Podobno każdy z nas zasługuje na szansę. Podobno każdemu z nas szansa się należy, bo wszyscy popełniamy błędy. Dostajemy więc kolejne szansy od tych, którzy kochają, którzy budują z nami swoje życie. Od tych, którzy nie chcą z nas zrezygnować. Od tych, którzy się boją, że jeśli z nas zrezygnują, dla kogoś innego postaramy się bardziej.
„Wybaczyłam mu. Ostatni raz” – mówi przyjaciółka siadając smutnie przy moim kuchennym stole. Trochę jej głupio, ale już nawet nie bardzo. Znamy się dobrze. Obie wiemy, że te „ostatnie razy” można by już policzyć na palcach obu rąk. Ale ona nie wybacza DLA NIEGO, dlatego, że wierzy, że on w końcu zrozumie, zmieni się, postara wspólnie z nią tworzyć ich relację. Ona wybacza dla siebie, żeby ukraść jeszcze trochę czasu. Żeby nie musieć odejść już teraz. Bo, że kiedyś w końcu odejdzie – tego jest pewna.
Zna dobrze ten schemat. Przez kilka tygodni, może miesięcy, będzie jak w bajce. On jej powie, że „już nigdy” i że „już zawsze”. Przyniesie kwiaty, zrobi kolację i będzie tylko dla niej. Ona poczuje się wyjątkowo, tak jak kiedyś. Bardzo potrzebuje tych dobrych emocji. To dzięki nim łatwiej jej wmówić sobie, że warto z nim zostać. Że powinna zaczekać. Bo on potrafi się starać.
To jej „wybaczanie” to już taki cały ich rytuał. On zawodzi na calej linii, rani ją, ona pakuje jego walizki i stawia je w przedpokoju wynajmowanego wspólnie mieszkania. Ze łzami w oczach mówi: „to koniec”. On najpierw krzyczy, próbuje zrzucić całą winę na nią, aż w końcu, żegna się z nią bardzo teatralnie. I jeszcze te słowa puste, że była miłością jego życia, ale rozumie, że ona ma już go dość. Że jest cholernym dupkiem i absolutnie nie powinna z nim być.
Stanie jeszcze na chwilę, spojrzy jej prosto w oczy, a ona wtedy rozpłynie się, roztopi jak wosk. Przepadło. To teraz właśnie padną zdania okrągłe o ostatniej szansie, o miłości, tej prawdziwej. O tym, ile on ma szczęścia, że ją spotkał. I jak był głupi. A ona jaka dobra.
Nie odbierze telefonu od mamy, której jeszcze kilka godzin temu przysięgała „tym razem to koniec”. Skłamie, że położyła się wcześniej spać, bo bolała ją głowa. Napisze mi krótkiego SMS-a, że „rozmawiają”, że „jeszcze się zastanawia”, bo przecież jest zimno i pada, więc właściwie on mógłby się wyprowadzić dopiero jutro. A ja pomyślę jak zawsze, że gdyby naprawdę chciała, sama by odeszła. Już dawno. Ale ona uparcie wybiera inaczej. Wybiera jazdę tą dziwną kolejką górską emocji, bo wydaje jej się, że kiedy daje jemu kolejną szansę, to cokolwiek kontroluje, ma na coś wpływ. A jest przecież zupełnie inaczej. Ona jest więźniem tej sytuacji. Nie umie odejść.
Przyjaciółka powoli dopija herbatę. Za oknem zmierzcha. Trochę jak w jej związku, kiedy on przestaje się starać. Ale ona jest dobrej myśli. Może naprawdę wierzy, że tym razem ukochany tę ostatnią szansę wykorzysta? Lub przynajmniej, że w tym związku będzie dobrze o moment dłużej…