Go to content

„Nie znam kobiety, która choć raz nie udawałaby orgazmu. Nie idziemy na całość, boimy się puścić”

Libido - co wzmacnia, a co hamuje popęd seksualny
Fot. iStock/Libido

– Wciąż przecież są kobiety, które nasłuchały się od własnych mam albo babć, że seks to obowiązek małżeński i że te kobiety, które czerpią z niego przyjemność, są zboczone, puszczalskie, niemoralne. Chodzi o cały ten negatywny przekaz wokół kobiecej rozkoszy: Szanuj się! Uważaj! Kobiety boją się również ciąży, więc kontrolują partnera, a stosunek przerywany bardzo często sabotuje oba orgazmy i kładzie się cieniem na seksie obu stron. Kobiety boją się puścić kontrolę, bo wstydzą się spontanicznych dźwięków, czy robionych min – mówi Kamila Raczyńska, prowadząca profil „Dobre Ciało”.

Spotykamy się przy okazji badania przeprowadzonego w lipcu br. na zlecenie firmy Gedeon Richter Polska, dotyczącego życia erotycznego Polek, ich stosunku do własnego ciała i podejścia do seksu, którego efektem jest raport „Seksualna Mapa Polki”. Pani, jako edukatorka seksualna, trenerka kompetencji miękkich i ekspertka poproszona o udział w omówieniu badania, na pewno była żywo zainteresowana wynikami tego raportu. Tak, byłam bardzo zainteresowana! Czekałam z niecierpliwością na podsumowanie. Rozmowę prowadziła Agnieszka Grün-Kierzkowska.

Czy coś panią zaskoczyło w Seksualnej Mapie Polki?

Tak, kilka wskaźników zwróciło moją uwagę. Większość mnie zasmuciła, a jeden zaskoczył pozytywnie. To, co mnie szczerze zdziwiło, to fakt, że 30% respondentek zaznaczyło odpowiedź, że nigdy się nie masturbowały i to jest dość wysoki odsetek w moim odczuciu. Zastanowiło mnie, jak one interpretują to „nigdy”, bo przecież przechodzimy przez naturalny okres masturbacji dziecięcej. Czy respondentki po prostu nie pamiętają tego czasu, czy go wyparły? Czy były może nieświadome swoich zachowań? W kontekście uzyskanych danych aż 4% kobiet uważa, że masturbacja to zdrada. Zaskoczyło mnie, że takie podejście do samomiłości wciąż jest aktualne. A 2% badanych wręcz uważa, że masturbacja jest niezdrowa, choć nie sprecyzowały co to dokładnie dla niech oznacza. Czy ankietowane miały na myśli ryzyko, że się uzależnią, czy są to reperkusje historii, którymi straszono kiedyś dzieci, aby odwieść je od poznawania własnego ciała. Chyba najbardziej mnie zasmuciło, że 39% respondentek powiedziało, że nigdy i nigdzie nie szuka żadnych informacji dotyczących seksualności.

„Seksualna Mapa Polki” oddaje kobietom głos w sprawach seksu
„Seksualna Mapa Polki” oddaje kobietom głos w sprawach seksu

A może po prostu kobiety czują się kompetentne?

