Droga Sąsiadko
Nie znamy się dobrze, choć widujemy się dość często. Nigdy nie miałyśmy okazji wymienić więcej słów niż zwykłe „dzień dobry”. Rano, pijąc kawę wyglądam przez okno i patrzę jak ubrana w elegancki płaszczyk i miękkie buciki prowadzisz za rękę swoją córeczkę. Coś jej opowiadasz, śmiejecie się i przytulacie. To taki ładny obrazek, takie obie jesteście piękne, wręcz nadludzko. Ale obydwie wiemy, że to tylko przykrywka, a twoje życie w niczym nie przypomina tej cukierkowej idylli. Bo kiedy przyjrzeć ci się bliżej, kiedy poświęcić dłuższą chwilę, można zobaczyć podkrążone oczy, zmęczenie, smutek i lęk.
Twoją historię znam od pani Heleny, która opiekuje się naszym budynkiem. Ona dobrze znała twoją babcię i pamięta Cię z czasów, kiedy jako mała dziewczynka spędzałaś tu wakacje. Miałaś ze swoją babcią szczególną więź, jako dorosła osoba opiekowałaś się nią, kiedy stała się niedołężna. Potem przez jakiś czas mieszkanie wynajmowałaś znajomym.
Pół roku temu odszedł twój mąż. Nie, nie zostawił cię dla innej, po prostu rozchorował się, a potem umarł. Zostałaś sama, w wielkim domu, na który nie było Cię już stać, bo leczenie twojego męża pochłonęło wszystkie wasze oszczędności. Pewnie nawet więcej, bo masz długi. Nic więcej nie wiem, ale resztę tej historii czytam z twojej twarzy i gestów, ze smutku w twoich oczach. Wiesz, co widzę?
Widzę smutną kobietę, którą spotkała utrata miłości. Widzę jak ból związany z jego chorobą i cierpieniem odcisnął na tobie swoje piętno. Widzę troskę i niepewność, kiedy myślisz, że nikt na ciebie nie patrzy, nie zauważa Cię.
Widzę olbrzymie zmęczenie, gdy wracasz popołudniami z pracy. Znam to uczucie, kiedy w głowie pojawiają się pytania: Co będzie dalej? Czy dam radę? Poprosić kogoś o pomoc, czy poczekać jeszcze chwilę?
Nieraz widziałam, jak w osiedlowym sklepiku dyskretnie liczyłaś drobniaki w portmonetce, tuż przed końcem miesiąca. Wiem, że bywa ci ciężko, że odmawiasz sobie wielu rzeczy.
Ale widzę też silną, wspaniałą kobietę, która za wszelką cenę stara się zapewnić dobre dzieciństwo swojej córce. Widzę, jak zmienia się twój wyraz twarzy, kiedy wędrujecie rano do przedszkola. Widzę, jak budujesz w niej poczucie wartości i wolę walki. Jak pokazujesz jej kolorowe, jesienne liście i opowiadasz zabawne historyjki. Widzę miłość matki, która pokona strach i lęk i jest zdeterminowana, by dobrze wychować swoje dziecko. Co z tego, że w pojedynkę?
Wiem, że masz momenty zwątpienia, niewypowiedzianego smutku, tęsknoty za ukochanym człowiekiem. I momenty, w których wyczerpanie fizyczne i psychiczne dosłownie zwala z nóg.
Wierzę, że Ci się uda. Masz wszystko, czego trzeba, by utkać sobie dobrą,nową stabilną codzienność. By zapewnić to, co najważniejsze Twojej córce. Tylko nie bój się poprosić o pomoc, gdy ze zmęczenia padasz z nóg. Nie unoś się dumą, gdy ktoś oferuje ci darmową przysługę, z czystej empatii, z życzliwości.
Dziś rano zostawiłam ci w drzwiach kartkę. Napisałam na niej kilka słów, zaproszenie na wspólną kawę. Proszę przyjmij je. Byłam kiedyś tam, gdzie ty teraz. Widzę w Tobie dawną siebie. Chcę Ci powiedzieć: złe chwile przemijają.