Go to content

„Szczerze jej nienawidziłam, kiedy odbiła mi męża. Dwa lata później karma wróciła, spotkało ją to samo”

Fot. iStock / ljubaphoto

Bo ja cię kocham

Z Dawidem znaliśmy się jeszcze z podwórka, jak przysłowiowe łyse konie. Nie było między nami wielkiej namiętności, szalona miłość nas nie paraliżowała. Łączyła nas przeogromna przyjaźń, lubiliśmy się, rozumieliśmy w pół słowa, byliśmy dwoma połówkami jabłka, które w życiu się spotkały. To ja mu się oświadczyłam, na festiwalu country w Mrągowie. Kilka piw za dużo, kilka hamulców za mało. Wypaliłam mu znienacka, że go kocham i chcę zostać jego żoną. Pół roku później odbyła się skromna ceremonia, na której byliśmy sami, tylko ze świadkami.

Nowa koleżanka

Po ślubie przeprowadziliśmy się w rodzinne strony męża, gdzie w dużej korporacji został dyrektorem. Trzysta kilometrów od życia, które znałam. Czułam się osamotniona, bez rodziny, przyjaciół, dawnego domu. Biuro z Dawidem dzieliła sekretarka, Eliza. Wesoła trzpiotka, która wbrew wszystkim zasadom do pracy często przychodziła w dresie i bez makijażu. Miała w sobie coś takiego, że ją polubiłam. Spotkałyśmy się kilka razy w kinie, na obiedzie, w galerii na zakupach. Wpadała też do nas do domu. Jak się później okazało, najbardziej lubiła te momenty, kiedy bywaliśmy we troje. Cieszyłam się, że zyskałam koleżankę. Moja czujność była uśpiona.

Jestem zajęty, kochanie

Dawid zaczął się dziwnie zachowywać. Coraz później wracał z pracy, był jakiś spięty, podenerwowany. W domu wyczuwało się duszną atmosferę, miałam wrażenie, że mój własny mąż zaczyna mnie unikać. Umówiłam się z Elizą na piwo, chciałam jej się wyżalić. Wypytywała szczegółowo, o co mi chodzi, dociekała, jak wygląda nasza sytuacja w domu. Opowiadała, że mają nawał obowiązków w pracy, że nie powinnam się tak martwić, Dawid jest przecież zmęczony i zestresowany. Bardzo go chwaliła, na samą myśl o nim szeroko się uśmiechała. Do domu wróciłam spokojniejsza. Nazajutrz wieczorem miałam ochotę spotkać się z nią znowu. Nie odbierała. Dawid do domu wrócił nad ranem i przy śniadaniu ze stoickim spokojem powiedział, że chce rozwodu, że mam się nie denerwować, ponieważ zostawia mi auto i mieszkanie. W pierwszej chwili wybuchnęłam śmiechem, myślałam, że to świetny żart, który prawie mu się udał. W drugiej łzy leciały mi ciurkiem po twarzy. To była szczera prawda, mój mąż był śmiertelnie poważny i nijak nie żartował.

Długa droga

Jeszcze tej samej nocy z jedną walizką w dłoni spędziłam kilka godzin na dworcu czekając na pociąg, który miał mnie zawieść do siostry. Przepłakała ze mną kilka dobrych godzin. Nie chciałam wracać, byłam bezradna, nie miałam swojego miejsca na ziemi, nie miałam już domu. Próbowałam kilkukrotnie jeszcze dodzwonić się do Elizy, ta wciąż nie odbierała. Było już po północy, kiedy dostałam od niej krótką wiadomość. Napisała mi tylko: „przepraszam”. Wtedy dotarła do mnie gorzka prawda. To był sztylet wbity w moje serce, przeszywający je z impetem na wylot.

Moja wina

Byłam przerażona swoją naiwnością i tym jak nieopatrznie się z Elizą zaprzyjaźniłam. Jak bardzo lekceważyłam alarmowe sygnały. Jak mogłam przeoczyć ich krętactwa? Ból był ogromny, bo bolało podwójnie. Miałam w głowie setki pytań bez odpowiedzi i dziesiątki scenariuszy. Dlaczego mi to zrobili? Czy to on ją, czy też ona jego uwiodła? Może mogłam być lepszą żoną, bardziej wyrozumiałą, lepszą w łóżku, troskliwszą, lepiej zadbaną. Obwiniałam się, że dopuściłam do tej sytuacji. Myślałam, że obudzę się z tego koszmaru. Kiedy poranek przyniósł kolejny dzień, z którym musiałam się zmierzyć, pomyślałam, że kiedyś się na nich zemszczę.

