Uważam, że seks jest jedną z najlepszych rzeczy w byciu dorosłym. Musimy się martwić o rachunki, ubezpieczeni, emerytury, ale uwaga – mamy też orgazm. Wiadomo, że na początku każdej znajomości hormony buzują, najchętniej uprawialibyśmy seks na okrągło, non stop. Nawet, kiedy już zamieszkamy razem, to zachowujemy regularność. Dopiero z czasem seks jest rzadszy… zwłaszcza ten poranny.
To nasze prawdziwe życie, mamy pracę, obowiązki, dzieci, czasami jesteśmy zbyt zmęczeni, żeby jeszcze o seksie pomyśleć. Nie oznacza to jednak, że nasze podekscytowanie zniknęło, wciąć spotykamy się wieczorami w sypialni, ale czasami z żalem wspominam – co stało się z seksem o poranku. A, że jestem człowiekiem działania, a nie rozkminiania, umówiliśmy się z mężem na seks każdego dnia o szóstej rano.
Co się okazało?
Poranny seks jest niesamowicie energetyzujący. Nie lubię wstawać wcześnie, budzę się dodatkową kawą i trzy razy włączam drzemkę w budziku. Jednak seks szybciej wyrywał mnie z łóżka, przyspieszał moje tętno, miałam więcej energii do działania, to jak szybki poranny trening areobowy. Jeśli masz kłopoty z porannym wstawaniem – polecam – mniej kawy, więcej seksu!
Poza tym poranny seks to dobry nastrój – oboje to zauważyliśmy. Badania pokazują, że seks uwalnia oksytocynę (czyli hormon przytulania), przyjemny dla zdrowia środek chemiczny w naszym mózgu, który sprawia, że jesteśmy radośniejsi i częściej przytulamy się do naszych partnerów. Badania nie kłamią. To naprawdę działa.
Przyznaję, że były dwa dni w tygodniu, kiedy naprawdę miałem większą ochotę na sen niż na seks, ale gdy dałam się namówić, przełamałam się, bo obietnica, to jednak obietnica, nigdy nie żałowałam. Zastanawiałam się: „Jak mogłam chcieć wybrać spanie zamiast seksu?”.
Ósmego dnia nastawiliśmy budzik na „normalną” godzinę, ale dziewiątego wróciliśmy do naszego porannego rytuału. Polecam każdej parze. Poranny seks rozładowuje napięcie, daje poczucie bliskości i intymności i naprawdę wprowadza nas od otwarcia oczu w świetny nastrój na cały dzień.