Bardzo chciałabym wierzyć, że to wynika z poczucia kompetencji. Wszystko wskazuje jednak, że niestety nie, skoro aż 10% badanych nie stosuje żadnych określeń na swoje miejsca intymne, nawet „tam na dole”. To była odrębna odpowiedź do zaznaczenia, którą też dość duża liczba kobiet wybrała. Zastanawiam się więc, jak one się komunikują z lekarzem w
gabinecie? Natomiast Aga Kozak, która jest dziennikarką i z którą nagrałyśmy odcinek specjalny naszego Podcastu Intymnego omawiający badanie, słusznie zauważyła, że być może to są te same kobiety, które w ogóle nie chodzą do lekarza ginekologa. Odsetek by się zgadzał – do ginekologa nie chodzi 10% respondentek. Więc, jeżeli mamy 39% respondentek, które nigdy i nigdzie nie szukają żadnych treści dotyczących swojego zdrowia seksualnego i seksu w ogóle, to jest to dla mnie mocno zasmucające. Zwłaszcza, że zaraz za tą daną idzie 28% kobiet, które zgłaszają, że odczuwają podczas stosunku na tyle mocny ból, że zabiera on im przyjemność z uprawiania seksu. A seks nie powinien boleć. Natomiast ucieszyło mnie, że
od 2019, czyli w ciągu 4 lat od poprzedniego badania, wzrósł odsetek kobiet, które są zadowolone ze swojego ciała. Wywindował on najbardziej w grupie +50. I te same kobiety zgłaszały, że podnosi im to przyjemność z seksu, bo przestały się wstydzić swojego ciała. A więc wygląda na to, że współczesne kobiety w wieku okołomenopauzalnym czują się ze sobą, w swoim ciele i też w kontekście własnej seksualności znacznie lepiej, niż Polki w tym samym wieku cztery lata temu.

Czy zgodzi się pani ze stwierdzeniem, że młode kobiety szukają w seksie właśnie takiego kanału do relacji, przyjemności, do uzyskania poczucia relaksu? I że rzadziej seks jest drogą, której celem jest prokreacja?

Tak na pewno, prokreacja zeszła na dalszy plan. Oczywiście pytanie, w jakiej grupie byśmy to badanie robili, prawda? To zależy też, w jakim momencie życia jest kobieta. Bo pewnie, gdybyśmy zapytały kobietę w ciągu pierwszych dwóch lat po ślubie, która jest z małej miejscowości, pochodzi z bardzo konserwatywnej rodziny, to zakładam, że jej odpowiedź
mogłaby brzmieć: seks= prokreacja, bo pewnie dotyczy jej większa presja społeczna na dziecko.

Gdybyśmy zadały to pytanie w grupie dwudziestosiedmio-, trzydziestolatek z Warszawy, które pracują w korporacjach, to odpowiedź byłaby zgoła odmienna. Seks raczej służy im właśnie do bliskości, budowania relacji, własnej przyjemności. Tak naprawdę, często istotna jest też inna kwestia. Nie chcę tego ostro określać, ale jednak praktykowana nadal jest jakaś
forma wymiany: ja ci dam seks, a ty mi coś innego, albo seks w nagrodę, jeżeli ty spełnisz moje oczekiwania. Takie przedmiotowe traktowanie seksu, „nagradzanie” seksem, albo właśnie ograniczanie go „ za karę”, wciąż ma się dobrze niestety. Albo udawanie kogoś lub czegoś w seksie, brak szczerości.

Właśnie, dlaczego kobiety decydują się na udawanie orgazmu? I dla kogo to robią, dla siebie, czy dla partnera/partnerki seksualnej?

W badaniu widzimy 51% kobiet, które przyznały, że udają czy też udawały kiedykolwiek orgazm. Jedne mówiły, że robią to, żeby zakończyć już i tak mało satysfakcjonujący lub bolesny stosunek. Często myślą: ja już i tak nie dojdę, już mnie boli, albo już mam sucho i po prostu jest niefajnie, więc udam orgazm, zamiast powiedzieć, że potrzebują przerwy, czy innej stymulacji. Jest też dość wysoki odsetek kobiet, które wprost powiedziały, że robią to, by nie urazić osoby partnerskiej, głównie chodzi o męskiego partnera.

Czy to udawanie uczucia rozkoszy nie zaprzecza autentyczności kobiety?

