Na początku myślisz: nie będzie tak źle, to przecież tylko kwestia organizacji. Wstaniesz, zjecie razem śniadanie, dzieci umyją zęby, a potem spokojnie rozejdziecie się do swoich zajęć. Młodszemu dziecku wystarczy włączyć komputer, zalogować się do aplikacji… A resztę przejmą nauczyciele. Sami prosili, żeby rodzice nie uczestniczyli w zajęciach. Jesteś pełna optymizmu.
Zaczynamy. Zęby umyte, pierwsze uśmiechnięte buzie pojawiają się ekranach. Pani wita dzieci, a ty z optymizmem uruchamiasz ekspres. To będzie piękny dzień.
Ledwo zdążysz zaparzyć sobie kawę, ledwo włączysz swój komputer i spróbujesz wdzwonić się na pierwszy call, któreś drzwi otworzą się z hukiem. A więc, zaczynamy:
1. Mamo, nie działa mi kamerka! (starsze i młodsze)
W efekcie wychowawczyni twojego syna (oraz nadgorliwi rodzice jego kolegów – ci, którzy non stop siedzą obok i podpowiadają swoim pociechom) widzi cię w rozciągniętym dole od piżamy i niedbale zawiązanym czymś na głowie, której nie myłaś już trzeci dzień. A pan od fizyki twojej córki, ten, który kochał z tobą dyskutować na zebraniach i robił maślane oczy, od dziś będzie na ciebie patrzył inaczej. Nieważne, udało ci się uruchomić wideo. Dyskretnie wycofujesz się na kolanach z pokoju. Punkt dla ciebie.
2. Mamo, coś wyłączyłem
Minęło może 10 minut od poprzedniej interwencji. Nieco zdenerwowana wchodzisz do pokoju syna, który nic nie wyłączył, tylko uruchomił jednocześnie kalendarz Google i przeglądarkę internetową z ostatnią otwartą grą: Super Mario…. Przypadek? Nie sądzę. Zamykasz wszystkie okienka, kolejny raz robisz głupią minę widząc swoje dresy na ekranie komputera. Tym razem wychodzisz z pokoju z godnością. Plama z kawy (oplułaś się, kiedy syn zaskoczył cię wołając MAMA!!!!) wygląda prawie jak gustowny wzorek.
3. Mamo, kot wszedł mi na klawiaturę
A przy okazji:
a. napisał na czacie wiadomość o treści rrrrrrrrrrrrrr888826534a i jakimś cudem wysłał ją do wychowawcy
b. rozłączył połączenie, a Teams jest przeciążony, więc przez następne pół godziny próbujesz zalogować się na lekcję
c. rozlał kakao, które twój syn postawił sobie na biurku zaraz obok komputera, żeby popijać słodki napój, kiedy pani nie patrzy
d. pogryzł flagę, którą wczoraj do późnej nocy szykowałaś na zajęcia z edukacji polonistycznej, bo dzień wcześniej pani zdziwiła się, że dzieci nie wiedzą, jakie święto obchodzimy 11 listopada.
Nawiązujesz połączenie, zabierasz kota, zamykasz drzwi. Lekko poirytowana oddychasz głęboko dziesięć razy i wracasz na fotel. Właściwie to wracasz na dywan tuż obok, bo fotel zajęty przez kota. No niech już tam sobie śpi, tak słodko wygląda. Byle nie przeszkadzał.
4. Mamo, jestem głodny/a (oboje)
Jak to możliwe? Przecież dopiero jedliście wspólne śniadanie. A no tak, niespodziewanie minęły dwie godziny. Lecisz przygotowywać drugie śniadanie i coś do picia. Sama przełykasz w locie kawałek bułki z serem. Przecież prawidłowe żywienie jest teraz szczególnie ważne… I jeszcze witaminy, zapomniałaś o witaminach. Robisz rundkę po domu, wrzucasz każdemu do dzioba po magicznej pastylce. Zapominasz o sobie.
5. Mamo, uderzyłem się w głowę na WF-ie
Od drugiego akapitu twojego artykułu odrywa cię krzyk, jęcz i płacz. Twój syn uderzył się w głowę wykonując ćwiczenia fizyczne za zajęciach z WF-u. Dziwne, wydawałoby się, że to prawie niemożliwe. Usunęliście przecież wspólnie wszystkie przeszkody, o które mógłby się potknąć, przykleiliście dywan, żeby się nie ślizgał… Ale twoje dziecko po prostu chciało lepiej zobaczyć jak pani ćwiczy i… uderzyło się w głowę o kant biurka, zaglądając w ekran komputera… Cóż, nie pierwszy raz. Uspokajasz, naklejasz plasterek, wyciszasz mikrofon. Jeszcze tylko angielski…
6. Mamo, ja już nie chcę
Mózg siedmiolatka ma swoją pojemność, a jego cierpliwość swoje (bardzo cienkie) granice. Nie potrzeba dużo czasu, żeby pojawił się kryzys. Półtorej godziny zajęć z Edukacji Wczesnoszkolnej to naprawdę za dużo. Drzwi się otwierają, syn oznajmia ci buntowniczo, że jest już zmęczony i że nie ma ochoty, a w ogóle to jest nudno. Przez chwilę tylko zastanawiasz się nad włączeniem telewizora.
7. Mamo, nie umiem zrobić tego zadania
Jeśli myślisz, że z końcem zajęć zdalnych twoich dzieci możesz w końcu (po podgrzaniu i podaniu obiadu) spokojnie popracować, to muszę cię rozczarować. Bo teraz trzeba odrobić lekcje. Pani od chemii zadała prezentację o kwaśnych deszczach. Pan od angielskiego przygotowanie pacynek z papieru. I jeszcze ta przeklęta literka b, którą trzeba napisać w sześciu linijkach w zeszycie. I test z historii, do którego powinnaś przepytać córkę…
Powoli zbliża się wieczór. Dom stoi na głowie, dzieciaki szaleją, zmęczone, kot razem z nimi. Nerwowo stukasz w klawiaturę już tylko udając, że cokolwiek robisz. Cierpliwości, za chwilę wróci z pracy twój mąż, czy partner. Usiądzie na kanapie i rzuci: ale miałem ciężki dzień. Spojrzysz na niego ze szczerą (chwilową) nienawiścią i niekłamaną zazdrością. Może nawet wycedzisz przez zęby propozycję zamiany: to ty jutro pójdziesz do biura, a on zostanie tutaj, na zdalnym. Odpuszczasz, bo nie chcesz jeszcze bardziej zepsuć sobie tego dnia.
Za chwilę padniesz wykończona, z nosem w poduszce i świadomością, że nie zrobiłaś nawet połowy tego, co miałaś zaplanowane. Spokojnie, jutro też jest dzień. Ciekawe, co nowego przyniesie? Eh, najważniejsze, że mamy siebie. I kota.