Koniec

W sądzie chcieli zrobić ze mnie wariatkę. Eliza wykorzystała wszystkie moje tajemnice mówiąc o nich mojemu jeszcze wówczas obecnemu mężowi. Wywleczono każdy najdrobniejszy fakt, jak chociażby to, że od kilku lat z powodu nerwicy natręctw leczyłam się psychiatrycznie. Mój mąż mówił, że nasze małżeństwo jest fikcją i tylko ot tak z tytułu wysługi lat byliśmy razem. Przeżyłam prawdziwe piekło. Rozwód dostaliśmy na drugiej rozprawie. Od życzliwych wiem, że Eliza chełpiła się, że z nią to Dawid weźmie prawdziwy ślub w kościele. Ślub wyższy rangą od tego naszego, bo nas nie połączył przecież Bóg, tylko wyblakły już urzędowy papierek.

Bo jak nie ja, to kto?

Jakoś się pozbierałam. Zostałam w rodzinnym mieście Dawida, bo choć nie szukałam pracy, to ona znalazła mnie sama. Unikałam miejsc, w których mogłabym ich spotkać, choć znajomi szczegółów mi nie oszczędzali. Wiedziałam, że remontują dom po jej matce, starają się o dziecko, że wzięli ślub z imprezą na sto osób, nadal pracują wspólnie, że są szczęśliwi i zakochani. Kochamy się, chcemy być razem – te słowa dźwięczały mi w głowie, bywały momenty, w których myślałam, że oszaleję. Chwilami chciałam, żeby Dawid stanął w drzwiach, powiedział, że to pomyłka, żeby wszystkiemu zaprzeczył. Byłam zazdrosna o ich permanentny stan szczęścia. Sama mężczyzn trzymałam na dystans, choć mówiąc nieskromnie – chętnych nie brakowało.

Czas leczy rany

Dwa lata później Eliza szła w moją stronę korytarzem miejscowej galerii. Widziałam ją tuż z naprzeciwka, nie byłam stanie uniknąć tego spotkania. Podniosła dłoń geście powitania i choć w pierwszej chwili poczułam jak krew kotłuje mi się w żyłach, na moment się zatrzymałam. Widziałam, że jest smutna i zestresowana, z rąk wypadła jej torebka. Była cieniem samej siebie i nie przypominała tej rezolutnej dziewczyny, którą poznałam. „Słyszałaś już?” – zapytała? Zaprzeczyłam o wtedy usłyszałam, że nasz były mąż (mój i jej już prawie, byli właśnie w trakcie rozwodu) spodziewa się dziecka i jest szaleńczo zakochany. W nikim innym jak… w nowo zatrudnionej sekretarce. To drań – pomyślałam w pierwszej chwili i odruchowo złapałam Elizę za rękę, kiedy zobaczyłam łzy spływające po jej twarzy. Może zabrzmi to dziwnie, ale szczerze jej współczułam. Na tamten moment czas uleczył już moje rany, a ona stała przede mną niczym moje odbicie lustrzane, a ja wiedziałam, jak smakuje to cierpienie, i że przed nią długa i wyboista droga.

Solidarność jajników

Zawsze miałam taką cechę charakteru, której inni nijak nie rozumieli. Nie potrafiłam chować urazy. Historia lubi się powtarzać, Dawid znalazł sobie młodszą, postąpił z Elizą podobnie jak ze mną kiedyś. Wyciągnęłam do niej pomocną dłoń, choć mogłam zrobić to, co ona kiedyś mnie i wbić jej w serce szpilę. Szczerze mówiąc, to ze stratą męża pogodziłam się szybciej niż ze stratą Elizy. No bo jak mogła przerwać solidarność jajników? Dziś obie wiemy, że Dawid był nic nie wartym facetem, nie mającym za grosz honoru. Dziś obie wiemy, że w kobietach jest siła, a najlepiej odegraną w życiu sztuką jest sztuka wybaczania. Nic tak nie łączy jak niechęć do mężczyzny, którego się kiedyś kochało.

Dziś już nie mam żalu

Jesteśmy wciąż młode, choć sporo obie przeżyłyśmy. Życie nas nie oszczędzało, pozwalało unosić się na fali emocji, żeby potem wyrzucić nas samotnie na brzegu. Musiałam stracić wszystko, żeby upaść na samo dno tylko po to, żeby z impetem się od niego odbić. A Eliza? Szczerze jej nienawidziłam, kiedy odbiła mi męża. Młodsza, ładniejsza, lepiej wykształcona. Dwa lata później karma wróciła, spotkało ją to samo. Dziś już nie mam żalu. Kiedyś byłyśmy rywalkami, dziś łączy nas przyjaźń.