Załóżmy, że poznali się w pociągu. Ona czytała książkę, on gazetę, w pewnej chwili zapytała go, czy może postawić kubek z kawą na stoliczku przy oknie, przy którym on siedział. – Oczywiście – odpowiedział. – Nie wiem tylko, czy nie wypiję Pani tej kawy, tak ładnie pachnie. – To kardamon – uśmiechnęła się – zawsze biorę ze sobą w termosie. Nie lubię kawy z Warsu. – Ja też nie – przytaknął. – Ta śmietanka z proszku jest nie do zniesienia. I tak dalej. Dalej o sposobie robienia kawy, ekspresach, ziarnach i plantacjach kawy. Wysiadają na Dworcu Centralnym pewni, że jeszcze się spotkają. Potem są spotkania, miłość, słowa, nawet plany. Kto jak by nazwał swoje dziecko i czy wolałby chłopca czy dziewczynkę. Kocham cię. Ja ciebie też. Jesteś wspaniała. Najlepszy.
Kawiarnia w centrum miasta. Nie widzieli się od miesięcy, on wyprowadził się w maju. Trzasnął drzwiami, a ona rozwaliła telefon, który roztrzaskał się o framugę. Nienawidzę cię. Ja ciebie też. Jesteś najgorszym człowiekiem na świecie. I tyle po miłości.
On wchodzi z kobietą, którą dopiero co poznał, ona siedzi z koleżankami i piją Prosecco. Jest gorąco, a alkohol przyjemnie szumi w jej głowie. Widzi go nagle i serce zaczyna walić mocno, chciałaby wstać i złapać go za twarz, przytulić głowę do ulubionej białej koszuli, którą założył na spotkanie z tą dziewczyną. Wpatruje się w niego, aż ją zauważa. Jego twarz na chwilę nieruchomieje, ona ciągnie go do stolika. Odwraca głowę. Niech się gapi obca baba. Obca baba. Obca baba.
I w ten o to sposób najbliżsi sobie stają się najdalsi
Obcy on lub obca ona, bo wersje są różne. Czasami spotykają się na imprezie, a ona mija go obojętnie, jakby był nieznajomy, który wpadł do wspólnych znajomych. Czasami on rzuci jej pogardliwe spojrzenie, gdy przemknie obok niej w pracy. Napisze „odwal się”, a ona, że jest ch**em. Słowa zamieniają na inne, uczucia też. Lata spędzone razem w nicość, tak jakby nie było tego czasu, tych planów, tej bliskości, która sprawiała, że było im najlepiej na ziemi. – Nie zapominaj o mnie – przypominała jej mama, gdy bujała w obłokach i nie potrzebowała nikogo innego do rozmów. – Jest moim przyjacielem – dumnie mówiła swojej starej przyjaciółce – wiemy o sobie wszystko.
I nagle tego nie ma. Rozpływa się w żalach, pretensjach i wzajemnej nienawiści.
Bo on był nie taki, a ona nie taka. Oszukał albo oszukała. Ktoś wybrał inaczej. Ktoś przestał kochać. Ktoś przestał wierzyć we wspólny plan życia. Zdarza się. I boli prawie zawsze. Czasami boli tak bardzo, że wyrywa nam płuca. Wiem, trudno wtedy serdecznie się przywitać, ale na szczęście każdego dnia boli mniej, aż przestaje. Lub tylko delikatnie pulsuje na myśl o nim, we wspomnieniu lub właśnie w tej kawiarni, gdy on lub ona pojawi się nagle.
Wielu z nas nie umie się rozstawać.
Odchodzimy z krzykiem, bo tak jest łatwiej
Dupek. Idiotka. Kłamczuch. Manipulantka. Synek Mamusi. Księżniczka. Myślenie o nim/o niej najgorzej chroni nas to przed tęsknotą, której nie możemy znieść. Snujemy opowieści, w których on jest oprawcą, manipulantem, egocentrykiem – aż nasuwa się pytanie, z jakiego więc powodu była ta miłość, te lata, ten związek. Jak to w ogóle możliwe? Dewaluacja partnera to złudny mechanizm, który odracza smutek na jakiś czas. Zamiast pozwolić nam przeżyć żałobę, zamyka nas w hipokryzji. Niepotrzebnie. Nie da się zapomnieć, że będąc złym, był on także dobrym. Będąc narcyzem nie do zniesienia, zachwycał nas do utraty tchu. Będąc egoistą w tym związku, pozwalał nam czuć się ważnym, potrzebnym. Kochamy za coś, a nie za nic. I prędzej czy później to „coś” do nas wraca.
Mam wiele pięknych wspomnień ze swoich relacji. One są częścią mnie i nikt mi ich nie zabierze. Czasami, gdy słucham Go, a nie wiem, co się z nami stanie, myślę o tym, że właśnie wypełniają mnie te słowa, szczęście, uświadomienie lub zachwyt. To, co trudne i to co najprostsze, tak wiele przecież uczymy się od siebie nawzajem. Część najważniejszych dla mnie osób zostaje we mnie na całe życie. Biały kubek do kawy, bo tak lubił. Ścinanie jajek w jajecznicy tak, jak mnie nauczył. „Mapa terytorium” Houellebecqa. Co się wydarzyło w Madison County. Sześć stóp pod ziemią. Ameryka. Plaża w Dubaju i najlepsze kalmary w pomarańczowym sosie. Opowieści o wojnie i skakaniu z materacy u babci. Układanie opowieści z guzików. Mozzarella w pomidorach zawinięta w szynkę parmeńską. I pieczarki z chili i cheddarem.
Dać sobie tak wiele i na zawsze, a potem zamienić w obcość. Głupie. Smutne. I złe. To jakby przekreślić kawałek swojego życia, a nawet część siebie. Wyrwać łopatą z wnętrzności i czekać aż dziura wypełni się nową jakością – czy tym razem na zawsze?
A gdyby tak pozwolić temu zostać. Znaleźć mu intymne miejsce, tak by nie zawadzało na co dzień, ale miało prawo istnieć, czerpać z tego co najlepsze. Być mądrzejszym, bogatszym, różnorodnym poprzez tych, których kochaliśmy, z którymi spędziliśmy miesiące i lata. Mieć w sobie ich historie, punkty widzenia, doświadczenie i wyjmować z tego fragmenty wedle upodobania. Powiedzieć sobie „Szkoda, że się nie udało zostać na zawsze, ale dziękuję ci za to i za to i za to też. Zawsze będziesz dla mnie ważny”. Tak samo jak ważny był ten czas, te chwile i tak samo jak ja jestem ważna dla siebie ze wszystkim, czego się do ciebie nauczyłam.
Rozstać się dobrze, to wielka rzecz
Spotkać za jakiś czas w kawiarni w centrum i uśmiechnąć czule. Palant z ciebie, ale uroczy. Przytulić się jako znak pamięci, poczuć znajomy zapach i wciągnąć go swobodnie nosem. Ukradkiem wytrzeć łzę, łzę zwyczajną i zrozumiałą, bo przecież miłość jest częścią rozstania, tak jak rozstanie bywa częścią miłości. A jeśli nadal boli, nie musisz zrobić więcej ponad to, by skinąć głową na jego widok. Jako wyraz szacunku. Tak naprawdę dla siebie samej.
Ktoś kiedyś napisał, że rozstając się z partnerem poznajesz nie jego lecz samego siebie. Warto więc pomyśleć, co nasze rozstania mówią o nas samych.