Z nami miało być inaczej. My mieliśmy być wyjątkowi. Przez trzy lata naszego związku, nie przeszło mi przez usta słowo „romans”. Dla mnie to nie był jakiś „romans”, to była miłość, prawdziwa, szczera. A my byliśmy lepsi niż wszyscy wokół. Czy w ogóle istniało coś wokół? Ten związek był lepszy niż nasze małżeństwa, nasze dotychczasowe związki, przyjaźnie. Tylko my mieliśmy prawo być razem, na przekór wszystkiemu. Ba, powinniśmy rzucić to wszystko, zrezygnować z naszych żyć u boku innych osób, byle tylko być razem. Niezależnie od tego, ile miałoby to nas kosztować. Tak wtedy myślałam.
Znaliśmy się od dawna, byliśmy dobrymi przyjaciółmi w liceum, potem nasze drogi się rozeszły. Pierwsze spotkanie po 15 latach było dziwne. Pojawiłeś się na ślubie naszej wspólnej znajomej, byłeś z żoną i dzieckiem. Pomyślałam, że wyglądasz świetnie. Chyba poczułam żal, że wcześniej tego nie zauważyłam. Dlaczego sobie na to pozwoliłam? A można sobie nie pozwolić na emocje, na myśli?
Zaczęliśmy rozmawiać, pamiętam, jak zmuszałam się, żeby udawać swobodną. Ty nie byłeś spięty – miałeś w sobie ten wrodzony luz. No i całkiem fajną kobietę u boku. Okazało się, że mieszkasz za granicą, że przyjeżdżasz tu tylko czasem, okazyjnie. Nie przestawałam o tobie myśleć.
Zdziwiłam się, kiedy napisałeś do mnie kilka dni później. Ale tak się właśnie zaczął nasz związek. Od tych rozmów na odległość – o wszystkim i o niczym. Kończyliśmy swoje zdania, świetnie się rozumieliśmy. Zakochiwałam się, szybko, mocno. Byłeś lepszy od wszystkich. Pełna adrenalina. Czekałam na każdą twoją wiadomość, a ty nie przestawałeś pisać. W końcu dostałam to, na co czekałam od początku.
Przyleciałeś na weekend, całowaliśmy się na środku ulicy, nie myśląc o tym, że robimy coś źle, bo to była najbardziej naturalna rzecz na świecie – całować się w ty miejscu, w tym czasie. Miesiąc później wróciłeś, poszliśmy do łóżka. Tak już zostało. Co miesiąc wysyłałam męża z synem do teściowej za miasto. Nagle logistyka stała się moją mocną stroną.
Odtąd wszystko planowałam wcześniej – pakowałam plecak syna, mężowi opowiadałam bajeczkę o jednym weekendzie w miesiącu tylko dla mnie. Rozumiał, niczego się nie domyślał. Współczuł mi, że jestem taka zmęczona. Nie myślałam wtedy o nim, myślałam tylko o tobie, o nas.
Po sześciu miesiącach byłam gotowa od niego odejść. Kochałam cię bardziej niż kogokolwiek w życiu. Wyznawałam ci miłość kilkanaście razy dziennie, śmiałeś się, ale odpowiadałeś tym samym. Wierzyłam w ciebie, w nas. Przez cały ten czas nie mówiłam, że zdradzam mojego męża. Zdradą był dla mnie moje małżeństwo z nim. Zdradą naszej miłość, rzecz jasna.
To trwało prawie trzy lata. Kilka razy wyjechaliśmy razem na urlop, ale nigdy nie spędziliśmy razem świąt. Pilnowałeś, by nikt się nie dowiedział. Ja chciałam powiedzieć wszystkim.
Po tych trzech latach, pewnego dnia wysłałeś SMS: „Przepraszam, dłużej tak nie mogę”. Oddzwoniłam, nie chciałeś rozmawiać. Powiedziałeś, że potrzebujesz czasu. Sam rozumiesz, wiesz, jakie rozmowy zaczynają się od takich słów. Potem napisałeś maila, wyjaśniłeś to tak, jak umiałeś. Byłeś szczery do bólu. Napisałeś, że jesteś zmęczony ciągłym lataniem do Polski, strachem, że ktoś się dowie. Fizycznie zmęczony i psychicznie też. Dałeś mi jasno do zrozumienia, że od żony nie odejdziesz. I że to pożegnanie.
Kiedy odszedłeś przeżyłam załamanie. Nie potrafiłam ukryć łez, zapłakanej, zapuchniętej twarzy. Gryzłam paznokcie, żeby do ciebie nie pisać, nie dzwonić, nie błagać, żebyś wrócił. Schudłam 7 kilogramów, życie dosłownie straciło dla mnie sens. Bo tym sensem, na kilka lat stałeś się ty i nasza (moja?) miłość. Musiałam powiedzieć o nas Piotrkowi. Widział mój stan, martwił się. Na początku nie uwierzył. Widzisz, jaka byłam świetna, w ukrywaniu naszej tajemnicy?
Dzisiaj jestem sama. Za miesiąc moja pierwsza rozprawa rozwodowa. Czuję spokój, jestem prawie szczęśliwa, prawie spokojna.
O tobie myślę jeszcze, czasem chodzę naszymi ścieżkami. Wtedy boli, wciąż. Powraca do mnie myśl, że mogło być inaczej. Gdybyś był innym człowiekiem
To jednak był tylko romans, a nie wielka miłość. Wielką miłością darzył mnie mąż, który mi ciebie był w stanie wybaczyć, który prosił, bym została. Nie mogłabym mu tego zrobić. Uświadomiłeś mi, że go nie kocham, że jestem w stanie go skrzywdzić. Za to, jestem ci wdzięczna. Dzięki temu on ma szansę, by sobie jeszcze to życie ułożyć, by znaleźć kogoś, kto będzie go wart. Ja nie byłam.
Nie mam wyrzutów sumienia. Czuje się wolna. No, może prawie wolna, bo gdzieś w głębi wciąż jeszcze marzę o tobie. Otworzyłeś mnie na to kim jestem i pokazałeś mi, jaka mogę być, czego pragnę. Może kiedyś przestanę pragnąć ciebie.