Często trafiam w sieci na wynurzenia różnych kobiet. Najczęściej sprowadzają się one do: „Jestem taka nieszczęśliwa, pędzę z pracy do domu, zajmuję się bachorami, nic w życiu nie osiągnęłam, mój mąż pije, nie pomaga mi w niczym, a ja nie mam odwagi od niego odejść”. Czytam to wszystko i jestem zażenowana. Spotykam później takie sierotki w pracy. W każdej korporacji znajdzie się takich kilkadziesiąt – ciche, przytakujące i wiecznie umartwione.
Kilka tygodni temu byłam świadkiem ciekawej rozmowy w firmowej toalecie. Rozmawiały ze sobą dwie dziewczyny z mojego działu. Ledwie zamknęły się za nimi drzwi, zaczęły na kogoś nadawać. Już samo to świadczy o zerowym instynkcie samozachowawczym i jakimkolwiek obyciu – nie sprawdziły, czy przypadkiem nie ma kogoś jeszcze w tej toalecie.
Nadstawiłam uszu, bo ewidentnie obrabiały komuś dupę. Słucham i nie wierzę – gadają o mnie. „Co za suka. Musiała przy wszystkich na zebraniu wypominać, że to nie pierwsze moje spóźnienie. Karol to by olał temat, albo obrócił wszystko w żart, a ta k*rwa jak zawsze musiała się przyczepić. Lata w tych swoich szpilkach, że mało nóg nie połamie, żaden facet z nią nie wytrzymał i dlatego jest ciągle sama. Jakby miała męża i dzieci, to by wiedziała, dlaczego ludzie się czasem spóźniają lub muszą wziąć wolne”. Boże, jaką ja miałam wielką ochotę, żeby z przytupem wyskoczyć z tej ubikacji. Ta, co to mówiła, najprawdopodobniej dostałaby zawału. Jestem jej przełożoną.
Mimo to poczekałam aż wyjdą. Nie zrobiłam nic. Długo potem zastanawiałam się nad tym, co usłyszałam.
Tak, jestem zimną suką. Nie, nie uważam tego za obelgę. Szczerze mówiąc, to jeden z lepszych komplementów, jakie kobieta może usłyszeć. I to jeszcze z ust innej kobiety! Sukom po prostu się zazdrości – pewności siebie, stylu życia, wyglądu, osiągnięć. Tak, bo to właśnie zimne suki zdobywają to, czego pragną i to w każdej dziedzinie życia.
To one wyhaczają najlepszych facetów na studiach, to one dostają się na najlepsze staże, one szybko awansują w pracy. One znajdują czas na dbanie o swój wygląd, wizyty u kosmetyczki i na siłowni. One łamią męskie serca i rzucają ochłapy tym biednym sierotkom jak moje koleżanki z pracy.
Nie jestem zołzą. „Zołzą” można nazwać kobietę, która suszy mężowi głowę, że znów wrócił dźiabnięty po pracy. Suka czeka aż wróci, wręcza mu walizki i mówi: „Wróć z kwiatami i butelką wina, ale tylko wtedy, gdy przemyślisz swoje zachowanie”. Suka nie idzie na kompromis, nie nadstawia drugiego policzka, nie chowa się w cieniu. Ona dostaje to, czego pragnie i odrzuca to, co jej nie interesuje. Nie ma nagród pocieszenia i półśrodków. Gram va bank – wszystko albo nic.