Nagranie nr 1:
– Staś, powiedz mamie, co ona ci robi?
– Kto?
– Ewelina, ta pani od taty.
– No nic takiego.
– Na pewno? Mamie możesz powiedzieć.
– Nie wiem, chcę się bawić.
– Nie krzyczała na ciebie?
– Nie.
– A wtedy, jak zgubiłeś plecak?
– No trochę.
– Czyli krzyczała. Uderzyła cię?
– Nie, była zła tylko, że tata się zdenerwuje.
– Była zła i krzyczała, tak? Mamusi możesz mówić wszystko.
– Tak. Czy mogę już iść do pokoju?
– Tak, możesz ale pamiętaj, że mama cię bardzo kocha i nie da nikomu cię krzywdzić.
Nagranie nr 2:
– Kto cię zawiózł na zajęcia?
– Cisza.
– Tomek?
– Tak.
– Często cię zawozi?
– Cisza
– Tak tylko pytam, nie bój się (zirytowanie).
– Czasami.
– Aha. Lubisz go?
– Nie, nie wiem.
– Możesz go lubić, to mąż mamy. To lubisz czy nie?
– Powiedziałam, że nie wiem (zdenerwowanie).
– Wiesz, że tata jest tylko jeden?
– Wiem. Po co mi to mówisz?
– Abyś pamiętała zawsze, że tata cię kocha.
– Przecież wiem. Ciągle to mówisz.
– Tomek to nie twój tata.
– Wiem!!!!
I tak dalej. Każdego dnia w bardzo wielu, nawet nie zdajemy sobie sprawy w jak wielu rodzinach odbywają się podobne rozmowy. W codzienności, która zamienia się w wojnę podjazdową najbardziej cierpią dzieci. Dzieci szarpane, dzieci inwigilowane, dzieci stawiane w roli mediatora, rozjemcy, czasem zdrajcy. Zamieniają swoje 7,8 lub 10 lat na dorosłość. „Co mama mówiła?”. „Nie powiedziałeś, prawda?”. „A oni śpią razem?”. Stają się szpiegami rodziców, których kochają najbardziej na świecie, a ich serca pękają na pół. Dosłownie.
Nie, to nie jest żadna tak zwana Polska B. Ich rodzice nie mają czerwonych od alkoholu nosów (czasami tak), w domu nie ma patologii, którą tak chętnie wytłumaczylibyśmy tę rzeczywistość. „Biedne dziecko. To patologiczna rodzina”. Otóż nie. To taka sama rodzina jak moja lub wasza. Codziennie rano zakładają wyprasowane koszule, zjadają płatki z mlekiem, popijając kawą z ekspresu, wyciągają auto z garażu i jadą do swojej mniejszej lub większej korporacji. A dziecko? Pakuje swój plecak, zabiera lunch box z kanapkami i bananem, zamyka buzię w ciup i podjeżdża pod prywatną lub społeczną szkołę albo co najwyżej dobrą państwową. I tam pomiędzy przerwami, rozmowami z kolegami, wf-em, który uwielbia – magluje w swojej biednej małej głowie domową historię. Czy dobrze zrobiło, że nie powiedziało? Dlaczego mama jest smutna? Czy tata obraził się, bo pojechał z Tomkiem, Antkiem czy Janem na zajęcia? Czy tata sobie nic nie zrobi, a mama? Czy nie jest podły, że polubił Justynę? Czy ona naprawdę zabrała tatę? Co zrobić, żeby dali mu spokój? Dlaczego nie jest jak wcześniej?
„On się łatwo irytuje”- zwraca uwagę wychowawczyni. „Janek? Niemożliwe. To takie spokojne dziecko”. „Zosia jest smutna ostatnio, izoluje się od rówieśników”. „Zośka, nasz Zośka? Przecież to dusza towarzystwa!”. „Pola nie chce chodzić do szkoły. Czy coś się dzieje w klasie?”. „Nie, proszę pani. A w domu u państwa wszystko w porządku?”. Dzieci, które mają rozdarte serca nie mogą w spokoju rozwijać się i uczyć. Nie mają energii, by nawiązywać relacje. Nie mają motywacji i chęci do odkrywania świata. Cała ich energia skupiona jest na walce rodziców. Tak naprawdę nie chce im się żyć.
– Wie Pani, gdybym mogła, to by mnie już nie było.
– To znaczy?
– Umarłabym. Może wtedy przestaliby się kłócić.
– To nie jest dobry pomysł.
