Go to content

Prof. Urszula Dudziak i WDŻ? Rośnie nam przyszłe pokolenie, które na siłę chce się wychować w zaścianku

Prof. Urszula Dudziak i WDŻ? Rośnie nam przyszłe pokolenie, które na siłę chce się wychować w zaścianku
Fot. iStock / Stepan Popov

Odnoszę czasami wrażenie, że żyjemy w przekonaniu, że jeśli o czymś się nie mówi, to to nie istnieje. Tak jest z seksem wśród młodzieży. W ostatnich dniach wszyscy są oburzeni wyborem profesor Urszuli Dudziak na eksperta mającego przygotować podstawę programową do zajęć z Wychowania do Życia w Rodzinie – popularne WDŻ.

Skąd to oburzenie? Pani profesor jest blisko związana z telewizją Trwam i Radiem Maryja, właściwie bez żadnych  skrupułów otwarcie mówi o tym, że antykoncepcja to zło, bo właśnie antykoncepcja jest przyczyną zdrad i rozwiązłości.

Wybuchło społeczne oburzenie, że jak ktoś taki może decydować o tym, czego nasze dzieci będą się uczyć na lekcjach WDŻ. Aleksandra Józefowska z Grupy Edukatorów Seksualnych PONTON tłumaczy: – Rozgorzała dyskusja wokół pani profesor Urszuli Dudziak i jej poglądów, ale nie oszukujmy się, wybór tej osoby nie jest żadnym punktem zwrotnym w edukacji seksualnej dzieci i młodzieży. To raczej wzmocnienie pewnych trendów w tej edukacji.

Bo młodzież o seksie wie niewiele. Choć my dorośli chcielibyśmy myśleć, że jest inaczej, że zabawy w „słoneczko”, to jakieś wynaturzenia, pojedyncze przypadki, które nagłośniły media. A wystarczy poszperać w necie, by znaleźć zasady gry w kamienną twarz. Zabawa w skrócie polega na tym, żeby nie dać po sobie poznać, którego z chłopców dziewczyna pod stołem zadowala oralnie. Przeczytać można o konkursie – który z chłopców najdłużej wytrzyma z wytryskiem przy seksie oralnym. Jest zabawa w chlebek, oglądanie filmów porno na telefonach podczas szkolnych przerw. I nie są to odosobnione przypadki, o których chcielibyśmy myśleć, że nie dotyczą kolegów naszych dzieci, a już naszych dzieci to na pewno nie.

Wszystkie przejawy braku poszanowania własnej i cudzej seksualności, uprzedmiotowienia dziewczynek i chłopców do obiektów seksualnych jest wynikiem braku podstawowej wiedzy wśród młodzieży na temat seksu. Są przede wszystkim świadectwem ignorancji nas – dorosłych, którzy w to seksualne życie nie zamierzamy dzieci wprowadzać. „Same się dowiedzą”, „Jeszcze przyjdzie czas”, „Synu nigdy nie zapominaj o prezerwatywie” – na tym kończy się nasza rola – tak się nam bynajmniej wydaje mając nadzieję, że reszta jakoś sama się potoczy. W końcu z nami też nikt nie rozmawiał… No właśnie…

– Wybór profesor Dudziak, dla której antykoncepcja to zło, a jedyny słuszny model rodziny to ten, w którym kobieta i mężczyzna pozostaje w związku małżeńskim, gdzie seks służy głównie prokreacji, na eksperta w kwestii edukacji seksualnej dzieci i młodzieży pokazuje, w jakim kierunku program dla zajęć z WDŻ będzie szedł – tłumaczy Aleksandra Józefowska. – Jest to niepokojące, bo wiemy, że rzeczywistość jest dużo bardziej złożona. Rodziny wyglądają rozmaicie. Przychodzi mi do głowy list od nastolatki, który otrzymaliśmy kilka lat temu. Autorka listu na lekcji WDŻ usłyszała: „dzieci wychowywane w rodzinach niepełnych wyrastają na osoby nienormalne”. Po tej wypowiedzi nauczyciela dziewczyna wstała i powiedziała, że w jej klasie jest 11 takich osób. To tylko pokazuje, jak młodzież jest niepoważnie traktowana, jak chcę się jej na siłę przedstawić wyidealizowaną rzeczywistość, która nie istnieje.

