Podobno pierwszy kryzys przychodzi po pierwszych siedmiu latach małżeństwa. Są tacy, którzy twierdzą, że po pięciu. Nie wiem, jaka jest reguła. Spotykam Kamilę. Jest z Marcinem 14 lat. Mają dwoje dzieci – Olek ma 9 lat, a Zuza 6. „Mam dość”, mówi. „Nie mam już siły, to chyba koniec” i płacze. Bo dzieci ich pochłonęły. Mieszkają sami, rodzina daleko, zawsze razem musieli wszystko organizować. Mogli na sobie polegać, wspierali się. „No co ty, przecież nie widać, żeby coś złego się działo?” – mówię zdziwiona, bo na zewnątrz są naprawdę fajnym małżeństwem. Właśnie, na zewnątrz. Kamila z trudem opowiada o tym, jak się z Marcinem od siebie oddalili, jak przestali ze sobą rozmawiać. Ważne są tylko dzieci, kto je przywiezie, odbierze, co na obiad i czy coś kupić. „A ja żyłam nadzieją, że jak dzieci urosną, to będzie nam łatwiej do siebie wrócić, że znów będziemy bardziej dla siebie” – mówi smutno Kamila.
Tej nadziei dzisiaj zostało jej bardzo mało. Właściwie odrobina, która hamuje ją przed ostatecznym krokiem. „Rozwiodę się” szlocha, ale nie chce mieć poczucia, że nie zawalczyła, że jeszcze można było się postarać, a ona się poddała. „Wiesz co jest najgorsze – że ja go kocham i czuję gdzieś, że on mnie też, ale tak się zapętliliśmy, że nie widzimy drogi wyjścia”.
Pomyślałam, że to, że mają siebie nawzajem to już bardzo dużo. A to, że się kochają to wielki skarb, który wymaga odkurzenia, bo przygasł jego blaski, może trochę o nim zapomniano.
Wychodzenie z kryzysu nigdy nie jest łatwe, bo wymaga zmierzenia się najpierw z samym sobą. Można by powiedzieć: „Idźcie na terapię małżeńską”, ale nie zawsze to jest tak oczywiste i proste dla obu stron. Spróbujcie zacząć sami, od siebie.
Jakich emocji ty oczekujesz od tego związku
To chyba podstawowe pytanie, które warto sobie zadać. Ale nie tak, żeby odpowiedzieć: „Chcę, żeby on był dla mnie bardziej czuły, żeby poświęcał mi więcej uwagi”. To pytanie trzeba skierować do siebie – jak ja chcę się w tym związku czuć, jakich emocji potrzebuję – sama w sobie. Jeśli od tego się zacznie, to jest to dobry punkt wyjścia, by przyjrzeć się sobie w związku, nazwać swoje uczucia, swoje oczekiwania – ale te głęboko poukrywane. „Chcę się czuć bezpiecznie”, więc co ty zrobisz, by tak się poczuć.
Nie zakładaj, że rozumiecie się bez słów
Często w długoletnich związkach pada to stwierdzenie: „On w lot łapie, o co mi chodzi, nie muszę tłumaczyć”. I świetnie, ale to może być ślepy zaułek, bo zaczniemy myśleć – że się domyśli, że przecież wie, że zna mnie, więc rozumie, co czuję. A to nie zawsze tak działa. Zwłaszcza, jak wiele lat żyjemy obok siebie, gdzieś się rozmijając. Przestajemy być mniej uważni, bardziej skupiamy się, by dotrwać do końca dnia, niż jeszcze skupiać się na czyichś emocjach. No taka prawda niestety. Skądś ten kryzys przecież się wziął. Warto się na tym skupić i zacząć rozmowę o uczuciach i wzajemnych potrzebach.
Nie umniejszaj wartości szczerości
Bo niby wiemy, że ta szczerość najważniejsza, ale ile rzeczy już przemilczeliśmy, nie powiedzieliśmy sobie nawzajem, ile razy machnęliśmy na coś ręką. Wszystkie te niewypowiedziane słowa gdzieś zawisły między wami, a może nawet postawiły ścianę, którą teraz trzeba zburzyć. Prawda boli i bywa trudna do zmierzenia się z nią. Ale tu nie ma drogi na skróty. Tu nie da się czegoś pominąć, udać, że nie było. Tak się nie uda.
