Chciała ratować swoje małżeństwo. Tyle razy zarzekała się, że już koniec, że odchodzi. I nic… „Nadal go kochasz” – powiedziałam, a ona skinęła tylko głową. Chociaż wszystko w niej krzyczało:„uciekaj”, to jednak za każdym razem wygrywała nadzieja, że może po tej rozmowie, on coś zrozumie, że coś się jednak zmieni. Nawet nie coś, tylko on. I zmieniał się na trzy dni, czasami na tydzień. Wracał wcześniej z pracy, dzwonił i pytał, co kupić. Oczywiście, że na zewnątrz mówiła: „Dupek, myśli, że tym mnie kupi, że oszuka, że zmięknę”, ale w środku cieszyły ją jego gesty, te próby. Miała nadzieję, że może tym razem będzie inaczej, może zobaczy, że w ich małżeństwie może być fajnie i miło, jeśli tylko on wykaże ciut chęci.
A po miesiącu wracali do punktu wyjścia. Ona z dziećmi pod pachą, biegająca z nimi do przedszkola, szkoły, lekarzy, na zajęcia pozalekcyjne i oczywiście pracująca – w domu, bo tylko zdalna praca dawała jej jakąkolwiek szansę na ogarnięcie rzeczywistości.
Tyle razy chciała wyjść, pie*dolnąć drzwiami i zostawić go z całym tym syfem, którego on był główną przyczyną. Ale coś ją trzymało. Przyjaciółki mówiły: „Dlaczego z nim jesteś? Do czego on ci potrzebny, przecież i tak wszystko robisz sama?”. A ona nie mogła znaleźć odpowiedzi. Fakt, był czas, kiedy on nie miał pracy i utrzymywała przez kilkanaście miesięcy ich rodzinę długi ciągną się za nimi do dzisiaj, bo nie sposób było ze wszystkim dać sobie radę, zwłaszcza gdy on leżał i patrzył w sufit nie wykazując żadnej chęci pomocy. Pewnie dałaby radę sama… A może jednak coś się zmieni?
„Samotne matki często mają mężów” – usłyszałam jakiś czas temu. I pomyślałam, jak bolesna to jest prawda. Jak często widzimy kobiety z dzieci robiące zakupy? Jedno dziecko w wózku sklepowym, drugie biega między półkami, a ona wybiera płatki, jogurty, uspakaja dzieci, żeby się nie kłóciły, przywołuje starsze, by nie uciekało. Przy kasie pakuje wszystko do toreb – wodę, mleko, dżem i miód, cytrynę, butelkę wina, ser żółty, pomidory i ogórki, trochę mięsa – pewnie na obiad. Obserwuję ją i myślę sobie, że na podstawie jej zakupów jestem w stanie określić jej życie. Potrzeby dzieci stawia na pierwszym miejscu, bo widać, jak skrupulatnie dla nich dobrała produkty. Przeważają te dzieciowe rzeczy – płatki, jogurty, ser żółty w kształcie jakiś stworków, parówki – te najlepsze z możliwych. Chciałabym wierzyć, że wino to na spotkanie z przyjaciółką, a nie wypijane samotnie jedna lampka wieczorem, gdy dzieci pójdą już spać, a mąż nadal nie będzie wracał z pracy, choć przecież obiecał, że będzie wcześniej. Że dzisiaj to już na pewno zdąży ucałować dzieci na dobranoc.
Samotne matki, które mają mężów, robią same zakupy, pamiętają, czego brakuje, co w domu trzeba uzupełnić. One wiedzą, czy kończy się kawa i czy dzieci mają owoce do zjedzenia.
Samotne matki pamiętają, jakie dziecko, na która godzinę i gdzie ma zajęcia, bo to one zawsze je zawożą i przywożą. Znają też doskonale samotne matki innych dzieci, bo często sobie nawzajem pomagają – odbierając na zmianę swoje dzieci z różnych miejsc. Rozumieją się bez słów, bo co tu właściwie tłumaczyć, że on znowu w pracy? Że nie można na niego nigdy liczyć, bo zawsze w ostatnim momencie coś mu wypadnie i wyśle SMS-a: „Nie zdążę”. I nie interesuje go, czy ty zdążysz, co ty zrobisz, co stanie się z dzieckiem. Najważniejsze jest, że on nie zdąży. I koniec. Kropka. Sprawa załatwiona jednym SMS-em. I jak możesz mieć pretensje? Przecież napisał!
