Kiedy mnie poznał chciał mi wbić nóż w plecy – tak powiedział. W domu gdzie mieszkało około dwunastu dziewczyn, pięciu chłopaków i jeszcze na piętrze w podobnej ilości Bułgarów, musiało dochodzić do wszelkiego rodzaju spięć i nieporozumień. Wszyscy byliśmy tu w jednym celu zarobkowo-turystycznym. Wschodnie wybrzeże, Atlantic City, od strony oceanu ściana kasyn, gdzie każdy z nas miał zatrudnienie. Wszystko czynne było 24 godz. na dobę, więc w domu który wynajmowaliśmy na szczęście się mijaliśmy, dzięki zróżnicowanemu grafikowi.
Któregoś popołudnia, wracając do domu marzyłam o prysznicu. Człowiek się lepił od klimatyzacji w pracy i skwaru trzydziestostopniowego wraz z bryzy od oceanu na zewnątrz. Wchodząc do domu przywitałam się z zastanymi współlokatorami, jedni imprezowali, inni szykowali się do pracy, jeszcze inni odpoczywali. Łazienka wolna! Ucieszona zajęłam ją planując zrobić sobie małe spa. Maseczki, peelingi, balsamy, takie tam poprawianie urody. Łazienka była dość mała, okno uchylone by nie zaparowało, wyposażone w żaluzje które były tak skręcone by wpuszczać odpowiednią ilość światła, ale pod odpowiednim kątem z zewnątrz by nie było nic widać…
Związałam włosy, rozebrałam się i postanowiłam zrobić sobie peeling całego ciała, kosmetyk gruboziarnisty musiałam porządnie wcierać w suche ciało by uzyskać pożądany efekt jedwabistej skóry. Przed lustrem wcierałam brązowo-beżowy krem z „piaskiem”, by potem wskoczyć pod prysznic i go zmyć – taki miałam zamiar… Bardzo się wczułam, każdy centymetr mojego ciała postanowiłam potraktować tym cud – kosmetykiem nawet ryzykując zużycie połowy tubki. W momencie, gdy okrężnymi ruchami dotykałam moich piersi (bo przecież one też potrzebowały ujędrnienia w wieku dwudziestu paru lat – tak myślałam) usłyszałam zza uchylonego okna ochrypnięty, sapiący głos : ” Oh Yeee baby do it again „.
W jednej chwili chwyciłam ręcznik, zakryłam się nim, otworzyłam drzwi łazienki i wyleciałam z wrzaskiem na środek domu i w rozpaczy wykrzyczałam, że jakiś zboczeniec, że ohyda, że podgląda itd.
Ten co chciał mi wbić nóż w plecy, co delikatnie mówiąc – nie przepadał za mną, rodak, współlokator wysokości ok dwóch metrów, typowy samiec alfa, wstał jak poparzony, wtargnął do łazienki, jedną ręką podciągną żaluzje, spuścił swoje szerokie spodnie wraz z gaciami i kołysząc w prawo , w lewo swoim przyrodzeniem wrzeszczał : ” Do you like that??? dance of the elephant??!!”
Pokochałam go natychmiast, jak brata, przyjaciela, opiekuna, zbawcę! Stanął w obronie moich piersi, w takim stylu, że długo zapamiętane to było na ulicy Little Rock avenue, gdzie podglądał mnie jakiś stary, samotny dziad, weteran, mieszkający obok, który wszedł na balkon, na piętrze i miał świetny widok, ponieważ żaluzje pod tym kątem nie spełniały swojej roli.
Mój obrońca, gdy podglądacz czmychnął w głąb swojego domu, skończył swoje show, ubrał spodnie, odwrócił się do nas (wszyscy obecni się zbiegli rzecz jasna) i oznajmił, że nikt mu nie będzie lasek podglądał w domu, oczywiście tu i tam dodał zgrabne, polskie przekleństwo.
Dziękuję Ci Kamil! Tak oficjalnie, bo nasze spotkania po latach nie mogą się obejść bez przypomnienia tej historii.