Zmierz się ze zdaniem na swój własny temat
Na to trzeba się przygotować. Bo walka z kryzysem, to też wiele przykrych słów. Nagle okazuje się, że ty też nie byłaś święta w tym związku, że wiele rzeczy zawaliłaś, przegapiłaś. Byłaś mało wyrozumiała, mało czuła, tylko wymagająca i oczekująca. Potraktuj to jak lekcję – nie krzyczy, nie zaprzeczaj, przyjmij te słowa i ponoś je w sobie. I przemyśl. On nie chce cię zranić. Tak jak ty nie chcesz zranić jego. On – jeśli z tobą rozmawia, też chce wszystko naprawić. A że to bolesne dla obu stron? Nikt nie mówił, że będzie łatwo… Ważne, by się nie obrażać. Żeby rozmawiać, prosić o wyjaśnienia – czemu tak się czuł, dlaczego tak uważa.
Nie oczekuj nagłej zmiany
Kryzysu nie zażegnacie po jednej nocnej rozmowie. Nie ma co się łudzić. To wymaga pracy. To proces, który musi mieć czas, żeby się zadziać, żeby zmiany dokonały się w was. To kolejne i kolejne rozmowy. Nie rezygnuj z nich. Nie myśl: „Uff dobra, pogadaliśmy i po sprawie”. Każda rozmowa powinna kończyć się deklaracją twoją i partnera. Powinniście sobie nawzajem coś obiecać, żeby móc się z tego wywiązać. Żeby móc wrócić do tej rozmowy i powiedzieć: „Dziękuję” albo „To mi jednak nie wystarcza, potrzebuję jeszcze czegoś”. Dajcie sobie czas – nie tydzień, nawet nie miesiąc. Tylko tak dokonacie trwałej zmiany w waszej relacji.
Otwórz się na potrzeby partnera
Nie myśl tylko w kategoriach: to mi źle, to ja chcę, to ja oczekuję, to ja czuję. Jest was dwoje, a on też ma swoje uczucia, swoje pretensje i wątpliwości. On też czegoś oczekuje, też go rozczarowałaś. Posłuchaj, co mówi. Spytaj: „A ty co czujesz?”, pozwól mu mówić, niech określi swoje potrzeby, niech powie, dlaczego jemu w tym układzie jest źle, gdzie widzi braki. Co ty możesz zrobić, żeby on lepiej się poczuł. Wiem – to nie jest łatwe.
Chęć musi być po dwóch stronach
Może ten punkt powinien pojawić się na początku. Bo czasami chce tylko jedna strona, tylko jedno chce wyjść z kryzysu. A może się okazać, że partner już nie chce. Nie kocha, jest z tobą tylko dla dzieci. Może kogoś ma. A może nie widzi sensu zmierzenia się z tym wszystkim, co między wami narosło. To bolesne. Ale to też punkt wyjścia na tu i teraz. Jeśli o tym porozmawiacie i on nadal będzie obstawał przy swoim, gdy powie: „Tyle razy już próbowaliśmy i się nie udawało. Nie chcę znowu żyć w iluzji i tracić kolejnych lat”, to może czas to puścić. Zostawić. Zacząć nową drogę, zadbać o siebie i spokojnie pomyśleć co dalej, skupić się na tym, na co masz wpływ, bo na jego uczucia już wpływu nie masz. To może być początek nowego. Lepszego nowego.
Z każdego kryzysu w związku można wyjść (choć nie zawsze rozwiązania mogą być takie, jakich byśmy oczekiwali). Ale kiedy już wspólnie podejmujecie starania, to dobrze pamiętać, że wymaga to ogromu pracy i chęci. Pamiętajcie jednak, że walczycie o siebie, o waszą miłość – to wystarczająca motywacja.