Rodzicem zostajesz i jesteś nim do końca życia. Ale czy odpowiedzialność za dziecko również jest taką niezmienną stałą? Czy jesteśmy odpowiedzialni za dorosłe dzieci, które niszczą życie sobie, nam, innym? Ile razy do takiego dziecka można wyciągnąć pomocną dłoń?
Magda jest przekonana, że ma wobec swojego syna dług, bo nie zapewniła mu spokojnego dzieciństwa. Szybko rozstała się z ojcem Pawła, chłopiec miał wtedy 3 lata. Od czasu rozwodu nie widział taty, tę rolę pełnił po trosze jego dziadek, ojciec Magdy. Wspólne wakacje, wyjazdy na mecze piłkarskie, rozmowy… Magdzie wydawało się, że jest dobrze, że syn ma stabilną emocjonalnie sytuację. I Paweł wydawał się być szczęśliwy. Ale razem z wiekiem dojrzewania pojawiły się pierwsze problemy. Ryzykowne zachowania, eksperymenty z alkoholem, nieciekawe towarzystwo… Chłopak coraz bardziej oddalał się emocjonalnie od matki i dziadków. Z dnia na dzień stracił zainteresowanie nauką, porzucił sport.Rozmowy z pedagogiem, z psychologiem, narady rodzinne, prośby, grozby – nic nie przynosiło pożądanych zmian. W wieku 16 lat Paweł rzucił szkołę. I zaczął się prawdziwy dramat. Rano chłopak spał do południa, a kiedy Magda wracała z pracy wychodził „na miasto” z nowymi znajomymi. Do domu przychodził w środku nocy lub nad ranem. Nic nie tłumaczył, nie mówił o której wróci, nie miał planów na przyszłość. Zaczął żyć z dnia na dzień, oczywiście na koszt matki.
Uzależnienie od alkoholu pojawiło się szybko, ale Paweł nie był agresywny, nie awanturował się. Powoli, po cichu, staczał się, coraz bardziej zamykając się w sobie. Rodzinnie postanowili, że trzeba zamknąć go w specjalnym ośrodku. Uciekł z niego po tygodniu. Płakał, że nie chce, że cierpi, że to nie jest miejsca dla niego. Obiecywał, że wytrzyma, że będzie się leczył na spotkaniach AA. Magda płakała razem z nim. Powiedziała sobie, że już nigdy go tak „nie zostawi”. Przez miesiąc po powrocie syna do domu był względny spokój. Matka udawała, że nie widzi jak Paweł wyciąga jej pieniądze z portfela i udawała, że nie czuje od niego alkoholu. On udawał, że terapia go wciągnęła, że przynosi efekty. W rzeczywistości wcale w niej nie uczestniczył. Potem chłopak zniknął po raz pierwszy. Pojechał nad morze, do znajomych. Tam mógł swobodnie pić, tam nikt go o nic nie pytał, nie kontrolował. Pieniądze jednak szybko się skończyły, dobre relacje z przyjaciółmi również. Paweł pojawił się w domu którejś nocy, brudny, wychudzony, śmierdzący alkoholem. Magdzie pękło serce. Jak mogła do tego dopuścić?
Ta historia powtarza się jak zaklęty krąg. Paweł wraca do matki, przez tydzień – dwa jest spokój. Znajduje jakąś dorywczą pracę, ale po pierwszej wypłacie ” idzie w tango”. W lipcu Paweł skończył 23 lata. Jest w bardzo złej kondycji fizycznej, ale nie pozwala sobie pomóc, nie chce wyjść z uzależnienia, nie chce z nim walczyć.
Co robi Magda? Próbowała wyrzucić Pawła z domu, bo to poradził jej ojciec. „Skoro nie uczy się, nie pracuje, żyje na twój koszt, to musi dostać prawdziwą szkołę życia, spaść na dno”- mówił. – „Teraz wie, że ma gdzie wrócić, nie boi się o przyszłość, nic go nie motywuje”. Ale Magda nie potrafi Pawłowi zamknąć drzwi przed nosem, nie umie być konsekwentna. Ma w sobie ogromne poczucie winy, uważa, że życie syna byłoby inne, gdyby została z jego ojcem. Czuje się odpowiedzialna za Pawła, za jego chorobę, za beznadziejną sytuację, w której się znalazł. I tak będzie go ciągnąć za rękę dopóki starczy jej sił.
Kasia, córka Wioli ma 32 lata. I sześcioletniego syna, którego „nie chciała”. Zaszła w ciążę w przypadkowym facetem, z resztą o żadnej ciąży nie miało być mowy. Lekarz powiedział Kasi, że ze względu na rzadką chorobę nie będzie mogła mieć dzieci. Kiedy okazało się, że jest w czwartym miesiącu, była zrozpaczona. Dziecko nie pasowało do jej stylu życia. Ona kocha wolność, brak ograniczeń. To, że można wsiąść w samochód w górach i pojechać nad morze jeszcze tego samego dnia. Żyć z dnia na dzień, bez planowania. Pracę przecież zawsze można zmienić. Mieszkanie też. A dziecko? Oddać babci.
Wiola trochę ją tłumaczy. Że to był szok, że ona przecież nie chciała mieć dziecka. Że urodzenie Maksa zmieniło jej życie. Ale przecież właściwie nie zmieniło. Bo Maksem od urodzenia zajmuje się Wiola. A mama go jedynie „bierze” na tydzień, dwa „do siebie”. Dom dla Maksa to dom babci. Babcia to właściwie mama. Kasia odpowiedzialności za dziecko nie wzięła. Ona nawet nie czuje z nim prawdziwej więzi, traktuje syna bardziej jak zabawkę. Wyjeżdża z nim czasem na weekend, ale to ją męczy. Kupuje zabawki, płaci za przedszkole. Ale nie ma jej przy Maksie, gdy mały jest chory, nie trzyma go za rękę, gdy dziecko budzi się niespokojne w nocy. Woli, żeby dziecko mieszkało u babci. Ona je tylko „odwiedza”. W zeszłym miesiącu wyjechała na długi urlop, z koleżankami. Maks został u babci, bo „mama musi odpocząć”. Wiola nie chce osądzać córki, postępuje instynktownie. Dziecko musi mieć stabilny dom, a jej córka go mu nie zapewni. Tak jest dla niego lepiej.
Magda nie naprawi życia syna. Będzie przy nim trwała, będzie go karmiła, dawała pieniądze, dopóki tylko będzie w stanie. Wiola, choć coraz starsza, wychowa wnuka jakby był jej rodzonym dzieckiem. Obie kobiety miały jakieś plany, marzenia, owszem. Ale poświęciły je dla swoich dzieci. Przejęły całkowicie odpowiedzialność za ich życie. Magda nie rozumie, że jedynie Paweł może się „uratować”. A Wiola mówi „przecież Maksia nie oddam, on tam nawet nie ma własnego kąta”.