Go to content

To była miłość mojego życia. Wiem, że już nigdy nie będę tak kochać. Ale odeszłam, uciekłam

Fot. iStock

Chciałam wam powiedzieć, że ofiara przemocy to nie zawsze szara myszka, słaba kobieta, która pozwala, by facet ją tłukł, która nie wie, gdzie szukać pomocy i jak wydostać się z takiego związku.

Mówicie: „Nie rozumiem, jak ona może z nim być, jak może odmawiać pomocy”. I nie zrozumiecie, jeśli nigdy w takim związku nie byłyście.

Miałam 24 lata, gdy go poznałam. Byłam przebojową dziewczyną mającą dużo znajomych, nie stroniącą od towarzystwa. Lubiłam ludzi, lubiłam siebie. Znałam swoje mocne strony, wiedziałam, w czym jestem dobra, co jest moim atutem. O takich dziewczynach, jak ja mówi się, że szturmem zdobywają świat. I ja taką dziewczyną byłam, tak siebie postrzegałam. Świadomą swojej wartości. Pewną siebie. Ambitną. Dla której niemożliwe nie istnieje.

On był kilka lat ode mnie starszy. Dusza towarzystwa. Z tych przystojnych mężczyzn, którzy raczej nie są w moim typie, ale miał w sobie coś magnetycznego. Uwiódł mnie bystrością, inteligencją i poczuciem humoru. Mogliśmy przegadać całą noc. I seks – seks doskonały.

Chcesz kogoś poznać? Wyprowadź go z równowagi i obserwuj, gdy się zezłości. Obserwuj uważnie, wszystkiego się o nim wówczas dowiesz.

Był wybuchowy, miał łatwość wpadania w gniew. Był mistrzem manipulacji. Właściwie każdego potrafił sobie owinąć wokół palca, czym się później przede mną chwalił. Ludzi miał za nic, byli tylko do tego, żeby ich użyć do własnych celów. Ale wszyscy do niego lgnęli, lubili przebywać w jego towarzystwie, zależało im na jego przyjaźni. Tylko z jego strony nie było mowy o jakiejkolwiek przyjaźni. I bali się go. Bali się szału, w który potrafił wpaść…

Pierwszy raz uderzył mnie po trzech miesiącach. „Kocham cię, ale już nie mogę z tobą być” – powiedziałam wtedy będąc pewną, że to koniec. Ale były kwiaty, przeprosiny, że on już nigdy więcej. Mówi się, że po biciu następuje miesiąc miodowy. I nasz taki był. Cudowny. Myślę, że nigdy nie będę nikogo kochać, tak jak jego. Był miłością mojego życia.

Po roku zamieszkaliśmy razem. Pracowałam w jego firmie, więc właściwie większość czasu spędzaliśmy wspólnie. Był zazdrosny. Kiedy na imprezie siadał obok mnie facet, wzrok wbijałam w ziemię wiedząc i tak, co się wydarzy, co usłyszę: „Ty dziwko, poszłabyś z nim na pewno” krzyczał, kiedy bił. Gdy wstawałam z kanapy i odchodziłam jak najdalej, też bił i krzyczał: „Jesteś nienormalna, zachowujesz się jak jakaś psychiczna, kto by cię chciał”. Nie było dobrej opcji. Pretekst zawsze się znalazł. Zupełnie nie miało znaczenia, jak się zachowam, co powiem, co zrobię. On i tak będzie bił.

Uciekłam do mamy. Po trzech dniach do niego wróciłam. Nie potrafiłam bez niego żyć. Moja mama nie mogła się z tym pogodzić. Złożyła doniesienie na policję. Wyparłam się wszystkiego, powiedziałam, że to bzdura, że nikt mnie nie bije.

Przyjaciółkom opowiadałam, co on mi robił, co mówił. Zatykały uszy, płakały, bo nie chciały tego słyszeć. Tak, i chciały pomóc. Wszyscy mi chcieli pomóc. Mówili: „Odejdź od niego”, „Jak możesz z nim być”, „Czekasz aż naprawdę zrobi ci krzywdę?”. I co z tego, że mówili? Dla mnie to nie miało znaczenia. W końcu przestali mówić o pomocy.

Za to on mówił: „Liż podłogę, bo inaczej nie przestanę cię bić”, a ja myślałam: „Zabij mnie, nie dam się poniżyć”. Tak lizanie podłogi było dla mnie bardziej poniżające niż to, że traktował mnie gorzej niż psa. Co jeszcze mówił? Nie powtórzę, bo mi wstyd. Ta podłoga, to było nic…

Kiedyś, po tym, jak mnie pobił po raz kolejny zastanawiałam się, czy moja twarz wróci do normalnego wyglądu. Nie byłam w stanie rozpoznać się w lustrze. Zamykał mnie w mieszkaniu, a w pracy mówił, że mam ospę. Zamykał na tydzień, czasami na dwa. Zabierał klucze, telefon. Kupował specjalne kosmetyki do maskowania siniaków. Aktorzy takich używają.

