Go to content

Piotr Mosak: Krzyk sprząta mieszkanie, ale niszczy związek! Partnerstwo to życie przeplatane kryzysami, a nie kryzys przeplatany życiem

Piotr Mosak

Czym jest partnerstwo w związku? Jak dotrzeć do faceta, który nie chce pomagać w domu? Terapeuta Piotr Mosak: „Zawsze powtarzam, że aby zbudować związek, potrzebna jest miłość. Ale miłość absolutnie nie jest wystarczająca, żeby stworzyć szczęśliwy związek. Po jakimś czasie trzeba jednak… uprać gacie. Ich się nie pierze miłością, tylko działaniem. Dla kilku dobrych chwil naprawdę nie warto cierpieć. Partnerstwo to życie przeplatane kryzysami, a nie permanentny kryzys przeplatany życiem.

Czym jest partnerstwo w związku?

– Jeśli pani pozwoli, odwrócę to pytanie: co nie jest partnerstwem w związku? Na pewno nie chodzi tu o coś, co możemy nazwać sprawiedliwością społeczną, że w związku musi być po równo. Ludzie chcieliby ustawić to tak: „Ja sprzątam w poniedziałki, a ty w piątki. Będzie sprawiedliwie”. Tak się nie da, to jest wbrew naturze i dlatego nie wychodzi. Bo może ona ma uczulenie na kurz i od razu dostaje kataru, a on nie lubi zmywać naczyń, bo ma tendencję do tłuczenia. Dlatego ja bym powiedział, że w partnerstwie bardziej chodzi o to, ile każdy z nas może od siebie dać. A jeszcze bardziej, ile chce dać.

Dlaczego ważne jest to słowo „chcę”?

– Ponieważ partnerstwo to wzajemne uszczęśliwianie się. Harmonia polega na tym, że wkładamy coś z własnej woli i dostajemy z woli partnera. Jeśli jest miłość i partnerstwo, jest nieustanny przepływ dawań i pobrań. To dzieje się naturalnie. By tak było, na początku trzeba lepiej zrozumieć siebie: „Co mogę? Co lubię? W czym jestem przydatny? Co mi sprawia największą frajdę?” I tu pojawia się kolejne bardzo ważne słowo: asertywność. Ważne, by umieć określić: „Co mnie męczy? Czego nie potrafię? Czego nie lubię?” Bo kiedy zaczynamy coś robić wbrew sobie, niejako na siłę, to pojawia się niezadowolenie. Zwyczajnie męczymy się.

Chcę też podkreślić, że partnerstwo nie definiuje się tylko przez codzienne czynności. Partnerstwo to jest przecież też myślenie o drugiej osobie. Jeśli mam jakiś pomysł, to jednak z tyłu głowy zawsze zadaję sobie pytanie, jak zareaguje moja żona. Czy to nie jest jakiś mój chwilowy kaprys, który postawi ją w niekomfortowej sytuacji? Partnerstwo jest bezpiecznikiem, że nie zrobię niczego przeciwko ukochanej osobie. Myślę sobie: „Dobra, jeśli sprawię jej dyskomfort, to może zrezygnuję z pomysłu, bo tak naprawdę bardzo tego nie potrzebuję.”

Kobiety często oczekują od swoich mężczyzn, że będą robić to, co kulturowo przynależy do partnera. Jej ojciec był złotą rączką, więc kobieta wścieka się, że mąż nie potrafi odkręcić baterii w umywalce. Co wtedy?

– Kobiety w takich stacjach często idą same do sklepu hydraulicznego, kupują klucz francuski i robią w złości w domu za hydraulika. Pytają się: „Dlaczego ja, kobieta, muszę nauczyć się hydrauliki?” Dlatego podczas terapii zawsze zaczynam od tego, że proponuję rozpisanie rzeczy do zrobienia w skali roku: ktoś zajmuje się ogrodem, a drugi przywozi i wnosi do domu raz na miesiąc ciężkie zakupy z supermarketu czy wymienia koła przed zimą i jeździ na przeglądy.

