Przez pierwsze lata życia wychowywałam się razem z dziadkami ze strony taty, którzy mówili wyłącznie po kaszubsku. Mój tata też świetnie mówi po kaszubsku. Mama nieco mniej. W moim domu rodzinnym dominował język polski, ze względu na to, o czym wspominałam wcześniej – władze ludowe starały się wyrugować kaszubszczyznę i spolonizować Kaszubów i to się niestety udało, dlatego moje pokolenie po kaszubsku mówi niezbyt dobrze. Wiele osób chce to jednak zmienić, uczy się języka, wraca do korzeni, mówi po kaszubsku do siebie wzajemnie i do swoich dzieci – i chwała im za to! Wszak język jest jednym z wyznaczników tożsamości.
Rozpoczęły się wakacje, szukamy ciekawych miejsc wartych odwiedzenia. Kaszuby są jednym z nich?
Kaszuby są przepiękne, ale wolę je w tej wersji nieoblężonej przez turystów.
Co pani zdaniem warto w pierwszej kolejności zobaczyć na Kaszubach?
Oferta turystyczna jest szeroka. Osobom zainteresowanym kulturą i historią Kaszub polecam Muzeum Kaszubskie w Kartuzach, Muzeum Piśmiennictwa i Muzyki Kaszubsko-Pomorskiej w Wejherowie, Kaszubski Park Etnograficzny we Wdzydzach Kiszewskich oraz Centrum Edukacji i Promocji Regionu w Szymbarku. Na pewno warto też wspiąć się na najwyższy szczyt na Kaszubach – Wieżycę. Nie brakuje też tutaj pięknych jezior.
Co ludzi, którzy nigdy nie byli na Kaszubach, może w nich urzec?
Nieskromnie powiem, że wszystko! A gdy już nasycą oczy zapierającymi dech w piersiach widokami, uszy szumem drzew i morza i dźwiękiem języka kaszubskiego, kubki smakowe wyjątkowymi potrawami (polecam pùlczi ze slédzã, czyli ziemniaki w mundurkach podawane ze śledziem w śmietanie), warto dać się zaczarować kaszubskiej kulturze i historii, by lepiej zrozumieć tę krainę i ludzi w niej mieszkających.
Już za chwilę premiera pani książki „Smak tabaki”, która opowiada o kobiecie, matce trójki dzieci, tkwiącej w niesatysfakcjonującym małżeństwie. Jak zrodził się pomysł na jej napisanie?
Z obserwacji świata i ludzi. Sama jestem szczęśliwą mężatką, ale na co dzień słyszę tyle nieszczęśliwych historii małżeńskich, że czułam potrzebę, by przelać to na papier. Nie chciałam obwiniać żadnej ze stron, choć akurat mąż Wandy, czyli głównej bohaterki, zaletami nie grzeszy – to było akurat celowe, dlatego, że społeczeństwo mniej łaskawie patrzy na zdradę kobiety niż mężczyzny, więc chciałam pokazać mężczyznę, który aż prosi się, by go zdradzić. Niektórzy mężczyźni zapominają, że kobiety potrzebują uwagi, atencji, komplementów, troski – nie tylko przed ślubem, ale po ślubie również, a może i bardziej. Kobiety natomiast zapominają, że to działa też w drugą stronę. Ale my, kobiety, zazwyczaj jesteśmy bardziej opiekuńcze i uważne dla swoich mężczyzn i częściej dajemy z siebie wszystko i jeszcze więcej dla wspólnego dobra. Mężczyźni zaś częściej mają skłonność do spoczywania na laurach w myśl zasady, że kobieta jest już moja, przysięgła przed ołtarzem, więc mam święty spokój. To są bardzo delikatne sprawy, a jeśli w te układy wplączemy jeszcze dzieci, dostajemy stąpanie po polu minowym.
Co starała się pani przekazać czytelnikowi? Był tutaj ukryty jakiś głębszy cel?
Już sama decyzja o tym, by pisać i publikować powieści, miała głębsze znaczenie. Po prostu zależało mi na tym, by pokazać ludziom Kaszuby nie w tej wersji, jaką dostają najczęściej, czyli w formie ładnych widoczków (choć to też, mimochodem), ale od strony naszej kultury, historii, języka. Każda moja powieść to inny wycinek życia na Kaszubach. Debiutancka powieść „Serce na Kaszubach” pokazuje Kaszuby oczyma osoby z zewnątrz, pokazuje społeczność wiejską, przywiązanie do religii. Kolejna, czyli właśnie „Smak tabaki” to romans kobiety z działaczem i artystą kaszubskim, dostajemy tu regionalny zespół pieśni i tańca, garść kaszubskich wierzeń, a nawet spór o narodowość… U wydawców czekają już inne moje książki, każda o Kaszubach…
Zastanawiam się, czy bohaterowie są prawdziwymi Kaszubami? Takimi jak pani, z krwi i kości?
Różnie to z nimi bywa. Bruno Lipiński z „Serca na Kaszubach”, Leon Żmuda-Trzebiatowski i Wanda Grzenia z „Smaku tabaki” to stuprocentowi Kaszubi. Kamila Korda z „Serca na Kaszubach” jest Kaszubką tylko w połowie, w dodatku nie jest świadoma swoich korzeni. Zależy mi, by oczyma moich bohaterów pokazać czytelnikom Kaszuby.
Daria Kaszubowska – rodowita Kaszubka z dziada pradziada. Szczęśliwa żona, mama czwórki dzieci i opiekunka znajdki-kundelka. Skończyła studia pedagogiczne, ale przez całe dorosłe życie pracuje jako dziennikarka. Pasjonuje się lokalną historią i kaszubską literaturą. Powieści zaczęła pisać, by rozpowszechniać w świecie wiedzę o Kaszubach. Jest autorką publikacji: „Wierny Bogu i Kaszubom. Księga życia księdza Bronisława Szymichowskiego”, współautorką zbioru relacji: „Stutthof jidze. Marsz Śmierci we wspomnieniach mieszkańców Pomieczyna i okolic” oraz autorką powieści: „Serce na Kaszubach” (Wydawnictwo eSPe) i „Smak tabaki” (Wydawnictwo Mięta); w przygotowaniu są kolejne powieści – oczywiście z Kaszubami w tle.