Mówił, że jestem nikim, że jestem brzydka nijaka, że nikt mnie nie zechce, że nic nie jestem warta.

Czytałam dużo. Szukałam zagranicznych publikacji o osobowościach psychopatycznych. Chciałam go zrozumieć. Rozmawialiśmy o tym, mówiłam mu, że to nie jest normalne, że on mnie bije. A on tłumaczył, że bije mnie, kiedy brak mu argumentów, kiedy nie potrafi rozładować emocji

Znalazłam publikację anglojęzyczną jakieś pani psycholog, która mówiła, że ludziom takim jak on, ze skłonnością do przemocy, można pomóc. Że każdy może im pomóc swoją pracą i cierpliwością. Tej myśli się uczepiłam. Chciałam go naprawić. Tak, to było moje zadanie, moja ambicja. Udowodnię wszystkim, że mi się uda, że on się zmieni, że będzie innym człowiekiem. On mnie bił, a ja myślałam, jak mu pomóc. Nie sobie, jemu.

Piłam. Zaraz po pracy przygotowując obiad otwierałam butelkę wina. Słysząc tylko jego kroki, wiedziałam, czy za chwilę nie zacznie bić.

Zdradzał mnie. Wiedziałam o tym. Zresztą on się nie ukrywał. Pobił mnie kiedyś przy jednej z tych kobiet. Był sfrustrowany, że tam byłam, a on z nią chciał coś więcej. Byłam dumna, że jednak do mnie wraca, że to ja jestem najważniejsza. I pewna, że nigdy mnie nie zostawi. Za dużo o nim wiedziałam, za bardzo go rozgryzłam…

Bił coraz częściej. Nie wiem, jak uciekłam. Nie wiem, jak znalazłam w sobie siłę. Przyjaciółka wynajęła dla nas dwóch mieszkanie, namówiła mnie na wspólną firmę. Wszystko robiłyśmy po kryjomu.

Pamiętam – miałam uciec w środę, skłamałam, że mogę dopiero w niedzielę. Wyjechaliśmy, a ja zostawiłam klucz pod wycieraczką. Przyjaciółka z moim tatą przyjechali spakować i zabrać moje rzeczy podczas naszej nieobecności. Jemu powiedziałam, że idę do kosmetyczki, a poszłam do knajpy. Piłam. Piłam i myślałam, czemu się zgodziłam, czemu przyjaciółce obiecałam, że z nią zamieszkam, że poprowadzę wspólną firmę. Byłam załamana, że nie mogę się wycofać. Zabrała mnie pijaną niemal do nieprzytomności…

Co jest najtrudniejsze? Nie to, że on bije, że znęca się psychicznie. Najtrudniejszy jest powrót do normalności. Do życia. Byłam uzależniona od tych emocji – od szaleństwa miłości, fascynacji, po cierpienie i ból – fizyczny i psychiczny. Terapeutka, u której raz byłam powiedziała: „Nie widzi pani, że kocha jak pani matka? Bezwarunkowo. Że ona chce swoje dzieci ustrzec przed całym złem, ochronić, naprawić wasze błędy. Pani też tak kocha?”. Moi rodzice to nie było szczęśliwe małżeństwo, ale w domu nie było przemocy. Tylko o uwagę ojca musiałam zawsze zabiegać…

Zostawiłam go i piłam. Nie wstawałam z łóżka. Wpadłam w internetowe znajomości bez reszty. Wino, łóżko, Internet. Nic więcej nie miało znaczenia, bo jego nie było obok. Byłam z nim trzy i pół roku.

Wyciągnęła mnie przyjaciółka. Jej wsparcie. Jej wiara we mnie. Dzisiaj widzę, jak się zmieniłam. Jak z tyłu głowy mam: „Nie dasz rady, jesteś nikim”. Myślałam, że byłam odporna na jego słowa… One sięgały jednak głębiej niż kopniaki… Psychiatra powiedziała, że cierpię na zespół pourazowy. Nie wzięłam psychotropów, w końcu jestem twarda.

Tylko wkurzam się, jak ktoś mówi: „Głupia, po co ona z nim jest”. Nie zrozumiesz.

Zaraz minie rok, odkąd nie jesteśmy razem. On pisał, dzwonił, spotykaliśmy się nawet jakiś czas, ale mówił, że jestem nieobecna. Bałam się, że nie przestanę go kochać. Że to taka miłość, której nie da się wyrzucić z siebie… Od dwóch miesięcy mamy kontakt. Pomagam mu, jak coś potrzebuje, chcę mu pokazać, że jestem lepsza od niego… Nie, na pewno nie wrócę. Nie kocham go już.


wysłuchała Ewa Raczyńska