Ciekawe pytanie, ale szczerze, to nie wiem, jak wysoko w rankingu naszych potrzeb i wartości leży bycie autentyczną. Obawiam się, że autentyczność niestety wcale nie jest wysoko oceniana też przez potencjalnych partnerów, bo jako społeczeństwo wciąż chcemy widzieć kobietę „zrobioną”, albo „odstawioną”, w sensie wymalowaną, wystrojoną, albo
wręcz poprawioną zabiegami medycyny estetycznej. Czyli nadal jesteśmy zachęcane do tego, żeby mniej lub bardziej subtelnie coś w sobie poprawić, więc tak naprawdę nie wiem, ile z pytanych kobiet myśli o tym, że dla nich wartością jest bycie autentyczną. Bo autentyczność w seksie oznaczałaby, że wydają różne dźwięki, nad którymi nie panują, że ich ciało ma
fałdki, że seks ma smak i zapach. A my nie idziemy na całość w seksie. Nie puszczamy kontroli, cały czas boimy się tego, co będzie się działo, gdy „puścimy się w seksie”.

fot. iStock

Zatem czy Polki lubią seks?

Tak, deklarują, że dużo o nim myślą i że często mają na niego ochotę, tylko rzadziej go uprawiają, niż by naprawdę chciały. Gdy przychodzi codzienność aż 61% Polek mówi, „jestem po prostu za bardzo zmęczona, żeby myśleć o seksie”. Ciepła kąpiel i spokojny sen są wtedy bardziej atrakcyjne.

Z czym związana jest satysfakcja seksualna kobiet? Jak do orgazmu można kobietę doprowadzić lub ją zupełnie zablokować? Co stoi na przeszkodzie lub całkowicie uniemożliwia przeżywanie rozkoszy?

Większość respondentek wskazuje, że dla nich jest przede wszystkim ważne, to czy nie są zmęczone. Co jest afrodyzjakiem dla Polek? Oczywiście dobra relacja partnerska, dobry nastrój, „energia” w parze. Bardzo proste rzeczy są istotne: żeby mnie zabrał na randkę, żeby pomógł mi w obowiązkach domowych. Dla Polki, ale myślę, że generalnie dla kobiety tak zwana gra wstępna, naprawdę zaczyna się od tego, czy mąż rano wstawi rzeczy do zmywarki.

To poczucie, że nie wszystko jest na mojej głowie, jest bardzo istotne dla jakości relacji. My byśmy chciały, żeby mężczyzna pomógł nam rano ogarnąć dom, dzieci, żeby w ciągu dnia był z nami w kontakcie i wysyłał nam sms-y, niekoniecznie o zabarwieniu erotycznym. A niestety jest masa mężczyzn, dla których typowe jest takie zachowanie, o którym słyszę w gabinecie od lat: stoję przy garach i zmywam mam czoło zmarszczone, bo to ja pamiętam, że dziecku trzeba uszyć na bal przebierańców strój, psa trzeba zaszczepić i jeszcze teściowa wkrótce ma urodziny. A on podchodzi do mnie od tyłu, łapie mnie za cycki, potem klepie mnie jeszcze w tyłek i myśli, że to jest gra wstępna, a ja się szybko podniecę! To zachowanie partnerów doprowadza kobiety do szału. Z tego są kłótnie i poczucie niezrozumienia z obu stron: ona mówi, zabierz te ręce człowieku, a on, a potem narzekasz, że nigdy cię nie przytulam, albo że nigdy nie inicjuję, a jak inicjuje, to dostaje po łapach! Mężczyźni często nie rozumieją, że nasze podniecenie dłużej się buduje, że zwykle potrzebujemy więcej czułości i dotyku, nie
tylko erotycznego. Tak, żeby nie czuć się przedmiotowo w intymnej sytuacji. Nie jesteśmy w stanie włączyć sobie podniecenia na pstryknięcie palcami.

Badanie pokazało, że kilka procent ankietowanych nie wie, czy kiedykolwiek miała orgazm. Jak można to wytłumaczyć?

