Miało być pięknie. Mówiłeś, że nie chcesz dziecka, że moje całkowicie Ci wystarczy. Że „jakoś to będzie”, że się postarasz, przywykniesz, bo mnie kochasz i zdecydowałeś się spędzić ze mną swoje życie. No jasne, że to duża zmiana, ale przecież jestem najważniejsza, a mojego syna gotów jesteś pokochać. Przecież nie jesteśmy żadnym wyjątkiem, a takich rodzin jak nasza w wokół mnóstwo, prawda? A jednak, nie dajemy rady. Związek nam się rozpada, rzeczywistość nas przerasta. Ty, coraz bardziej sfrustrowany, ja coraz bardziej smutna, a gdzieś między nami on – mój trzyletni syn, zagubiony i niepewny sytuacji, w której się właściwie znalazł. Czy to coś trwałego, czy tak już będzie zawsze? Chyba raczej nie…
Pamiętasz, uprzedzałam cię. Mówiłam, że z dzieckiem żyje się całkiem inaczej. Że mam obowiązki, że Antoś budzi mnie wcześnie, często choruje. Kiedy spotykaliśmy się niezobowiązująco, każde wyjście z tobą było dla mnie jak święto. Prosiłam rodziców, by zostali z Antosiem, a ja byłam cała dla ciebie. Byłeś najważniejszy, a ja byłam wolna, przez te kilka godzin. Może to był błąd? Może od początku powinnam mówić o sobie jak o „pakiecie” matka + dziecko? Uświadomić ci, co to naprawdę znaczy związać się z samotną matką? Choć opowiadałam ci o tym, jak wygląda mój dzień, choć mówiłeś, jak mnie podziwiasz, nie rozumiałeś, kiedy po nieprzespanej nocy (Antoś złapał grypę żołądkową) dzwoniłam do szefa i pracowałam z domu. „Przecież to jakoś można zorganizować” – mówiłeś i prosiłeś, żebym wysłała ci swoje zdjęcie. Żyłeś w innej bajce.
Ale w końcu poznałam was ze sobą. Poszliśmy na plac zabaw, na lody. Miałam wrażenie, że spodobała ci się rola Antosiowego bohatera. Jego tata zmarł, kiedy byłam w ciąży, więc standardowym modelem rodziny była dla niego nasza dwójka – ja i on. Jedyny mężczyzna, jakiego znał Antoś był mój tata. No może jeszcze pan w przedszkolu, wesoły, młody nauczyciel. Mężczyzny u nas w domu nie było.
Wydawało mi się, że się zaprzyjaźniliście. Antoś dał ci pierwszego buziaka, zabraliście w piłkę. Nasz związek się rozwijał, postanowiliśmy, że się do nas wprowadzisz. Pierwsze tygodnie były fajne. Rokowaliśmy. Nie starałeś się być ojcem. Właściwie nie starałeś się w ogóle. Ja zajmowałam się synem, ty zajmowałeś się sobą. Kiedy Antoś zasypiał, czekała na mnie przygotowana przez ciebie kolacja. Kiedy wstawał, dyskretnie szykowałeś się do pracy. A w weekendy proponowałeś, żebym odprowadziła Antosia do dziadków. Zrobiłam tak raz, czy dwa razy w ciągu pół roku. Rozumiałam, że może być ci ciężko, że nie możesz przywyknąć do stałej obecności dziecka. Ale syn był dla mnie najważniejszy, jego uczucia także. Nie chciałam, by czuł, że traci coś kosztem mojego związku. Decyzję o twojej przeprowadzce do nas podjęłam z myślą o tym, że stworzymy rodzinę. Wierzyłam w to, że powoli uda nam się zbudować dom.
Mijały miesiące, sytuacja stawała się coraz bardziej skomplikowana. Z bólem serca widziałam, jak coraz bardziej nerwowo reagujesz na obecność mojego syna. Kiedy byliśmy sami, byłeś innym człowiekiem. Gdy pojawiał się Antoś, cały się spinałeś, twój wyraz twarzy się zmieniał. Odsuwałeś się od nas. Patrzyłam ukradkiem na twój wyraz twarzy
Zrozumiałam, że dorosły mężczyzna nie musi zaakceptować obcego dziecka, tylko dlatego, że kocha jego matkę. I że to dziecko nie musi pokochać partnera swojej matki.
Z Antosiem jest różnie. Czasem bywa zazdrosny, gdy mnie całujesz, czasem widzę, jak do ciebie lgnie, trochę z ciekawości, trochę z sympatii. On jednak bardzo dobrze wyczuwa twoją niechęć i jest coraz bardziej pogubiony. A ja nie mogę mu tego zrobić. Nie mogę pozwolić, by czuł się źle we własnym domu. Ostatnio budzi się w nocy i przybiega do mojego (naszego łóżka). Tego nienawidzisz. Przenosisz się natychmiast na kanapę w salonie. Antoś uspokaja się, zasypia w poczuciu bezpieczeństwa. Cicho przenoszę do jego łóżeczka, ale ty udajesz już wtedy, że śpisz. W głębi serca wiem, że czujesz się urażony.
Myślę, że to ty jesteś najbardziej nieszczęśliwy z naszej trójki. Widzę jak trudno ci zaakceptować tego innego, choć małego, mężczyznę z moim życiu. Jak się zawiodłeś – na sobie samym. Myślałeś, że dasz radę, ale jest inaczej. Czas płynie, nic nie zmienia się na lepsze. Między wami dwoma rośnie ściana.
Przykro mi, że nie pomyślałam o tym wcześniej. Że wprowadziłam do życia mojego dziecka olbrzymią zmianę – nową, tak mocno zaangażowaną emocjonalnie osobę. Że zgodziłam się na to wspólne zamieszkanie.
Może to dla nas wszystkich za wcześnie, a może nigdy nie będzie dla nas dobry czas?
Może szczęśliwy mógłbyś być tylko z kobietą, która nie miała wcześniej dziecka, które dopiero za jakiś czas ci je urodzi? Nie potrafisz zrozumieć, że dziecko hałasuje, że potrzebuje mojej bliskości, uwagi. Że, gdy jest chore potrzebuje czułej opieki i poświęcenia.
Może nigdy nie zaakceptujesz, nie polubisz mojego syna? Najbardziej boli, jak kłamiesz. Widzę jak się zmuszasz, kiedy on spontanicznie się do ciebie przytula, kiedy łapie cię za rękę. Twój kwaśny, niezręczny uśmiech zdradza prawdziwe uczucie. I myślę, że pora to zakończyć, dla dobra nasz wszystkich. Może kiedyś coś się zmieni. Ale jeszcze nie teraz, jeszcze nie dziś. Oboje potrzebujemy to przemyśleć.