– Nie? A mi się wydaje czasami, że najlepszy. Nic nie działa. Nawet gdy choruję, awanturują się nad moim łóżkiem. Ostatnio musiałam chora jechać do taty, bo zaczynał się jego tydzień. Wymiotowałam w taksówce.
A rodzice? „Pani nie rozumie. Jak mam zachować spokój i mówić o nim dobrze, gdy mnie zdradził, upokorzył, zniszczył mi życie???”. To pytanie pada najczęściej. A za nim ból, niedowierzanie, poczucie niezrozumienia. Bo przecież każdy ma prawo do uczuć. Szczególnie w takiej sytuacji. Ale. No właśnie jest to jedno „ale”, którym jest dziecko. Które to dziecko ma potrzebę kochania obojga rodziców. Ma potrzebę widzieć ich jako dobrych, ba, niemal idealnych. Ma potrzebę nie wiedzieć wszystkiego. A czasami, mam wrażenie, stają się partnerami, sojusznikami w tej krzywdzie (wiem) oczywistej. „Mam powiedzieć mu, że ojciec jest wspaniały? Ten ojciec, który nas zostawił?!”. „Nie, wystarczy, że nie powie pani, że jest zły. To będzie wspaniałomyślne”.
Być wspaniałomyślnym rodzicem znaczy kochać swoje dziecko bardziej niż siebie. Zająć się nim bardziej niż własną krzywdą. Poświęcić, by je uratować. By mogło kochać w swoim życiu bez obciążeń. By dorastało w świadomości, że być może jego rodzicom się nie udało, ale ono ma szansę na dobry związek. Że było kochane. Że rodzice są w porządku, mimo iż ze sobą nie mogli wytrzymać. Że tata lub mama robili czasem głupie rzeczy, sprawiali może, że drugie płakało, ale w gruncie rzeczy to fajni ludzie (przecież każdy z nas robi czasem złe rzeczy, niestety). „Czy mam kłamać, że wyjechał zamiast powiedzieć, ze ma nas w dupie?”. Mogę odwrócić pytanie „Chciałaby pani myśleć, że pani tata wyjechał czy że miał panią w dupie, gdy miała 6 lat?”. Odpowiedzi są proste, choć wymagają od nas „złamania”. Tak, dosłownie, złamania potrzeby sprawiedliwości społecznej, zadośćuczynienia, prawdy. To jedyna taka sytuacja, gdy nie można być do końca w zgodzie z samym sobą. Gdy z bolącym sercem, trzeba odpowiedzieć przez zaciśnięte zęby „Tak, tata cię kocha bardzo”.
Kochani rodzice, ja wiem, że rozpad rodziny to dramat. Wiem też, jak boli bycie oszukanym, zdradzonym, pozostawionym. Boli bardzo. Wiem też, jak trudno jest zacząć nowe życie, gdy ten, którego kochamy musi być w nim obecny do końca życia: ojciec lub matka naszych dzieci. Gdy jesteśmy z nim związani i nic nie możemy z tym zrobić (do cholery jasnej). Wiem, jak bolą rozstania z dziećmi, którym świat dzieli się na pół. Wiem, jak ważne jest mieć jeden dom i do niego wracać.
Życie jednak płata nam różne figle. Jeśli płata je nam, to także naszym dzieciom. Płacą za nasze krzywdy i za nasze błędy. Ale to od stuleci to się nie zmieniło. Zawsze tak było i będzie. Bo dajemy dzieciom zarówno to, co dobre, jak i złe, a życie ich wcale nie będzie inne od tej rzeczywistości. Będzie i dobre i złe.
Możemy jednak wiele. Możemy w tych przeciwnościach losu być przewodnikami mądrymi. Możemy wykazać się taką dojrzałością i wspaniałomyślnością, by chronić je za wszelką cenę od jednego. By ich serce nie zostało złamane na pół. Ich światy mogą być dwa, domy dwa, dwa pokoje, dwa plecaki, dwa koty i dwie nianie, ale serce zostawmy w spokoju. Najważniejsze dla każdego dziecka jest to, by miało prawo kochać obydwojga rodziców. By nie musiało ukrywać radości ze spotkań z nim (a więc i jego rodziną), By mogło być dumne z jego osiągnięć. By w spokoju spędzało z nim czas, nie myśląc o tym, że w tym czasie jego mama lub tata płacze z tęsknoty.
Dziecko ma prawo:
- Kochać swojego rodzica (jednego i drugiego).
- Myśleć o nim dobrze.