Po pierwsze, to może być ta sama grupa, która się nie masturbuje. To znaczy, że kobieta również ze sobą nigdy „nie doszła” do kulminacyjnego momentu. Czyli nie ma punktu odniesienia i nie ma z czym porównać doświadczenia w seksie partnerskim. Druga moja myśl jest taka, że kobiecy orgazm jest bardzo często pokazywany w sposób przekłamany i to nie tylko w porno, ale nawet w zwykłych filmach sugerujących, że kobiecy orgazm jest zawsze jak trzęsienie ziemi. Kobieta ryczy, krzyczy, szarpie i drapie. Na zdjęciach o tematyce erotycznej zawsze ma otwarte usta, jak w jakimś krzyku, do tego zgniecione prześcieradło i podrapane plecy partnera. Jeżeli cała nasza „edukacja seksualna” opiera się na takim przekazie, to ja się
nie dziwię, że kobieta dużo mniej subtelnego odczucia z ciała nie potrafi zauważyć. I sama już nie wie, czy to był orgazm czy nie. Więc myślę, że nam się wydaje, że to powinno być coś dużo bardziej spektakularnego, niż często jest.

Czy mogłaby Pani tak krótko powiedzieć, czym właściwie jest orgazm? I żeby właśnie, nie tyle sięgać po definicje medyczne, ile spróbować to sformułować w taki sposób wspierający dla kobiet, żeby mogły właśnie na bazie tej odpowiedzi powiedzieć sobie: czy ja wiem w końcu, co to jest orgazm, czy nie?

Nie ukrywam, że to dość trudne pytanie, bo ile kobiet by Pani spytała, tyle odpowiedzi by zapewne usłyszała. Postaram się to zrobić dobrze i zaczęłabym od tego, że przede wszystkim orgazm nie jest niezbędny do satysfakcjonującego seksu. Orgazm nie musi się pojawiać za każdym razem, kiedy mamy seks, z kimś albo ze sobą. Z pewnością jest to odczucie dużej
przyjemności i satysfakcji, pewnego rozładowania, natomiast jego natężenie może być bardzo różne. Oczywiście są biologiczne oznaki, które kobieta może sama zauważyć: czuje, że wejście do pochwy jest nawilżone i generalnie wzrasta lubrykacja. Przyspiesza oddech, co jest piękne, bo oznacza, że po naszym ciele krąży bardziej natleniona krew. Brodawki
sutkowe twardnieją, część kobiet faktycznie mówi o rozlewającym się po ciele cieple, czasami o drętwieniu palców i ust. Mogą się pojawić czerwone plamy, albo wypieki na twarzy i szyi. Te wszystkie objawy mogą, ale nie muszą wystąpić. Część kobiet postrzega swoje orgazmy jako gwałtowne i szybkie, jakby kichnięcie rozładowujące napięcie. Inne mówią, że to jest bardzo powolny, długi proces rozlewania się ciepła po ciele. Czyli dwa różne opisy, pewnie równie przyjemnego odczucia.

Sporo kobiet mówi, że płacze po orgazmach, które są tymi głębokimi orgazmami, od stymulacji szyjki macicy. Mnie to w ogóle nie dziwi, bo na szyjce macicy kończy się nasz nerw błędny, który jest najdłuższym nerwem, bardzo ważnym w naszym ciele. Wciąż go badamy i moim zdaniem, wciąż nie rozumiemy, jak kluczową rolę odegrał dla naszego gatunku. Więc ja się nie dziwię, że w momencie, kiedy mamy seks z kimś, kto sięga aż tak głęboko, metaforycznie i dosłownie, kończy się to rozładowującym napięcie szlochem. A część kobiet wręcz mówi o odczuciach prawie mistycznych i to też może się wydarzyć.

Czy można w jakiś sposób wzmocnić i przedłużyć ten punkt kulminacyjny (orgazm)?

