W internecie krąży sporo historii o godzeniu się w łóżku. „Pokłóciliśmy się u przyjaciół, chwilę później wylądowaliśmy w ich łazience, gdzie się kochaliśmy”. Do domu wracaliśmy pogodzeni”, „Wszystkie nasze kłótnie kończą się seksem. Nigdy nie czuję takiego podniecenia, jak właśnie wtedy” czytam posty na jednej z kobiecych grup.
Seks po kłótni idealnie wpisuje się w mit miłości romantycznej. Są emocje, jest dystans, napięcie, jest pożądanie. Ten mit podtrzymuje popkultura. W ilu filmach ludzie kochają się na zgodę?
To dobrze, czy źle?
Są pary, którym taki seks rzeczywiście dobrze robi. Łatwo się dogadać przez łóżko, jeśli punktem spornym jest naprawdę to, kto ma sprzątnąć w łazience. Wtedy seks wynika z potrzeby ponownej bliskości, jest szansą na czułość. Dla wielu osób ta czułość w erotyce jest jedyną szansą otwarcia się, okazania emocji.
To, że chcemy się po kłótni kochać, możemy potraktować jako wielką moc naszego związku. Seks przypomina nam, że wciąż jesteśmy razem, pragniemy się. Jeśli jednak regularnie uprawiamy seks po kłótni, warto się temu przyjrzeć, bo możemy się w ten sposób wiele dowiedzieć o naszej seksualności, czy budowania związku.
Naukowcy z Uniwersytetu Bucknell ze Stanów Zjednoczonych postanowili sprawdzić, jakie są najefektywniejsze sposoby godzenia się po kłótni. Przebadali kilkaset heteroseksualnych par. Okazało się, że zarówno mężczyźni, jak i kobiety doceniają, gdy ich partner w ramach pojednania pokazuje swoje zaangażowanie w związek. Tyle że obie płcie mają inne wyobrażenia na temat tego, jak to pokazywanie ma wyglądać. Mężczyźni częściej preferowali seks na zgodę, kobiety czułość i wsparcie.
Te badania pasują do powszechnego przekonania. To mężczyźni po skoku adrenaliny potrzebują wyżycia się, to oni dążą do seksu, tak myślimy. Jednak w gabinetach seksuologów i psychoterapeutów ludzie opowiadają trochę inne historie.
Coraz częściej to mężczyźni zgłaszają, że stresująca sytuacja w domu, dużo kłótni sprawiają, że nie chce im się kochać.
Andrzej Gryżewski, seksuolog, powiedział mi kiedyś, że ma klientów, zarówno mężczyzn, jak i kobiety, u których seksualne pobudzenie musi wiązać się z takimi negatywnymi emocjami, jak złość i żal. Z czego to wynika? Na przykład z tego, że rodzic był zmienny. Płynnie przechodził od autorytarności, do czułości. Po latach dla danej osoby to się wydaje naturalne – jest odrzucenie, złość, ale zaraz po tym jest czułość. Czasem konflikty dotyczyły nie relacji rodzic – dziecko, a tylko rodziców. To oni się kłócili, czy mieli ciche dni, atmosfera w domu, z różnych powodów była napięta, a dziewczyna czy chłopak nauczyli się odreagować napięcie masturbacją. Tych niuansów może być mnóstwo, bo młody człowiek mógł masturbacją odreagowywać choćby napięcia w szkole.
Warto zastanowić się: co się takiego dzieje, że awantura wywołuje w nas podniecenie? Dlaczego, na przykład, pragnę kogoś, kto mnie przed chwilą obraził? Albo dlaczego specjalnie wywołuję awantury, żeby się podniecić?
Wtedy dokładniej możemy zobaczyć, co się dzieje, bo być może przez seks po kłótni używamy kogoś albo ktoś używa nas.
Na przykład niektórzy, w tym jednak dominują kobiety, uprawiają taki seks, żeby znów poczuć się bezpiecznie, sprawdzić, czy ta druga osoba nie chce np. odejść, bo przecież skoro się ze mną kocha, to musi być dobrze.
I ważne: jeśli jeden z partnerów tak funkcjonuje, to może być trudne dla drugiej osoby, która jest nastawiona na bezpieczny styl przywiązania, czyli taki, gdzie jest bliskość, zaufanie, a dopiero potem seks.
Czas na rozmowę w związku – podstawa
Andrzej Gryżewski opowiedział mi kiedyś o parze, która przyszła do niego po pomoc.
Żona żaliła się, że teściowa codziennie do nich dzwoni, wpada bez zapowiedzi, mąż nie rozumiał problemu, przecież matka chce dobrze. Seksuolog spytał, od kiedy nie potrafią porozumieć się w tej sprawie. „Od paru lat” usłyszał. Był w szoku. Okazało się, że po każdej kłótni o teściową, oni szli do łóżka.
Nigdy o tym nie porozmawiali na spokojnie, nie ustalili zasad, w efekcie byli coraz bardziej na siebie rozżaleni i wściekli.
Niemiecki psychoterapeuta, Michael Mary, autor książki „Mity o miłości” radzi, żeby traktować związek jako istotę samodzielną, osobny byt, którym nie da się sterować na siłę. W ten sposób pojawia się ciekawość oraz ambicja odkrywania go. Co to znaczy?
Niczego nie załatwiajmy seksem. Owszem, możemy się kochać po dużym napięciu, ale wcześniej szczerze mówimy. „Coś między nami wydarzyło, mamy sprawę do załatwienia, musimy o tym porozmawiać”. I odkładamy problem na półkę, ale nie bagatelizujemy go.
Sprawę przegadujemy w czasie, który każdy z nas powinien w związku mieć. Tylko dla siebie, gdzie poświęcamy naszym sprawom 100 proc uwagi. Chodzi o czas, w którym jesteśmy nastawieni na słuchanie, co czuje druga strona, jak ona się odnajduje w związku, co się w niej zmienia. Ten moment jest ważny, bo przyglądamy się wtedy naszej relacji, właśnie jak oddzielnemu bytowi, patrzymy, co się dzieje.
Wtedy seks pozwala nam się zbliżyć, ale jednocześnie nie mydli nam oczu.
Sygnał alarmowy: kochamy się, żeby się uspokoić i nie potrafimy inaczej
„Jeśli nie jestem zła, nie czuję podniecenia”, „Pragnę jej tylko wtedy, gdy się kłócimy” słyszy w gabinecie Andrzej Gryżewski. Co się okazuje? Jeśli regularnie uprawiamy seks po kłótni, w naszym mózgu tworzą się nowe połączenia neuronalne, które doprowadzają do tego, że aby się kochać, musimy czuć złość. I to jest właśnie pułapka. Tak się często dzieje w toksycznych związkach. Ludzie nie potrafią się dogadać w żadnej sferze życia poza seksem. Ale ten seks nie służy miłości, czułości tylko regulowaniu napięcia.
Terapia polega na tym, żeby znów odczarować intymność, stworzyć nowe szlaki neuronalne odpowiedzialne za pozytywne emocje, czyli, na przykład uczymy się kochać nie po kłótni, ale fajnej randce.
Andrzej Gryżewski często sugeruje parom, które godzą się przez łóżko, żeby spróbowały się powstrzymać, co nie znaczy, że nie mają być blisko. Ale zamiast gwałtownego numerka mają się przytulic, dotknąć, złapać za rękę.
To pomoże bardziej niż seks.