Niewiele jest rzeczy, które można przenieść z gabinetu terapeutycznego wprost do swojego życia. Większości nawet się nie powinno. Ale czułem, że sprawa wyrażenia „udało się” należy do tych, które trzeba.
Pamiętam, jak trudno było mi wyplenić ten zwrot ze swojego słownika. Dopiero wtedy zobaczyłem, jak często go stosuję. O wiele za często. Nie było łatwo, często sam łapałem się na tym, że coś „mi się udaje”. Udało mi się coś załatwić, udało mi się napisać książkę, udało mi się do kogoś zadzwonić. Pomogła tu konsekwencja i systematyczność. Pierwszy wyłapał różnicę mój trzyletni syn. W jego mowie „udało mi się” zostało zastąpione – „umiem, potrafię, zrobiłem to”, a małe ręce i głowa zyskały moc. Byłem bardzo dumny i z niego, i z siebie. Od razu odczuliśmy różnicę w komunikacji.
Udało się. Wróć. Zrobiliśmy to.
Widzę przed sobą młodego, ambitnego człowieka. Rozmawiamy o jego sukcesach. „Udało mi się to” – mówi. Uśmiecham się do niego i proszę, żeby użył innych słów. Dlaczego to robię? W modelu terapeutycznym, w którym pracuję, zwrot „udało się” jest wręcz zakazany. Kiedy proszę klientów, żeby szukali innych zwrotów, nagle odkrywają, że POTRAFIĄ różne rzeczy. Nie udają im się, tylko potrafią je zrobić. Brzmi inaczej, prawda? POTRAFIĆ, czyli mieć siłę, moc, wiedzę. Potrafić – to być sprawczym.
Bo cóż to w zasadzie znaczy, że ci się udało? Mniej więcej tyle, że zrobiłeś coś, ale dopomogło ci szczęście, przypadek, przychylność niebios. Że nieokreślona siła przyczyniła się do końcowego sukcesu. Udało się – stało się. Niewiele w tym twojej zasługi. Może nawet nie w pełni zasłużyłeś na sukces. A to przecież, wyłączając losowe sytuacje, nieprawda.
Jak mamy budować pewność siebie, poczucie własnej wartości i motywację, kiedy zewsząd słyszymy, że nam się coś udało? A jak mają to robić nasze dzieci, kiedy ich dokonania sprowadzamy do przypadku i łutu szczęścia?
Niedawno usłyszałem, że udać, to się może ciasto. Ale to też nieprawda. Ono samo również się nie udaje. Jest wynikiem działania kogoś, kto je przygotował. I tak ze wszystkim. Udało ci się to naprawić. Udało ci się wygrać. Udało ci się to napisać. Nie. Naprawiłaś to. Wygrałaś. Napisałaś. Doceńmy wysiłek, który ktoś wkłada w swoje przedsięwzięcie. Obojętnie, czy jest to dziecko, które układa puzzle, nastolatek zaliczający trudny sprawdzian, czy dorosły człowiek, który właśnie dostał pracę. Samo się nie udało. Ktoś coś zaplanował, wykonał i osiągnął sukces. Zrobił to.
Spróbujmy inaczej i zasypmy dziurę w naszej komunikacji, którą jest stwierdzenie „udało się”. Nas samych też to dotyczy. Dostrzeżemy wtedy, jak wiele rzeczy potrafimy zrobić i na jak wiele spraw mamy wpływ. My oraz nasi bliscy. Oni jeszcze bardziej docenią taki komunikat. Szczególnie młodzi ludzie są wrażliwi na to, co mówimy o ich działaniach i sukcesach. Jeśli zrezygnujemy z tego nieszczęsnego „udało się”, to wkrótce zniknie ono także z ich słownika.
I jeszcze jedno. Oddajmy przyszłość i sprawczość w ich ręce. Zamiast: uda ci się to zrobić, uda ci się narysować, uda ci się nauczyć, powiedzmy po prostu: potrafisz.
Potrafisz to zrobić.
Potrafisz to narysować.
Potrafisz się tego nauczyć.
Prawda, że brzmi inaczej? Prosta rzecz, a wszystkim będzie lepiej.
Miło mi, że udało się Wam doczytać aż do tego momentu. Nie. Doczytałyście. 🙂
Tomasz Betcher – autor powieści obyczajowych Tam gdzie jesteś, Szczęście z piernika i Szeptun. Z wykształcenia (a jeszcze bardziej z pasji) pedagog, socjoterapeuta i praktyk Terapii Skoncentrowanej na Rozwiązaniach. Niemal połowę życia spędził na pomaganiu osobom w trudnej sytuacji życiowej. Gdy nie pracuje, pisze. Gdy nie pisze, podróżuje z rodziną po bliższych i dalszych zakamarkach Polski. Ojciec dwóch żywiołowych chłopców i mąż jeszcze bardziej żywiołowej żony. W wolnym czasie gotuje, próbując nowoczesnych i tradycyjnych receptur. Fascynuje się lotnictwem II wojny światowej, a wkrótce planuje zostać paralotniarzem.