Przede wszystkim oddychając i rozluźniając się, bo jednak mamy taki odruch, że bardzo często w momencie, kiedy zalewa nas fala rozkoszy, napinamy mięśnie. Często napinamy mięśnie pochwy, celowo, mając poczucie, że wtedy partnerowi będzie przyjemnie. Cały czas monitorując sytuację, zarządzając nią i kontrolując. To, co na pewno może nas wesprzeć, to
właśnie próba rozluźnienia ciała i oddychanie, ponieważ wówczas duża ilość świeżej krwi dopływa do mięśni dna miednicy, mięśni pochwy, krocza i łechtaczki. Nasze mięśnie zaczynają się dynamicznie kurczyć i rozkurczać, a następnie powinno mieć miejsce pełne rozluźnienie, żeby krew z powrotem odpłynęła z miednicy. Jeśli zaciśniemy zęby, zaciśniemy gardło, a kobiety bardzo często tak robią, to zaciśniemy też mięśnie pochwy. Oczywiście jest szansa, że osiągniemy w ten sposób orgazm, ale może się zdarzyć, że nadal będziemy czuły niedosyt. Poczucie, że za tą granicą było coś więcej. Kobiety często mówią, że boli je po seksie brzuch, a może się tak dziać m.in. z powodu dużego napięcia, które blokuje odpływ krwi. A krew odpłynie, jeżeli się rozluźnimy. Pomocne może być też wydawanie dźwięków z głębi brzucha, a nie z zaciśniętego gardła.

To jest jak przypływy i odpływy. To są fale, na które warto wsiąść i po prostu dać się im ponieść, nawet jeśli one mają nas doprowadzić do płaczu, sprawić, że się zaślinimy. Kobiety często potem mówią: Boże dostałam ślinotoku, jak się zorientowałam, że ślina mi cieknie po brodzie, po szyi, to myślałam tylko o tym, jak ja musiałam wyglądać!

Najważniejsze jest tak naprawdę zaufanie do własnego ciała i do tego procesu, że ono się otworzy, kiedy ma się otworzyć, wpuści, kiedy ma wpuścić. Jeżeli dźwięki albo ślinienie się, albo wybuch płaczu się pojawią, to znaczy, że tak miało być i to jest w porządku!

Czy mamy możliwość powiedzenia, czym charakteryzuje się męski, a czym damski orgazm?

Przede wszystkim, mówiąc o męskim orgazmie, warto pamiętać, że wytrysk nie jest tożsamy ze szczytowaniem. Wciąż za mało się o tym mówi. Myślę, że podstawowa różnica jest taka, że męskie podniecenie szybciej się buduje, orgazmy raczej są krótsze i u mężczyzn szybciej opada napięcie. U kobiet z reguły wszystko trwa dłużej.

To jest ważna informacja dla kobiet, które będą czytały nasz wywiad. W momencie, kiedy właśnie tak kontrolują sytuację i doszukują się czynników informujących je o tym, co przeżywa partner, to mogą też mylnie oceniać sytuację.

Tak i wywierać presję na partnera, że skoro nie miał wytrysku, to pewnie nie było mu dobrze. A przecież to nie jest prawdą. Kolejny potencjalnie grząski grunt może dotyczyć potrzeb, które mamy po seksie. Kobiety częściej zdają się mieć potrzebę relacyjności po orgazmie, porozmawiania z partnerem o tym, jakie było to niesamowite przeżycie itd. U kobiet statystycznie częściej pojawia się potrzeba kontaktu fizycznego i np. przytulenia po seksie, a nie „wyjścia na papierosa”.

Dzieje się tak dlatego, że podczas seksu wydziela się oksytocyna, hormon miłości i relacyjności, dlatego tak dobrze nam robi podtrzymanie tej relacji chwilę dłużej. W tym miejscu myślę, że warto zwrócić się do mężczyzn, bo wielu z nich ma niestety taki odruch, by po doprowadzeniu kobiety do orgazmu dłonią, zabierać ją gwałtownie, co zwykle nie jest dla nas przyjemne. Zachęcałabym, żeby dłużej zostać w kontakcie fizycznym, poczuć jeszcze te skurcze, pogłaskać wulwę, poczuć wilgoć ciała. Dla wielu kobiet takie nagłe „rozłączenie się” może być wręcz bolesne.

I to bym właśnie radziła mężczyznom, żeby się tak szybko nie rozłączali po seksie. Kobiece organizmy są inne, my potrzebujemy więcej czasu po przeżytym uniesieniu, my dłużej „lądujemy”.