Jak wielu rodziców interesuje się, czego na zajęciach z WDŻ uczą się ich dzieci. Grupa Edukatorów Seksualnych PONTON przeprowadza wśród młodzieży badania dotyczące opinii na temat oczekiwań i tego, jak prowadzone są lekcji dotyczące edukacji seksualnej. Okazuje się, że młodzież chce rozmawiać, ale bardzo często nie ma z kim. Główne zarzuty wobec WDŻ powtarzane przez nastolatków to:

– przekazywanie katolickiego światopoglądu osoby prowadzącej zajęcia, a nie rzetelnej informacji,

– brak możliwości dyskusji, gdyż słuszny i jedyny jest przekaż od nauczyciela, zdanie młodzieży się nie liczy,

– przekazywanie nierzetelnych informacji na temat chociażby antykoncepcji hormonalnej, o której w szkole dzieci słyszą, że powoduje raka, jest przyczyną niepłodności,

– brak wsparcia dla dziewczyn w ich rozwoju i seksualności, a wręcz pogłębianie stereotypów, gdyż często słyszą, że jeśli spotkają się z przemocą seksualną to powinny przyjrzeć się sobie, czy to one same nie sprowokowały takiej sytuacji swoim strojem, zachowaniem,

– wprost pojawiają się sugestie, że to kobieta jest odpowiedzialna za akt przemocy.

W raporcie PONTONU (całość można przeczytać TUTAJ) pojawiają się wypowiedzi uczniów:

„No [mówiła], że to nie jest masturbacja, tylko samogwałt. Że sami sobie tym szkodzimy, że źle to wpływa na psychikę i nie wiem, próbuję sobie przypomnieć słowa, no ale, że oczy się psują od tego […], w gimnazjum myślę, że to było takie, że to wybryk natury”.

„Łechtaczka? Nie, to chyba jakaś choroba”.

„Pornografia. O! I pani od razu zaniżała głos i opowiadała jakieś straszne rzeczy, jak [dzieci?] walczyły z pornografią. Powiedziała, że wolałaby przedstawić uczniowi, puścić gdzieś w Internecie czysty stosunek niż pozwolić na to, by jego mózg był niszczony przez pornografię. […] Pani jest dziwna, zasłony, zakryła okna i zaczęła nam mówić o pedofilach grasujących niby w okolicy. Uważajcie dziewczynki, bo jak was złapie, to nie wyjdziecie. Pani powiedziała, jak mieliśmy lekcję z chłopakami: uważajcie, żeby nie zrobić sobie dzieci za późno. Że dziewiętnaście lat to jest takie minimum, a dwadzieścia trzy to takie maksimum. W tym okresie możesz mieć dziecko, to będzie najlepsze”.

„Nasza pani byłaby super, jakby się mniej wstydziła i mogła wypowiedzieć słowo seks. Bo ona tak mówi, że wszystko jest jasne, ale to czasami tych słów nie używa”.

„Ja bym chciała, by pani ginekolog przyszła, jak już mamy rozdzielone lekcje. Bo przepraszam, ale myślę, że ona więcej wie, niż moja pani od WDŻ na ten temat”.

Edukacja seksualna naszych dzieci w szkole właściwie nie istnieje, choć jak wszędzie tak i tu zdarzają się wyjątki, nauczyciele podchodzący z szacunkiem do młodzieży wiedząc, jak ważną rolę odgrywa seks w naszym życiu. Tymczasem w większości szkół, a często i domów temat jest zamiatany pod dywan. Rodzice myślą: „szkoła im powie”, a szkoła uważa: „te zajęcia są nieistotne”. Bo tak naprawdę nikt nie ma kontroli nad tym, jaka wiedza i w jaki sposób przekazywana jest uczniom.

Zajęcia z WDŻ często odbywają się po lekcjach i są oddzielone godzinami wolnymi, tzw. „okienkami”. Młodzież nie chce zostawać w szkole czekając na godzinę nudnego „gadania”, z którego nie wyniesie nic istotnego, gdzie pani na słowo „prezerwatywa” będzie zasłaniać sobie usta.

Rośnie nam przyszłe pokolenie, które na siłę chce się wychować w zaścianku. Kobiety sprowadzić do jedynej słusznej roli matki-rodzicielki, a mężczyznom pokazać, że seks daje im władzę, bo nikt ich nie uczy szacunku do kobiet, a już na pewno nie wykształci go oglądanie w szkolnej toalecie filmów pornograficznych.

Dlatego zamiast się oburzać, bądźmy czujni. Warto dowiedzieć się, co wiedzą nasze dzieci, a co chciałyby wiedzieć, nie czekać, aż ktoś swoim światopoglądem wyryje w ich głowach powtarzane stereotypy. Nie chcesz, by twoja córka kiedykolwiek doświadczyła przemocy seksualnej – rozmawiaj z nią, wytłumacz, że NIE zawsze znaczy NIE. Chcesz, by twój syn traktował kobiety z szacunkiem – wytłumacz mu, że seks to nie tylko prezerwatywa w kieszeni i świadectwo męskości, że to miłość i czułość i prawo wyboru partnerki, z którą chce się seks uprawiać, a nie przelecieć, by dobrze wypaść w szkolnym rankingu.

Jeśli tak do tematu seksualności naszych dzieci podejdziemy, to żadna pani profesor im nie zaszkodzi.