Bartek był z Kasią cztery lata. Nie na tyle długo, by zdecydować o wspólnej przyszłości lecz wystarczająco długo by zgromadzić całą masę wspólnych wspomnień, przyzwyczaić się do siebie, zaprzyjaźnić, zbliżyć, a na końcu znudzić sobą. Potem w życiu Bartka pojawiła się Ania i okazało się, że są takie osoby, którymi nie znudzisz się nigdy.
Problemy zaczęły się wtedy, gdy Kasia ponownie zawitała w życiu Bartka, wówczas już przykładnego i szczęśliwego męża Ani. Żadnych tam niemoralnych propozycji, chęci powrotów albo przynajmniej zepsucia czegoś w związku byłego partnera. Zwykła próba odnowienia kontaktu z dobrym przyjacielem i chęć zyskania nowej znajomej w postaci jego żony.
Niestety Anka zareagowała podejrzliwie i nerwowo. Być może to przez negatywne doświadczenia (kiedyś chłopak zostawił ją dla swojej byłej), może dlatego, że do głowy nawbijano jej, że w przypadku przyjaciółek męża należy zachować szczególną ostrożność. Mur stanął od razu, pierwsza próba kontaktu ze strony Kasi (podczas imprezy u wspólnych znajomych) została odparta chłodem i koncertowym lekceważeniem. A mąż (Bartek) otrzymał zakaz kontaktów z Kasią innych niż w obecności żony. Koleżanki nie dziwiły się (dodatkowo Kasia była ciągle „niesparowana”, więc potencjalnie niebezpieczna), koledzy pośmiali, po czym między sobą przyznali, że z całą pewnością ich partnerki zachowałyby się w identyczny sposób. Miesiące mijały, Ania zazdrośnie przeglądała stare zdjęcia z wakacji Kasi i Bartka , kiedy jeszcze wcale nie był jej mężem, a oficjalnie udawała, że cała ta sytuacja „w ogóle jej nie rusza”.
Przełom nastąpił po pierwszej poważnej awanturze małżeńskiej, dotyczącej zaniedbywania żony oraz niechęci do po partnersku porozdzielanych obowiązków domowych. A poza tym okazało się, że Bartek potrafi być chamski i nieczuły. Anka, wściekła i zalana łzami usiadła w kafejce pod blokiem (rozmazanym tuszem przyciągając oczywiście uwagę nie tylko personelu, ale i popijających swoje latte bywalców lokalu). I tak jej myśli ruszyły następującym torem:
On się w ogóle nie nadaje do związku. Mógłby sobie sam żyć do cholery, a te brudy do mamusi wozić, a wieczorami leżeć na kanapie. Albo grać w te swoje gry.
Dlaczego ja wcześniej nie zauważyłam, że jest taki egocentryczny?!
Wcale nie jest taki przystojny, zwłaszcza jak się przebiera w te dresy do biegania. Ha, ha po co on je zakłada, ostatnio biegał chyba przed ślubem. Co się stało z jego zgrabna figurą?!
Jak ona z nim, u diabła, wytrzymała całe cztery lata (my jesteśmy małżeństwem tylko rok, a znamy się dwa i pół)?!
Szczerze mówiąc to nawet jej współczuję. Przeżyła swoje. Nic dziwnego, że jest sama.
Ciekawe, czy ona też mi czasem współczuje kiedy o nas myśli. Ale ja głupia jestem, ona pewnie wcale o nas nie myśli. Ma ciekawsze tematy. Właściwie to nawet wygląda sympatycznie.
W tym właśnie momencie narodziło się coś w rodzaju zalążka zgody na damskie porozumienie ponad podziałami. Ania uspokajała się stopniowo dopijając swoją zieloną herbatę. Pogryzając wypasiony sernik podjęła decyzję o zawieszeniu broni (albo też raczej zawieszeniu akcji bojkotowania). Nie w stosunku do męża, rzecz jasna, ale w stosunku do Kasi. Co ją do tego skłoniło? Zdaniem przyjaciółek, wewnętrzne poczucie, że nie ma o co kopii kruszyć. No i trzeba przyznać, że Bartek, nie pozbawiony cech wyprowadzających z równowagi, „odidealizowany” i rzeczywisty przestał się również jawić jako cudowne trofeum, którego trzeba strzec i pilnować, gdyby przypadkiem była narzeczona zechciałaby znowu po nie sięgnąć. W pewnych chwilach można było nawet „życzyć go” co mniej lubianym koleżankom ;).
Przy następnej towarzyskiej okazji Anka podeszła więc do Kasi z uśmiechem i zagadnęła od tak, na luzie. Tak jak się spodziewała, Kaśka okazała się całkiem miłą, fajną dziewczyną, w dodatku taktownie omijającą temat związkowych perypetii z Bartkiem. Nić porozumienia została związana, panie zostały bardzo dobrymi znajomymi. Jedynie Bartek patrzył na ich relację podejrzliwie. No bo czy to normalne by była narzeczona przyjaźniła się z obecną żoną? 😉