Wpuszczając kogoś w ciało zwykle okazujemy ogromne zaufanie do drugiej osoby. Dla części z nas może to być duże wydarzenie. Rozumiem kobiety, które oczekują uszanowania tej „świętej” dla nich przestrzeni. Dla mnie uważny seks to współobecność, widzenie się wzajemnie i podążanie za sobą, trochę jak w tańcu.

Dlaczego nie każda kobieta odczuwa orgazm?

Myślę, że tutaj też powodów może być kilka. Te najłatwiejsze do omówienia są natury medycznej, czyli na przykład kobieta cierpi, bo ciągnie ją blizna po nacięciu krocza, albo doświadcza bólu podczas stosunku. Ciężko jest szczytować, kiedy nas coś boli. Wszelkie infekcje intymne też odbierają przyjemność. Więc tutaj mamy te kwestie, z którymi można iść albo do lekarza ginekologa i otwarcie powiedzieć, że nas boli. Albo do fizjoterapeuty urologicznego, zwłaszcza jeśli ból wynika z nadmiernego napięcia (czyli kobieta odczuwa ból i ciasność podczas penetracji, ale ma też np. zaciśnięte szczęki oraz bolesne miesiączki).

Istnieje też ogromny obszar zależności samopoczucia fizycznego od psychiki i znowu tutaj pojawia się problem kontroli: nie chcę odpuścić kontroli, bo boję się, co będzie, kiedy „się puszczę” metaforycznie. To może być np. kwestia przekonań wyniesionych z domu. Wciąż przecież są kobiety, które nasłuchały się od własnych mam albo babć, że seks to obowiązek
małżeński i że te kobiety, które czerpią z niego przyjemność, są zboczone, puszczalskie, niemoralne.

Chodzi o cały ten negatywny przekaz wokół kobiecej rozkoszy: Szanuj się! Uważaj! Kobiety boją się również ciąży, więc kontrolują partnera, a stosunek przerywany bardzo często sabotuje oba orgazmy i kładzie się cieniem na seksie obu stron.
Kobiety boją się puścić kontrolę, bo wstydzą się spontanicznych dźwięków, czy robionych min. Część jest zawstydzana przez swoich partnerów, którzy mówią na przykład: masz dziwną cipkę, moja była miała inną. Nie dziwi mnie, że kiedy słyszą coś takiego od swojego partnera, to oddala je to od orgazmu. Dzieci za ścianą też nie robią dobrze spontaniczności, bo się niestety nasłuchuje jednym uchem cały czas. Nie pomaga też przemęczenie i tak zwany „mental load”. To znaczy kobiety bardzo często łapią się na tym, że w trakcie seksu już myślą o tym, co mają za chwilę zrobić, o liście zakupów i brudnym praniu.

Aga Kozak bardzo ładnie mówi o symbolicznym wydzieleniu rytualnej „świętej przestrzeni” na czas spotkania na seks. Czyli żeby zostawić za drzwiami sypialni codzienne sprawy, które naprawdę mogą poczekać 20 minut. Bądźmy obecne podczas seksu na 100%. To, myślę, bardzo ważny przekaz dla kobiet.

Udawanie rozkoszy jest , jak już mówiłyśmy o tym, pewnego rodzaju fikcją, taką nieprawdą i czy w związku z tym nie jest szkodliwe?

Pewnie, że jest!

Ale ja się zastanawiam, gdzie ta granica udawania leży. Wyobrażam sobie, że na przykład część kobiet czując, że nie dojdą „organicznie”, czyli bez żadnej dodatkowej stymulacji, zaczyna fantazjować, celowo pracować mięśniami dna miednicy i pochwy, inicjuje dirty talk lub robi cokolwiek innego, co „podbije” im przyjemność. I teraz pojawia się pytanie, czy to jest już udawany orgazm, czy jest on tylko „podkręcony”? Osobiście nie mam nic przeciwko podkręcaniu orgazmu. Uważam, że naprawdę czasem jest tak, że własną pracą, też mentalną, jesteśmy w stanie poprawić sobie seks. Zrobić lepszym dla nas obojga. Natomiast, jeżeli chodzi o typowe udawanie, to znaczy naprawdę nie czuję nic, ale udaję dźwięki i miny, to nikt na tym nie skorzysta. Partner dostaje fałszywą informację zwrotną i myśli sobie: „czyli ten ruch jest dla niej przyjemny, zatem będę go powtarzał”. Więc podczas kolejnego seksu znowu będzie pieścił jej lewą wargę sromową, zamiast łechtaczki. I wpadamy już w pętlę, która prowadzi donikąd.

