Go to content

„To ja czuję wstyd – nie on! Wstyd mi, że nie znałam człowieka, z którym spędziłam 9 lat”

Fot. iStock / lofilolo

„Kup kochance męża kwiaty” – z tą książką cudownej Katarzyny Miller pojechałam na kilka dni do przyjaciółki do Madrytu, bo… zdradził ją mąż i oświadczył pewnego dnia, że już jej nie kocha! Nie kocha od dłuższego czasu, a trzecie ich dziecko – swoją drogą w wieku zaledwie roku i 7 miesięcy – powstało nie z miłości a litości. Bo taka była wtedy smutna. Pojechałam ją pocieszyć i powspominać nasz kiedyś wspólny czas we Wrocławiu – mieście miłości – moim mieście, w którym mieszkałam ponad 12 lat i w którym doznałam wielu przepięknych uczuć.

Gdybym dziś, z tym bagażem doświadczeń, raz jeszcze stanęła przed decyzją – wyjechać na tę „wieś” czy nie? Wrócić do rodzinnego miasta, czy nie? Zdecydowanie powiedziałabym: NIE, nie rób tego!! Zostań! Zaciśnij zęby, bo to, co Ci zgotuje los za kilka następnych lat tutaj… Tego nie chciałaby doświadczyć żadna z kobiet, a jednak to kobieta kobiecie potrafi zgotować taki los!

Ale do sedna, bo to list do zdradzonych kobiet, a nie książka…

Pocieszałam przyjaciółkę, opowiedziałam nawet, że cieszę się, że ten mój chłop taki mi wierny i zarzeka się ciągle, że nigdy mnie nie zdradzi! Chwała mu! Chwała! A tu… człowiek nie wiedząc o niczym już wtedy stawał się ofiarą gierek prowadzonych przez niego. Wróciłam! Opowiedziałam o sytuacji, w jakiej jest moja przyjaciółka z Hiszpanii i wysłuchałam z ust męża, że kawał chama z tego Pana D.! No nic, utwierdziłam się w przekonaniu, że Ten mój Typ tak nie ma! Uf!

Korzystając z dni wolnych podczas ferii zimowych, wybrałam się jeszcze na weekend do mojej przyjaciółki do Warszawy. Pierwszego dnia spędziłyśmy wspaniały wieczór w teatrze. Niczego jeszcze wtedy nieświadoma, cieszyłam się ze spektaklu i warszawskiego klimatu. Kolejnego dnia zadzwoniła do mnie córka męża (moja podpora w tych ciężkich czasach, którą wychowuję odkąd skończyła lat 13. Dzwoni i pyta mnie, czy nie wiem, gdzie tata, bo obiecał jej obiad, a ona z gorączką leży w łóżku i czeka… a on nie łaskaw odebrać!

Mojego telefonu też nie odebrał. Po kilku godzinach napisał, że wraca do domu, do naszej córki z obiadem. Pojechał rzekomo pomóc znajomemu zawieźć czy odwieźć samochód do Katowic (jaki to samochód był, też się pogubił). Pech, że znajomy ten, to też nasz wspólny znajomy, a on niestety nie potwierdził w rozmowie ze mną wersji mojego męża. Zaczęłam składać elementy układanki. Pełna obaw wróciłam do domu. Mąż wyjechał na montaż do Poznania, miał wrócić we wtorek. Była niedziela, miałam kilka dni na to, żeby pomyśleć, a może i też sprawdzić, co przede mną ukrywa?

Usiadłam przed komputerem, otworzyłam znany wszystkim portal społecznościowy i moim oczom ukazała się niezwykle ożywiona korespondencja z niejaką Anną! Tak ma na imię kobieta, której niedługo wyślę kwiaty! I już dziś wiem, że podziękuję, bo wyjdę z tego silniejsza i mądrzejsza, a nade wszystko ze znacznie większym poczuciem własnej wartości, które skutecznie było przez mojego męża deptane, a ostatnie trzy lata już wręcz zadeptywane!

Z korespondencji wynikało, że znają się od tak zwanego pomiaru kuchni (mąż zajmuje się produkcją mebli), zaiskrzyło tak bardzo, że po zaledwie trzech tygodniach znajomości zaczęli wyznawać sobie uczucia i pisać o nieznanej im do tej pory tęsknocie, wysyłać sobie niezwykle odważne zdjęcia i jak na osoby po czterdziestym roku życia równie niezwykle infantylne zdjęcia i planować wspólne życie i, o zgrozo, wspólne święta!

Może przeszłabym obok panny Anny obojętnie, gdyby nie fakt, że to nasza sąsiadka z ulicy, na której mieszkaliśmy kiedyś. Nic to, panna Anna chce być w ciąży z moim jeszcze mężem, a on chętnie zajmie się jej dziećmi i stanie się ich opiekunem. Siedziałam trzy dni i trzy noce, nie jedząc i pijąc tylko niemożliwe ilości kawy… i czytałam korespondencje z Anną i z dnia na dzień moje serce pękało. Nie dlatego, że on zdradza (ile to się naczytałam poradników o szczęśliwych i nieszczęśliwych związkach). Pękało dlatego, że skłamał, oszukał, zdradził naszą relację i moją wierność!

