Ewa ma 34 lata, od pięciu choruje na niedoczynność tarczycy, ale leczy się od dwudziestu jeden miesięcy. Późno zdiagnozowano u niej Hashimoto. Lekarze mówili jej, że ma stany depresyjne „ale to niegroźne” , że może to alergia (zrobiła wszelkie możliwe testy), że jest przemęczona, albo… że nic jest nie jest. Ten dziwny stan, który jak sama mówi, prawie zabrał jej wszystko, co najważniejsze: radość życia, pasję, która jest również jej pracą, a przede wszystkim – małżeństwo – reguluje teraz za pomocą małych, białych tabletek. Tabletek, które pozwalają jej wierzyć, że wszystko się jakoś w końcu ułoży.
Najpierw Jacek myślał, że Ewa kogoś poznała, że się zakochała, że go odtrąca, bo nie wie, jak wyznać mu prawdę. Przypadek sprawił, że pierwsze symptomy choroby Ewy pojawiły się pół roku po ich ślubie. Niekontrolowana złość, wahania nastroju, pretensje lub zupełna obojętność i niepokojący brak zainteresowania seksem– wszystko to pojawiło się dość nagle, bez żadnej logicznej przyczyny, bez uprzedzenia. Uderzyło go w twarz, dokładniej mówiąc. Na początku jedynie w przenośni, później, ręką Ewy.
Pierwszy szok? Kiedy Ewa wykrzyczała mu, że go nienawidzi, gdy Bogu ducha winny wrócił z pracy pół godziny później niż zwykle, tylko dlatego, że stał w korku. Dzwonił zresztą, ale nie odbierała. W domu zastał istną furię. Ewa – jego Ewa, usposobienie spokoju i chodzący uśmiech – krzyczała jak opętana, posługując się jakimiś nielogicznymi argumentami. Wyciągnęła mu nawet to, że kilka lat temu spóźnił się na jakąś ich randkę. Zdezorientowany Jacek wycofał się, myśląc, że może to jakiś wyjątkowo uciążliwy w tym miesiącu zespół napięcia, albo chwilowe problemy w pracy. Tego wieczora spał na kanapie, Ewa nie wpuściła go do sypialni. Kiedy rano próbował z nią o wszystkim porozmawiać, żona, przerażona tym, co się wydarzyło przeprosiła go i zaproponowała, by jak najszybciej zapomnieli. Odpuścił. Odetchnął, przytulił tę samą, jak mu się wydawało dawną Ewę. Niestety, wahania nastroju i napady złości wróciły już kilka dni później. Ze dwojoną siłą. Tym razem nie było przeprosin za okładanie pięściami.
Jacek nie wiedział, że Ewa nie przeprosiła go dlatego, że cała sytuacja ją przerosła. Nie kontrolowała swoich emocji, nie miała najmniejszego wpływu na to, co zrobiła i śmiertelnie ją to przeraziło. Do tego, ten trwający od dwóch tygodni stan podenerwowania, połączony z jakimś głębokim smutkiem. Czyżby zwariowała?
Mąż stwierdził, że Ewa ma romans. W tajemnicy przed żoną przejrzał jej telefon – SMS-y, pocztę, Facebooka. Nie znalazł żadnych dowodów zdrady, co utwierdziło go tylko w przekonaniu, że Ewa bardzo dobrze ukrywa swoją niewierność. Raz prawie nawet błagał ją, żeby przyznała się do winy – wściekła rzuciła w niego talerzem z gorącym makaronem. Trafiła w głowę, centymetry od skroni. Skończyło się na małym rozcięciu, ale ich małżeństwo zawisło na włosku.
O seksie nie było nawet mowy. Ewa odtrącała Jacka za każdym razem, gdy próbował się do niej zbliżyć. Nie mógł wiedzieć, że to skutek choroby – niedoczynność tarczycy znacznie obniża libido. Myślał po prostu, że jej już nie pociąga, albo że nie może się zmusić, by go dotknąć, bo jej głowa i serce należą do kogoś innego. Oddalili się od siebie, bardzo.
Potem pojawiła się ospałość. Ewa wracała z pracy (jest weterynarzem w klinice swojego znajomego ze studiów) i spała. Spała do wieczora, właściwie tylko po to, żeby wrzucić coś na ząb i położyć się spać. I pomimo, że nie jadła wiele, zaczęła przybierać na wadze. Zaniepokojony Jacek podejrzewał, że może jest w ciąży, potem, kiedy jego przeczucia nie sprawdzały się, że to coś poważniejszego. Dobrze pamiętał, że w podobny sposób u jego ojca zaczęła się choroba nowotworowa.
Tymczasem hormony w ciele Ewy szalały już na dobre, a ona sama miała narastajace poczucie, odchodzi od zmysłów. Kiedy w pracy bez powodu zalała się łzami, po tym jak przez kilka tygodni dosłownie „wyżywała się” na współpracownikach, szef wziął ją na bok na rozmowę. „Daję ci tydzień wolnego” – powiedział. – Zrób badania, idź do psychologa. Nie mogę pozwolić, żeby przez ciebie odeszły z pracy osoby, które źle traktujesz”.
W domu Jacek wziął Ewę za rękę, rozpłakali się oboje. Nie powiedział jej, że tego wieczora planował odejść. Następnego dnia poszli razem do lekarza. Ale nie od razu znaleziono przyczynę dolegliwości Ewy. Od kolejnych specjalistów wracali mniej lub bardziej uspokojeni, że nie dzieje się nic złego, a stan Ewy pogorszał się.
Właściwie naprawdę pomógł jej dopiero psychiatra. To on połączył w całość wszystkie dolegliwości i skierował na badania tarczycy. Diagnoza była momentem, w którym Ewa, pierwszy raz od dawna, odetchnęła głębiej. Choć demona ma w sobie już na stałe, wie przynamniej jak mu na imię.
Nie jest łatwo. To znaczy, odkąd Ewa bierze leki, jest dużo spokojniejsza, przypomina sobie jak to jest być szczęśliwą Ale małżeństwo z Hashimoto to małżeństwo ogromnego ryzyka, wymagające cierpliwości i ogromnej, szczerej miłości. Oboje wiedzą, że zdarzą się im jeszcze gorsze dni, że Jacek musi znaleźć w sobie dużo siły, a Ewa oswoić i zrozumieć swoją chorobę. Ale wierzą, że im się uda.