Nie rozmawiamy. Nie rozmawiamy odkąd pamiętam. To znaczy mówimy – oboje. Mówimy o tym, co trzeba kupić, czego brakuje w lodówce. Że młody wyrósł z butów i że trzeba będzie mu załatwić jakiś obóz na lato. Że remont, że wakacje, że święta. Że samochód. I tyle. Potem ty siadasz przy swoim komputerze, a ja przy swoim. Pracujemy. Ja trochę udaję, bo gdzieś w środku marzę o tym, żeby porozmawiać. Ale już coraz mniej. Coraz bardziej jest mi wszystko jedno.
Są jeszcze dni, kiedy zaczynam wariować. Przecież nie można być razem tyle lat i nie rozmawiać. Kątem oka widzę, że z innymi jednak umiesz. Z tą „nową” z pracy rozmawiacie nawet o polityce. O tym, że się zrobiło ciepło i jest pięknie. Że dobrze jej w nowej fryzurze i że fajnie będzie jak ktoś tam dołączy do waszej ekipy. Kiedy ostatnio powiedziałeś mi, że w czymś dobrze wyglądam? Nie pamiętam. Może nigdy? Nie potrafię się nie porównywać, nie zazdrościć, nie widzieć.
Czasem wychodzisz i nie mówisz gdzie idziesz. Czasem dzwonisz i mówisz, że wracasz, częściej nie. Wiesz przecież, że tu jestem, że czekam, że nigdzie nie odejdę. Są dzieci. Jesteś „bezpieczny”, a nie lubisz zmian. Zresztą, gdzie miałabym pójść? Dokąd?
Próbowałam rozmawiać. Przygotowywałam się do tych rozmów, zrobiłam notatki. Tyle jest między nami niewyjaśnionych sytuacji, dyle domysłów, niedopowiedzeń. Tak wiele wciąż nie wiem. Ile zarabiasz, co robisz, gdy wracasz do domu o wiele dłużej niż zazwyczaj. Jakie masz plany i dlaczego mi o nich nie mówisz. Dlaczego zmieniłeś kod w telefonie….
Nie wyszło. Obraziłeś się. Pomyślałeś, że atakuję. Nie zrozumiałeś moich intencji, nie zrozumiałeś w ogóle tego, co mówiłam. A tyle chciałam ci powiedzieć. Żeby było lepiej między nami. Żebyśmy przestali być dwojgiem ludzi, którzy ze sobą mieszkają. Żebyśmy byli parą…
Myślę, że masz romans. Chyba bardziej chciałabym, żeby tak było. Wtedy mogłabym podjąć decyzję, miałabym impuls, by odejść. Wyjść z tej emocjonalnej pustyni. Teraz właściwie nie mam żadnego argumentu, żadnego dobrego powodu. Przecież my tylko ze sobą nie rozmawiamy. Więc myślę o tym twoim romansie, odgaduję treść powiadomień na ekranie twojego telefonu. To ona napisała, znowu. Widzisz, z nią potrafisz…
Może nie widzisz problemu, może tobie tak wygodnie. Chcesz jedynie „świętego spokoju”. Ale ja chcę móc znów ci ufać. Chcę wiedzieć, co myślisz, co czujesz. Chcę wspólnie, a nie sama podejmować decyzje.
Niedługo kolejna rocznica ślubu. Nic się nie zmienia. Może tylko nasz dom przekształca się w krainę lodu. Za chwilę wrócisz, nie powiesz nic. Ja będę mówiła o szkole, o dzieciach. Może napomknę coś o mojej pracy. Przyjmiesz wszystko do wiadomości, rzucisz jakąś uwagę, pójdziesz spać, bo jesteś zmęczony. Nic sobie nie wyjaśnimy, nie podejmiemy próby uratowania związku. Twoim zdaniem nie ma takiej potrzeby. Dalej będziemy tak trwać z dnia na dzień, do kolejnej rocznicy i kolejnych świąt. Tylko z czasem dzieci staną się dorosłe, a przestrzeń między nami gigantyczna. Czy już jest za późno?