Najpierw sami zaznaczamy na tej liście, co chętnie będziemy robić, z czym nie powinniśmy mieć problemu, a potem zostaje pula rzeczy, których nie lubi robić nikt i wtedy potrzebna jest jakaś mediacja. Ta reszta podlegać może ciągłym zmianom, aż się mniej więcej dopasujemy. Jeśli mężczyzna bierze na siebie naprawy wewnątrz domu, to jego partnerka nie powinna biec do sklepu po ten klucz francuski. Lepiej jak wykaże się cierpliwością i powie: „Misiu, ja wierzę, że to załatwisz”. Podkreślę słowo: załatwisz, ponieważ on wcale nie musi robić tego swoimi rękoma. Może zadzwonić po fachowca, jeśli na czymś się nie zna i zapłacić mu za tę pracę. Ważne, by została wykonana. Nagle okazuje się, że jego rolą jest po prostu załatwienie sprawy, a nie bycie hydraulikiem. Nagle też okazuje się, że ona nie musi prasować sama, bo można wynająć panią, która im w tym pomoże.

Pan mówi, że trzeba się umawiać, rozpisywać plany działań? Naprawdę to działa?

– W wielu związkach taki podział ról dzieje się harmonijnie i automatycznie, utrwalany przez lata wzajemnego poznawania się i uczenia siebie nawzajem. Jak w domu trzeba coś przystroić – robi to ona. Jak przesunąć coś ciężkiego – robi to on. Ale kiedy pojawia się kryzys i jedna ze stron na przykład czuje się wykorzystywana, to już trzeba wszystko rozpisać. Wszystko, co się tylko da, żeby zobaczyć, czy problem tej pary tak naprawdę nie jest głębszy. Często tak naprawdę samo rozpisanie rzeczy wystarcza, bo po prostu na przestrzeni lat ludzie potrafią się „zaplątać w swoich oczekiwaniach”.

Jednak bywa, że walki o to, kto odkurzy dywan, zasłaniają głębsze problemy pary. To mogą być zawiedzione nadzieje, walka o dominację, problemy ze sfery seksualnej, o której partnerzy wstydzą się ze sobą rozmawiać. Wiele spraw. Jednak kiedy para przychodzi do mnie z takim kłopotem, to mówię: „Najpierw uporządkujmy, co się tylko da na poziomie logistycznym i sprawdźmy, jak to będzie funkcjonować”. Ludzie często dziwią się. A ja wtedy odpowiadam: „Zaufajcie mi, robię to od lat”. Jeśli jednak, mimo uporządkowania wzajemnych pretensji o działania w domu, to nie pomaga, patrzymy, czy owa niewymieniona uszczelka nie jest czubkiem góry lodowej. Szukanie prawdziwego problemu w związku czasem trochę trwa, a problemy dnia codziennego świetnie go maskują.

Kobiety bywają bardzo uparte. „Masz jechać do Ziutki dziś i zawieźć jej obiad”. Delegują mężom obowiązki, które w ich mniemaniu nie podlegają negocjacji.

– Takie postępowanie, może świadczyć jednak o odrobinie przemocy w tym związku. Jeśli któraś ze stron mówi: „W sobotę ty robisz zakupy. Tak trzeba i kropka!”, to partner zawsze może powiedzieć z humorem: „Heloł, ale według jakich kryteriów tak jest postanowione? Poproszę mi przysłać linka do tego odgórnego postanowienia”. (śmiech). Albo bardziej empatycznie: „Ależ kochanie, bardzo mi przykro, wiem, że twój ojciec i dziadek robili zakupy w sobotę, ale w mojej rodzinie mężczyźni tak nie działali”. Tylko że my boimy się bronić, wolimy robić różne rzeczy dla świętego spokoju. Nie rozmawiamy, tylko się zgadzamy i oczywiście przez jakiś czas taka umowa będzie jakoś funkcjonować, ale w końcu dopadnie nas frustracja i nastąpi wybuch i bojkot. Zalecam wtedy asertywność, która jest przecież obroną bez ataku, bez agresji.