- Nie współuczestniczyć w krzywdzie drugiego rodzica (nie być świadkiem jego rozmów, krzyków, obgadywania przez telefon z przyjaciółkami itd.).
- Lubić/kochać jego partnera/partnerkę (i nie ukrywać tego!).
- Przyjaźnić się z jego/jej dziećmi.
- Cieszyć się, że tam spędza czas.
- Nie tłumaczyć się z radości bycia w swoim drugim domu.
- Nie odpowiadać na zbyt wiele szczegółowych pytań, co robili, jak i gdzie.
- Nie opowiadać o swoim emocjach w stosunku do rodzica i jego rodziny.
- Mieć prawo w każdej chwili zadzwonić, spotkać się z rodzicem, nawet jeśli to nie jego tydzień!
- Mieć stałą potrzebę utrzymywania kontaktu.
- Myśleć o nim, gdy wyjeżdża, chcieć mu kupić pamiątkę z podróży (także dla jego partnera/partnerki).
- Wymieniać sms’y z partnerem/partnerką rodzica. Mieć jej/jego zdjęcie. Trzymać prezenty od niej/niego.
- Na pytanie czy go lubisz- może odpowiedzieć „tak”, „nie” lub „nie wiem”.
- Tęsknić za rodzicem, co nie oznacza, że jest mu źle teraz. Tęsknota jest częścią braku drugiego rodzica na miejscu.
- Ma prawo złościć się, że jego życie się zmieniło i wciąż wędruje z walizką z jednego domu do drugiego. To, że dziecko się złości nie oznacza, że jest nieszczęśliwy. To dyskomfort.
- Widywać dwoje rodziców, jeśli są w stanie zaspakajać potrzeby dziecka, tyle samo! Zarówno tata, jak i mama mają prawo widywać swoje dziecko jak najczęściej, tyle samo, co drugi rodzic.
- Mieć nadzieję, że rodzice będą ze sobą rozmawiać normalnie, a nawet kiedyś pójdą razem na lody.
- Może mieć nadzieję, że do siebie wrócą i ma prawo być rozczarowanym, jeśli tak nie będzie.
- Ma prawo do szczerości, tak. Ale takiej, jaką udźwignie na miarę swojego wieku!
Tęsknota, ból, cierpienie, krzywda, chęć zemsty, rozczarowanie, złość, zazdrość, zawiść, agresję – zostawmy w dorosłości. Własnej. Mamy przyjaciół, terapeutów, rodzinę. Im wylewajmy żale i najgorsze epitety. Żadne dziecko tego nie uniesie i żadna terapia go z tego nie uleczy. Jeśli chcesz zrobić coś najlepszego dla swojego dziecka- pozwól mu być dzieckiem.
– Miałem dziwny sen, proszę pani.
– Tak, jaki?
– Śniło mi się, że jestem w zamku, a tam było wiele komnat.
– Hmm?
– I ja przyjechałem tam z całą rodziną i przyjaciółmi. Była także Justyna z tatą i jej dzieci.
– I mama?
– Tak, śmieszne prawda? Byli razem wszyscy.
– I co robiliście?
– Właśnie to było dziwne, bo ja chodziłem od komnaty do kolejnej komnaty, a oni powoli znikali.
– Rodzina?
– Wszyscy. Po kolei. A do tego ja zdejmowałem ubrania w kolejnych pokojach.
– Rozbierałeś się,tak?
– Dokładnie.
– Było ci smutno, że oni znikają?
– Nie wiem, czy smutno. Bardziej się bałem, że zostaję sam.
– Aha.
– W ostatniej komnacie zdjąłem wszystko i tam była maska i płetwy, jakbym miał iść na basen.
– I co?
– I jak otworzyłem ostatnie drzwi, to zobaczyłem wodę. Taki ocean bez granic. Nie było widać lądu z żadnej strony.
– I co zrobiłeś?
– Zacząłem pływać, ale trochę się bałem. Było ciemno i byłem sam.
– I nikogo nie było obok ciebie?
– Nie. Ale nagle oni wszyscy wyłonili się z wody i otoczyli mnie kołem. Złapali się za ręce wokół takiej liny, którą trzymali.
– A ty gdzie byłeś?
– W środku.
– Jak się czułeś tam? Bałeś się nadal?
– Czułem się dobrze, ale bałem się, że znikną.
– I jak się skończył ten sen?
– Właśnie tak. Chciałem się już obudzić.
Nie pozwól, by twoje dziecko chciało się obudzić ze złego snu, jakim stało się jego życie.