Samotne matki wiedzą, jak mają na imię przyjaciele ich dzieci i gdzie ostatni raz ich syn czy córka obtłukli sobie kolano.
Samotne matki to te, które zawsze zdyszane wpadają na występy swoich dzieci. Siadają z ulgą, że zdążyły i nawet nie rozglądają się za drugim z rodziców, bo przecież wiadomo, że on nie przyjdzie, bo zebranie, korki, bo spotkanie służbowe. I już nawet nie dopytują, co naprawdę go zatrzymało, nie chcąc usłyszeć, że nic go nie obchodzi kolejny wierszyk, czy piosenka. Zresztą pewnie ty nagrasz i jeszcze ze szkoły czy przedszkola wyślesz mu wiadomość ze zdjęciami i z występami dzieci, żeby był na bieżąco, i pamiętał, że ma je pochwalić, kiedy wróci do domu.
Samotne matki same spinają domowy budżet. Płacą rachunki, wyliczają, ile potrzeba na życie i na co mogą sobie pozwolić w danym miesiącu. Czasami zastanawiają się, że jak to jest, że on tyle pracuje, a na większą ilość pieniędzy na wspólnym koncie to się nie przekłada. Ale zostawiasz to, już nie chce ci się po raz enty prowadzić dyskusji na ten sam temat. To i tak nic nie zmieni.
Samotne matki samotnie spędzają wieczory. Kładą dzieci spać, sprzątają mieszkanie po dziennym armagedonie i siadają z książką albo przed telewizorem ciesząc się ciszą. I chociaż on siedzi obok, czasami nawet w pokoju obok przed komputerem pracując lub grając w jakąś fascynującą grę, to one czują pustkę. Wiedzą, że są same, że nawet, gdy on położy się późno w nocy obok nich, to ona i tak jest sama.
Samotne matki myślą, że tak powinno być, że tak właśnie wyglądaj ich życie, bo podjęły dziesiątki prób, by go zmienić i nie się nie wydarzyło. Za każdym razem wracają do punktu wyjścia – jest kłótnia, łzy, rozmowa, groźba, że odejdę, że to już naprawdę koniec i… nadzieja, że może tym razem naprawdę w końcu i raz na zawsze wszystko będzie inaczej. Że może on zrozumiał, że to nie żarty i zabawa w rodzinę, że on też musi być za was w pełni odpowiedzialny.
Samotne matki nie wierzą w siebie. Wydają się sobie nic nie warte. Bo przecież to on i jego obowiązki są ważniejsze, bo zawsze stawia je wyżej niż swoją rodzinę. Jej praca nic nie znaczy, bo to on wychodzi na długie 10 czasami 11 godzin, choć wcale nie przynosi więcej pieniędzy od niej.
Samotne matki mówią sobie: „dzieci podrosną i naprawdę odejdę” i trzymają się tej myśli kurczowo wierząc, że kiedyś naprawdę to zrobią. Ale co dobrego jest tu dla dzieci? Sfrustrowana i nieszczęśliwa matka i ojciec pojawiający się, kiedy one właściwie śpią, a w weekend udający, że pracuje i nikt mu nie może przeszkadzać. Dzieci samotnych matek o nic go nie proszą, o nic nie pytają, wszystkie: „mamo chcę pić”, „mamo chcę jeść, „,mamo, co dzisiaj robimy” kierowane są do niej, bo one ojca nie zauważają. To gość, który się zjawia i daje jasny komunikat: „nie przeszkadzać mi”. I ty samotna matko, która masz męża, mówisz, że dla dzieci z nim jesteś? Może on lepiej by się nimi zajął i więcej im dał zabierając je co drugi weekend do siebie, niż żeby żył iluzją, że jest w porządku ojcem, bo do zajęć dzieci się dokłada.
Samotna matko, która masz męża, ja wiem, że najgorzej stracić nadzieję, bo jak bez niej cokolwiek zrobić, jak znaleźć siły i wiarę. Ale może twoja nadzieja jest źle ulokowana. Może powinnaś uwierzyć z całych swoich sił, że będziesz szczęśliwsza bez niego, mniej samotna żyjąc sama, może bardziej będziesz szanować siebie nie patrząc mu w oczy. Może siły i energię zainwestuj w siebie, w to dla ciebie dobre, a nie dla niego. Ocknij się, zobacz, jesteś sama i świetnie sobie radzisz! Może czas już odciąć ten bagaż, który ci ciąży. Czy może masz nadzieję, że on się jednak zmieni?