Tylko jak dotrzeć do takiego poziomu komunikacji?

– Wtedy proponuję kolejną rzecz: siadamy sobie i wyrzucamy wzajemne żale. Jeśli ktoś jest nieszczęśliwy i przytłoczony, to bez tego etapu nie pójdziemy dalej w rozwoju. Powiedzenie, co boli, uwiera i przeszkadza, nikogo oczywiście nie uszczęśliwi, ale w takiej rozmowie wiele może się wyjaśnić. To jest tak, jak z tą starą anegdotą, gdy dziadek mówi do babci: „Jak sobie przypomnę, że kiedym cię brał, nie byłaś dziewicą, to mnie szlag trafia”. Żale są jak kamyk w bucie. Oczywiście pokonamy z nim krótki dystans, ale na dłuższą metę sytuacja stanie się nie do zniesienia. Chodzenie z kamykiem w bucie nie działa, bo odbiera nam dobrą jakość życia. Kiedy pacjenci przychodzą na terapię, od razu chcą się rzucać na głęboką wodę, a ja im wtedy mówię: „Spokojnie, najpierw wyjmijmy te kamyczki z butów”.

Wiele kobiet opowiada, że ciągle muszą prosić męża o różne sprawy i są tym umęczone. Co robić, jeśli partner bez końca odracza np. posprzątanie kuwety?

– Na początek zacząłbym, czy była przeprowadzona rozmowa – „Czy my chcemy kota?”. Ja szczerze powiedziałem swojej rodzinie, że za kotami nie przepadam: „Wyrażam swoją zgodę, ale oficjalnie informuję wszystkich, że nie będę wymieniał żwirku w kuwecie”.

Udaje się panu słowa dotrzymać? Bo mi nie bardzo w kontekście spacerów z psem. Ostatnio nasz pies miał rozwolnienie i byłam z nim w ciągu doby osiem razy na spacerze.

– Ależ domownicy to pewnie wykorzystują, że pani łamie dane słowo i wychodzi na wszystkie spacery. My zapominamy o odpowiedzialności, która jest bardzo ważna, zwłaszcza podczas wychowywania dzieci. Kobieta może więc powiedzieć: Od pół godziny chodzę wokół gówien, bo pies ma rozwolnienie i śmierdzi na całe mieszkanie. Jak tego nie sprzątniecie, to ewentualnie podam wam obiad w tym bałaganie”. Jak partner leży sobie i gra na telefonie, to jednak powinniśmy być konsekwentni. Jeśli to nie my mieliśmy się tym sprzątaniem zajmować. Chodzi o to, żeby pokazać, że nam te ekskrementy aż tak nie przeszkadzają, że musimy się rzucić i sprzątnąć, bo każdy w domu to wykorzysta. Oczywiście jest to tylko jedna z metod pracy nad współpracą w domu.

A jeśli on nie chce negocjować. Mówi: Nie będę nic robił i już!”

– Zdarzają się mężczyźni bardzo roszczeniowi, przyzwyczajeni do obsługi. Ale są też kobiety, które potrzebują partnerów, którzy będą dla nich podnóżkiem. Jeśli w którymś momencie taki rozkład sił przestaje nam odpowiadać, to trzeba sobie zadać pytanie: Po co nam taki związek? By grzać się w promieniach zajebistości tej drugiej osoby?” By na własne życzenie przybijać się codziennie do krzyża?” Jeśli odpowiedź brzmi „nie chcę tak dalej żyć”, to są dwa rozwiązania: albo trzeba coś zmienić, albo rozstać się

Zawsze powtarzam, że aby zbudować związek, potrzebna jest miłość. Ale miłość absolutnie nie jest wystarczająca, żeby stworzyć szczęśliwy związek. Po jakimś czasie trzeba jednak… uprać gacie. Ich się nie pierze miłością, tylko działaniem. Dla kilku dobrych chwil naprawdę nie warto cierpieć. Partnerstwo to życie przeplatane kryzysami, a nie permanentny kryzys przeplatany życiem.

