Kochana moja,
wiem, że jesteś nieco dziwna, nadwrażliwa,
że czasem sama siebie nie rozumiesz,
że kochasz się, że się nienawidzisz,
że byłaś i jesteś samotną wyspą,
ptakiem, który tak bardzo chciał i chce fruwać,
że jesteś nigdy nieukojoną tęsknotą,
że pragniesz zawsze więcej,
że zawsze przeraźliwie mocno potrzebowałaś miłości,
że zawsze wątpiłaś,
że żyjesz w świecie fantazji i marzeń,
że chcesz być kwiatem, który nigdy nie przekwitnie,
że czasem chciałabyś nie żyć, zniknąć, rozpłynąć się, utonąć,
a czasem czujesz radość z każdego oddechu
i tego, że i co widzisz,
że słyszysz śpiew ptaków i muzykę,
że możesz się poruszać,
myśleć, pisać, czytać.
Że kochałaś, kochasz i byłaś kochana, i że ciągle ci mało miłości, życia, czułości, bliskości, radości…
Lecz pamiętaj, że zawsze przychodzi poranek, kiedy wszystko wygląda inaczej;
Słone łzy wysychają, znany ból się rozprasza
i nieśmiała zapowiedź radości wygląda zza chmur.
Myśli się wygładzają jak zmarszczki na zmęczonej skórze, którą czyjeś troskliwe dłonie masowały z miłością.
Smutek pierzchnie z zawstydzeniem, choć dobrze wiemy, że nie odejdzie daleko ani na długo.
Ale to nic. Smutek i Ty tworzycie jedność.
Kochana, staraj się cieszyć chwilą, nie analizować, nie zawieszać się, nie zadręczać, nie martwić na zapas.
Wybacz sobie. I innym.
Rozkoszuj się, smakuj, delektuj.
Żyj.
List nadesłany przez czytelniczkę w konkursie „List do siebie samej”