Czy brak orgazmu powoduje u kobiet poczucie winy?

Kobiety udają bardzo często właśnie po to, żeby usatysfakcjonować partnera. I, żeby go nagrodzić, że się postarał. Ale współodpowiedzialni są też mężczyźni, moim zdaniem, a winna jest m.in. pornografia. Więc tu ponownie zwracam się do mężczyzn. Nie róbcie partnerkom presji na orgazm, nie pytajcie, zwłaszcza w trakcie seksu: No dobrze ci było? Dobrze ci było? Spytać można na wiele różnych, budujących podniecenie sposobów: Czy ci przyjemnie gdy dotykam cię tu? Czy chcesz, żebym coś zrobił, żeby było ci jeszcze lepiej? Pokaż mi jak cię dotykać. Pokaż mi jak sama to robisz, chcę widzieć, gdy ci dobrze. Jeżeli kobietę to peszy, bo nie każda będzie się chciała dotykać przy swoim partnerze, może poprowadzić jego rękę. Ocierać się, pokazać mu jakie tempo jej odpowiada – mądry kochanek to zauważy i wykorzysta podczas seksu!

Ja nigdy nie usłyszałam zdania, które miałoby zabarwienie poczucia winy. Raczej słyszę zaniepokojenie o to, dokąd to udawanie ich zaprowadzi. Albo stwierdzenie, że „spieprzyłam sprawę 10 lat temu, zaczynając udawać”. Dużo niepokoju, jak po takiej dekadzie oszukiwania mają zacząć rozmowę o seksie, bo przecież często kobieta nie chce zranić partnera i nie ma
ochoty powiedzieć, że przez całą relację udawała wszystkie orgazmy. Często czują rozczarowanie, że zmarnowały tyle czasu, a przecież oboje zasługują na jakościowy seks.

W raporcie 21% badanych stwierdziło, że łatwiej właśnie doświadczają orgazmu podczas masturbacji, niż z partnerami. Jaki z tego płynie wniosek?

Zawsze powtarzam na ten temat jedno zdanie, że jesteśmy swoimi kochankami z najdłuższym stażem. Mało kto jest w stanie to przeskoczyć, więc mnie w ogóle nie dziwi, że same ze sobą szczytujemy szybciej i intensywniej. Mamy sprawdzone chwyty, techniki, ale też sprawdzone fantazje. Często to są fantazje, którymi wcale nie chcemy się dzielić z osobą partnerską. Na tym polega fantazja, że nie wszystko trzeba opowiadać.

Mam ogromny szacunek do intymności, również do intymności z samą sobą. Trochę tak jak Esther Perel, psychoterapeutka, która mówi o inteligencji erotycznej. Jej zdaniem pożądanie rodzi się w „szczelinie między mną a drugą osobą”. Jeżeli się zlejemy ze sobą całkowicie, to nie będzie miejsca na tarcie, na zagadkę, na jakiś lekki dreszczyk. Więc naprawdę nie musimy
opowiadać wszystkiego. Czasem kobiety swoje najbardziej intymne, wstydliwe dla nich fantazje mówią mężczyznom, z którymi mają jednorazowy, przelotny seks i wiedzą, że nigdy więcej ich nie zobaczą. I często właśnie podczas takiego seksu szczytują, bo puszczają im wszystkie hamulce.

Czy orgazm nie jest tak po prostu przereklamowany?

