Mówiła: „Na co masz ochotę, laleczko?”. Ciepłe wspomnienie. Na kanapie wtulona w bezpieczne ciało, ten zapach, który koi wszystkie smutki. Wszystko przy niej wydawało się łatwiejsze. A ona miała być na zawsze.
„Córeczko tak bardzo boli, laleczko, tak boli” – to ostatnie co do niej powiedziała, kiedy na noszach wyciągano ją z karetki. Później słyszała tylko trzask elektrowstrząsów i słowa: „Proszę nie zamykać oczu, proszę z nami zostać!”.
Rozpacz
Krzyczała. Choć tego dzisiaj nie pamięta. Krzyczała tak głośno, że w szpitalnych oknach zebrały się tłumy gapiów. Później ktoś jej powiedział: „Nigdy takiego krzyku nie słyszałam, to było przerażające”. Płakała cztery dni w mamy łóżku. Nie zdążyła schować pościeli. Mokra poduszka, kołdra. Kiedy ona wstawała na chwilę, płakał jej brat.
Westchnienie
Dziś jej syn, choć nigdy nie poznał babci, budzi się czasami w nocy i płacze. Mówi: „Mamo, tak tęsknię za babcią”.
Pustka
„Nie wiem, co czułam”. Dostała zastrzyk uspokajający. I drugi. Tabletki. Trzeba było załatwić wszystkie formalności. Gdy ktoś spytał w co ubrać mamę, wiedziała: spódnica w kwiaty, błękitny żakiet, i bluzka – ta kremowa na grubych ramiączkach. Chciała sama jej zrobić makijaż. Nie pozwolili. „Jesteś jak maszyna, choć to wszystko jest takie ciężkie, tak bardzo trudne…”
Westchnienie
Mamy rzeczy była w stanie uporządkować rok po śmierci. Do dziś w tamtym mieszkaniu nie można znaleźć jej bluzki, sukienki. „Wszystko spaliłam. Nie mogłam rozdać. Nie wyobrażam sobie nawet teraz spotkać na ulicy kogoś, kto byłby ubrany w jej ciuchy”.
Żal
Nie chciała nikogo obwiniać o tę śmierć. „Po mamy pierwszym zawale był we mnie strach, bałam się, że coś może się jej stać. Jakbym czuła”. Błąd lekarzy podobno, którzy za szybko wypisali ją do domu. „Nie mogłam rozmawiać z moim bratem, z jego żoną, która była wtedy w ciąży, czekali na swoje pierwsze dziecko. Długo we mnie tkwiło przekonanie: życie za życie – jedno się rodzi, drugie musi odejść. Ich syna też długo nie mogłam zaakceptować”. Nie umie tego wytłumaczyć. Może zawsze szuka się winnych? Może sensu takiej śmierci. Przecież jej mama niedawno skończyła 50 lat. Czekała na wnuki, kochała dzieci.
Westchnienie
Zawsze uśmiechnięta. Nawet w domu, gdy nie wychodziła, robiła makijaż i miała ułożone włosy. „Jak leżała w trumnie rozcierałam jej cienie na powiekach, bo sama by się nigdy tak nie wymalowała”.
Odpowiedzialność
Miała 25 lat. Ktoś by powiedział: „Po co matka w tym wieku?”, mogłaby mieć już swoją rodzinę, dziecko. Ale to była wyjątkowa więź. Mama ją zawsze uczyła, że najważniejsza jest rozmowa i zaufanie. I że każdy problem da się rozwiązać. I zostawiła ją samą. A ona nagle zdała sobie sprawę, ile rzeczy mama robiła, jak wiele z siebie dawała. „Na co dzień tego nie widzisz, tych rachunków, dokumentów, gdzie kupuje płyn do okien… i o ten ostatni przepis na szarlotkę zapomniałaś zapytać”. Każda z tych rzeczy wbija się w serce. To jak posypywanie rany solą. Wydaje ci się, że już łapiesz równowagę i nagle stoisz w sklepie i nie wiesz, który ser był najlepszy do jej sałatki.
Westchnienie
„Raz tylko mamie powiedziałam coś przykrego. Siedziałyśmy w osobnych pokojach i płakałyśmy. Kiedy słucham koleżanek, które narzekają na swoje matki… nie rozumiem. Moja była najlepsza na świecie, nie ma takiej drugiej…”
Załamanie
Pół roku depresji. Psychotropy. Brat woził ją do psychiatry, bo nie była w stanie sama jeździć samochodem. Wszyscy powtarzali: „Dasz radę, bądź silna, kto jak nie ty”. A ona nie wiedziała, jak żyć bez mamy. Zupełnie. „Dzisiaj myślę, że gdybym była młodsza, nie uniosłabym tego w ogóle”. Nie ma obok ciebie najważniejszej osoby. Nie ma tej, która bratu pokroi kanapki w kosteczkę, a tobie powie rano: „Laleczko ubierz się cieplej, bo zimno dzisiaj strasznie”.
Westchnienie
Nie chodzi na cmentarz z nią rozmawiać, czy popłakać. „To dla mnie zimna płyta. Idę – zaniosę kwiaty, posprzątam, ale to nie jest miejsce, gdzie się z mamą spotykam”.
Czas
To nie jest tak, że czas leczy rany. Mija 11 lat. Nie uporała się z tą stratą, ze śmiercią. Im dłużej, tym bardziej jej brakuje. „Jak mój syn miał trzy dni gorączkę, a ja nie wiedziałam, co robić, dzwoniłam do cioci. Gdy musiałam iść do pracy, szukałam niani”. Z tym sobie nie radzisz, z codziennymi rzeczami, z sosem, który jej zawsze wychodził, a tobie nigdy nie chce się udać. Jedyne, co możesz zrobić, to przyjąć, że jej nie ma. Ale to marna ulga. Gdzieś w powietrzu wiszą niewypowiedziane słowa, które powinny paść. To podziękowanie za to, jaka była. Za to ciasto, które ci ugotowała, gdy miałaś gorszy dzień. Za sukienkę, którą kupiła w tajemnicy przed tatą. Za to, że zwyczajnie była. Bo dzisiaj to jest najważniejsze. Żeby była.
Westchnienie
Przychodzi w snach. Ostatnio ich psa z dzieciństwa wypuściła z domu. „Żeby udało mi się wychować moje dzieci tak, jak ona nas wychowała”.
„Tak bardzo chciałabym się do niej choć czasami przytulić. Wypłakać. Wyżalić. Ta tęsknota nie mija. Możesz nauczyć się z nią żyć, akceptować. Ale ona zawsze będzie.” To, co zostaje, to właśnie tęsknota, której nie da się ukoić. Bo nie ma jej, gdy wybierasz suknię ślubną. Bo są dzieci, które nigdy nie powiedzą do niej babciu. Bo nie upiecze tortu na urodziny wnuka, nie weźmie wnuczki na spacer. Nie ma jej w tych ważnych chwilach i tych mniej ważnych. A ty pamiętasz, bo przecież nie można zapomnieć.