Odnoszę wrażenie, że mężczyźni nie potrafią przyznać się: „Nie daję rady, nie potrafię”. Są tacy, którzy nie mają prawa jazdy, ale wstydzą się przyznać, że nie czują się na siłach, by podejść do egzaminu.

– Najważniejsza jest jego postawa. Czy on w ogóle ma ochotę spróbować? Potem może powiedzieć: „Poszedłem, ale naprawdę mam w okularach minus 6 i nie dowidzę, błędnik mi wariuje. Może jak urodzą nam się dzieci, to zatrudnimy nianię z prawem jazdy, która pomoże ci w logistyce wożenia dzieci w różne miejsca?” Zawsze chodzi o to, by rozmawiać. Tylko że kobiety nie rzadko dominują rozmowę. Mogłyby powiedzieć: „Ty do mnie mów, a ja będę słuchać”. A panie gadają, gadają i nie słuchają. W czasie terapii mówię w takiej sytuacji: „Dlaczego pan się nie odzywa?” On wtedy zazwyczaj odpowiada: „Co mam mówić, jak moja żona wszystko wie lepiej”.

Mężczyźni coraz częściej czują się dominowani i zmuszani, a najgorzej, jak partnerka mówi: „Co z ciebie za mężczyzna?” Kobiety walczą ze stereotypami związanymi ze swoją płcią. Natomiast mężczyźni milczą, nie walczą, nie walczą ze stereotypami dotyczącymi mężczyzn. Bo czy nie jest stereotypem to, że facet musi umieć prowadzić samochód?

To może właśnie nadchodzi czas, by panowie też walczyli?

– Pewnie. Przyczyny zazwyczaj jednak tkwią w niskim poczuciu własnej wartości, które powoduje to, że nie potrafimy być asertywni. W zamian za to stajemy się bierni lub agresywni. A ćwicząc się w asertywności, rośnie nam poczucie własnej wartości. Koło się zamyka.

Wielu kobietom brakuje cierpliwości. Co robić, jak łazienka jest nieposprzątana? Mogę wymagać od partnera, by zrobił to natychmiast: tu i teraz?

– Na pewno nie możemy wydawać poleceń. Partnerstwo to równa pozycja. Dlatego warto rozmawiać: „Marzyłabym, żebyś sprzątnął łazienkę”. A on: „Ale wiesz, że ja tego nie lubię?! Czy mogę zrobić cokolwiek innego?” Ona: „Dobrze, to pościeraj kurze”. On: „Nie wiem, nie wiem… Może w piątek wieczorem to zrobię”. Ona: „Okej”. A jak przychodzi piątek, on mówi: „Kochanie, przepraszam, ale padam na twarz”. Ona: „To kiedy wolisz? Może sobota rano?”.

Ja bym nie była taka cierpliwa. Nakrzyczałabym na partnera.

– I co by pani z takiej awantury przyszło?

Partner w końcu, by wytarł ten kurz, jakby dotarło do niego, że już doprowadził mnie do ostateczności.

– Ale mógłby powiedzieć też tak: „Nie życzę sobie krzyków” i wyjść z domu. Krzyk czyści mieszkanie, ale niszczy związek. Ważne, żeby z rozmowy zrodziła się jakaś jego chęć, a nie przymus.

Pana żona jest aż tak cierpliwa?

– Powiem pani, że ja siedem lat zmywałem naczynia, czego szczerze zawsze nie cierpiałem. Po siedmiu latach małżeństwa przestałem.

Za zgodą żony?

– Oczywiście. W końcu udało mi się ją przekonać i powiedziała: „No dobra, to nie rób już tego”.

 

Piotr Mosak. Psycholog. Terapeuta par. Ponad dwudziestoletnie doświadczenie w pracy z parami i wszystkimi potrzebującymi. Szczegóły na stronie www.psycholog.com.pl Instagram @piotr.mosak.official
30 lat w małżeństwie i trójka dzieci. Dwa psy, rybki w oczku, krety w trawniku i… kot.