Uważam, że wpadliśmy w jakąś niepotrzebną pętlę wymagania od siebie nawet na polu seksualnym . Zawsze mówię, że jeżeli brak orgazmu nie jest źródłem cierpienia i frustracji dla kobiety, to nie ma sensu, żeby z tym chodziła od seksuologa do seksuologa, do ginekologa, do fizjoterapeuty itd. Natomiast, jeżeli faktycznie jest źródłem jakiejś frustracji, to warto się
nad tym pochylić. Naprawdę seks może być pięknym doświadczeniem, zbliżającym, bardzo namiętnym i rozkosznym, nawet jeżeli nie skończył się orgazmem.

Dla jednych ważny w życiu jest cel, bo tak mamy, że niektórzy z nas wyznaczają sobie ten azymut i to jest dla nich najważniejsze, a dla innych z kolei najważniejsza jest właśnie ta droga dochodzenia do celu. Jak można to przełożyć na perspektywę satysfakcjonującego seksu?

Ja z kolei jeszcze bym dodała do tego, że to może być jedna i ta sama osoba. Zwłaszcza jeżeli mówimy o kobiecie w kontekście jej cyklu. Bo może być tak, że w momencie, kiedy mam owulację, to mnie nie interesuje „droga”. Ja chcę błyskawicznego seksu na blacie w kuchni, jeszcze w ciuchach. I dojdę w 3 minuty, bo czuję, że idę po ten orgazm, jak po swoje! Część kobiet ma tak tuż przed samą miesiączką: w ogóle nie gadaj do mnie, drażnisz mnie, ale przelecieć mnie możesz, żeby mi rozładować to napięcie! Natomiast są też takie momenty w cyklu, mniej więcej tydzień przed miesiączką, kiedy jesteśmy obolałe, rozklejone i wówczas bardzo często mniej potrzebujemy orgazmu, a bardziej bliskości i łagodnego seksu, który nazywam „bujaniem się” ze sobą. Takiego przytulenia: wejdź we mnie i zostań po prostu, całuj mnie, przytul mnie! Możemy mieć różne temperamenty, a obie szkoły są super, a najlepiej by było, gdyby też w parze dobrały się osoby z podobnym temperamentem. I znowu informacja do mężczyzn, zwłaszcza tych, którzy lubią mieć pokategoryzowane pojęcia
i mówią swoim partnerkom: tydzień temu chciałaś na blacie i szybko, a teraz chcesz powoli w hamaku. O co chodzi?! Dokładnie tak, bo tydzień temu byłam w innym momencie cyklu i miałam inne potrzeby. Dlatego świetne jest zrozumienie przez mężczyzn cykliczności ich kobiet i tego, jak wpływa na libido, bo jest to cenna informacja.

Pięknie, to jeszcze na koniec, jakby tak domykając. Czy można prosić o jakieś przesłanie, jakąś radę, jakieś słowo dla kobiet od pani? Otulające, czy zachęcające lub motywujące? Co dzisiaj pani jest bliskie?

To, co jest mi najbliższe ostatnio, zarówno gdy rozmawiam z kobietami, jak i z mężczyznami, to refleksja, że wszyscy się boimy i wszyscy się wstydzimy. I to jest absolutnie uniwersalne uczucie dla obu płci, zwłaszcza w trakcie seksu, kiedy stajemy przed sobą totalnie bezbronni i nadzy. Naprawdę bardzo bym chciała, żeby kobiety przestały myśleć, że tylko one się wstydzą, albo że tylko im coś w seksie gdzieś podskakuje, albo że tylko one mają jakąś obawę. Wszyscy tak mamy, bądźmy dla siebie wyrozumiali…

Fot. Kaja Sosnowska

Kamila Raczyńska, edukatorka seksualna i menstruacyjna, doula towarzysząca w porodach,
poronieniach oraz w żałobie po stracie, trenerka umiejętności miękkich. Od 2015 roku
prowadzi projekt Dobre Ciało. Współprowadząca Podcast Intymny oraz współautorka
dwóch książek o szeroko rozumianej seksualności.