Kiedy trzy lata temu przyłapałam go na kontaktach przez Messengera z trzema różnymi kobietami – już wtedy chciałam odejść, ale on nie pozwolił mi na to. Zasypał mnie kwiatami, kupił samochód i groził (tak, to okrucieństwo zwane przemocą psychiczną), że jeśli odejdę – to albo on odbierze sobie życie albo odbierze je mi, bo nie wyobraża sobie życia beze mnie! Zostałam, wybaczyłam.

Pamiętam czas, kiedy po wypadku leżał przykuty do łóżka przynosiłam mu basen i kaczkę i opiekowałam się nim jak prawdziwa opiekunka, Anioł Stróż! On zapomniał… Niestety. No cóż… Przecież teraz jest już zdrowy, teraz jest już dobrze! Teraz już pracuje!.

W tamtym czasie, czytając jego korespondencję z Patrycją, Karoliną i Jagodą, poprosiłam go o szczerość i o to, żeby powiedział mi wprost, jak tylko cokolwiek poczuje do innej kobiety! Bądź ze mną szczery, przyznaj się po prostu – poprosiłam! Chciałam znać tylko prawdę!

Wracając z Poznania do naszego domu, nieszczęśliwy wówczas już mój mąż – wracał do żony, nie do Anny, której pisał, że zrobi wszystko, żeby się z nią spotkać następnego dnia, a teraz musi wracać tam, gdzie nie chce – do mnie! Wrócił, stanął w drzwiach i oznajmił: Kochanie! Wróciłem, tęskniłaś? A ja stałam jak słup soli, zmęczona, niewyspana, smutna… Po kilku minutach zapytał mnie, jak spędzamy jego urodziny i święta, bo on chętnie wyjechałby poza miasto! Mając gdzieś w głowie słowa Anny, że w dniu jego urodzin wyskoczy z tortu, nie wytrzymałam i spytałam wprost, czy jest coś, o czym chciałby mi powiedzieć? Spojrzał na mnie podejrzliwie i odpowiedział: Chyba Cię…

Poszedł spać. Ale ja znowu nie mogłam zasnąć. W nocy kazałam mu się przyznać do znajomości z Anną, a on nieustannie zaprzeczał… Moje myśli szybowały, uczucie złości narastało z każdą minutą. Dopiero rano usiadł i stwierdził, że się wyprowadza, ponieważ jestem wścibska i czytam jego korespondencję. Że dowiedziałam się za wcześnie, bo on chciał
mi powiedzieć za pół roku, jak tylko sprawdzi, czy Anna to na pewno TA kobieta… Ciekawe, czy Anna wie, że miała wziąć udział w eliminacjach?

Z dnia na dzień – po zaledwie trzech tygodniach znajomości – odszedł z jednej sypialni do drugiej. Może gdyby odszedł do sypialni 30 km dalej, może byłoby łatwiej uporać się z tą zgagą w środku, ale on odszedł zaledwie dwa domy dalej. Kiedy zadzwoniła do mnie nowa właścicielka naszego w tamtym czasie domu i zapytała mnie, czy mój mąż zamieszkał ponownie na TEJ ulicy, bo widuje go tutaj codziennie, a samochód parkuje ostentacyjnie na podjeździe…, poczułam się jakby ktoś uderzył mnie z całej siły w twarz! I to ja czuję wstyd, nie on! Ja czuję gniew, nie on! Ja każdego dnia budzę się z moralnym kacem, bo mi wstyd, że nie znałam człowieka, z którym spędziłam 9 lat swojego życia!

Facet, który był moim mężem, zmienia sypialnię jak rękawiczkę i przeprowadza się do kobiety, którą nazywa miłością swojego życia, najpiękniejszą z kobiet, jakie zna!

W ubiegłym tygodniu przyjechał do mojego domu zabrać swój rower. Zapomniał mi powiedzieć, że zabiera także mój (który kupiłam sobie sama). Zabrał po prostu, a dziś pojechali podobno na przejażdżkę rowerową.

Jakby to było takie oczywiste, że jednego dnia jedziesz z żoną na wycieczkę, a drugiego z kochaną, ”skradzionym” rowerem. Chyba nie mogłabym wsiąść na rower żony mojego kochanka… Ale to tylko potwierdza fakt, że tylko kobieta kobiecie potrafi
zgotować taki los, bez najmniejszych skrupułów!

I tak żyje sobie ta nowa rodzinka trochę moim kosztem i kosztem mojej rodziny, która była niezwykle naszemu związkowi przychylna. Jego rodzina nawet nie zapytała mnie, jak się czuję z tym wszystkim.

Jak to jest żyć z kimś, o kim się tak właściwie mało wie… a jedno spotkanie determinuje całe Twoje życie?

Ta książka, którą napiszę niedługo będzie właśnie o tym, jak szybko można rzucić wszystko i wyjechać cudzym rowerem 10 metrów dalej…

A ja? Ja wyjdę z tego cało! Wyjdę silniejsza! Tyle jeszcze nieodkrytych marzeń i pragnień, a karma zrobi kiedyś swoje!
Będę najlepszą wersją siebie i nie dam stłamsić w sobie ukrytych pragnień i kto wie, może ktoś jeszcze usłyszy mój wewnętrzny krzyk, że chcę żyć tak, jak ja to czuję, nie jak oczekują tego ode mnie inni! Będę jeszcze bardzo szczęśliwa!

Z nadzieją patrząc w przyszłość,
Agata